Aplikacje randkowe stworzyły nam nowe, niezliczone możliwości znalezienia relacji, jakiej pragniemy, niezależnie od tego, czy szukamy przelotnego romansu, stałego związku czy po prostu chcemy poznawać nowych ludzi. Jednocześnie nawiązanie głębokiej, trwałej i znaczącej więzi wydaje się dzisiaj trudno osiągalne. Bardzo często naszym celem jest znaleźć partnera, który pasowałby do naszych wymagań. Jesteśmy usatysfakcjonowani tym, jak wygląda randkowanie i związki w „erze Tindera” czy też wciąż nam czegoś brakuje?
Entuzjaści i sceptycy
Znam osoby, które poznały się na Tinderze i teraz są ze sobą już od kilku lat, mają wspólne plany na przyszłość. Znam takie, które nie wierzą, że na Tinderze można znaleźć wartościową relację. Znam ludzi, którzy szukają od dłuższego czasu i są już trochę zniechęceni, ale wciąż mają nadzieję. Są i tacy, którzy entuzjastycznie podchodzą do możliwości, jakie dają aplikacje randkowe. Niektórzy widzą w nich ucieczkę od rzeczywistości, która nie spełnia ich oczekiwań. Sama zaliczam się do grupy nieco sceptycznej, jednak nie wykluczam, że może z tego wyjść coś dobrego. Jednocześnie czuję, że dosyć trudno, swipe’ując w lewo i w prawo, znaleźć osobę, z którą będzie można nawiązać naprawdę głęboką relację i z którą, być może, będzie się chciało spędzić życie. Cóż, nie każdy musi być stuprocentowym entuzjastą nowoczesnych technologii i cyfrowych rozwiązań w kwestii miłości i związków. Jednak myślę, że temat wart jest chwili refleksji, ponieważ bardzo dynamicznie kształtuje nasze podejście, wyobrażenia, oczekiwania. Poza tym, przecież nie tylko single korzystają z Tindera – robią to również osoby pozostające w związkach, małżeństwach. Aplikacja daje kuszącą obietnicę zachowania anonimowości, jeżeli tylko ktoś pragnie ją zachować. Stąd nie tylko znalezienie drugiej połówki, ale i zdrada stała się łatwiejsza niż przedtem.
„Tego kwiatu jest pół światu”
Po co zadowalać się jedną osobą, skoro jednocześnie możemy spotykać z wieloma ludźmi, z których każdy będzie miał do zaoferowania coś innego? Kiedy mamy tak duży wybór, zdecydowanie się na jedną osobę, jedną relację, wydaje się wyjątkowo trudne. Skąd mamy mieć pewność, że warto dla akurat tej osoby zrezygnować z innych, potencjalnych możliwości? Może znalazłby się ktoś, kto jeszcze bardziej odpowiada naszym wymaganiom i kryteriom, z kim by nam było jeszcze lepiej? Ktoś, przy kim byśmy bardziej realizowali swoje potrzeby i się spełniali życiowo? A może najlepszym wyjściem jest próbowanie wielu rzeczy, nie wchodząc zbyt głęboko w żadną relację?
Z pewnością ma to swoje plusy i minusy. Spotykanie się z wieloma osobami jednocześnie może dawać dużo satysfakcji i dreszczyk emocji. Jednak może być tak, że do nikogo tak naprawdę się nie zbliżamy, nie poznajemy nikogo głębiej, jedynie powierzchownie. Być może realizujemy w ten sposób jakieś swoje potrzeby, a inne pozostają niezaspokojone, chociażby potrzeba bliskości, zaufania komuś, oparcia się na kimś, otworzenia się przed kimś i zaoferowania mu tego samego…
Bliskość potrafi budzić lęk. Z jakichś powodów bronimy się przed nią, uciekamy. Zdarza się, że wmawiamy sobie, że jej nie potrzebujemy, gdy tak naprawdę potrzebujemy, ale boimy się. Wolimy ukryć się za murem samodzielności, niezależności. Budujemy wizerunek osoby, która dyktuje warunki, zdobywa. W rzeczywistości może być tak, że nie zbliżamy się do nikogo, bo obawiamy się, że ktoś nas zrani, opuści, zdradzi, nie odwzajemni naszych uczuć i pragnień. Że poczujemy się wówczas „niewystarczający” dla kogoś, na kim nam zależy, a nasza samoocena legnie w gruzach. Możemy również bać się utraty siebie, swojej tożsamości, tego, że druga osoba będzie chciała nam coś narzucić, że będziemy musieli zrezygnować z ważnych dla siebie planów, celów, przyzwyczajeń, pasji, relacji…
Być razem nie tracąc siebie
Coraz częściej stawiamy swoje potrzeby i plany na pierwszym miejscu. Oczekiwania innych wobec nas schodzą na dalszy plan. Chcielibyśmy, aby nasz partner dostosował się do nas, by związek nie zaburzał naszego trybu życia. Ktoś mógłby nazwać taką postawę egoistyczną, ale ma ona wiele plusów. Dobrze jest znać swoje priorytety i trzymać się ich. Oczekiwania innych wobec nas nie są tak ważne, jak nasze wewnętrzne potrzeby. Warto komunikować je partnerowi, możemy wówczas wychodzić sobie naprzeciw w kwestii realizowania indywidualnych potrzeb i celów. Oprócz celów indywidualnych pojawiają się także w związku wspólne cele. I te, i te są bardzo ważne. Oczywiście czasami mogą stać ze sobą w sprzeczności. Wówczas potrzebne są szczere rozmowy i bardzo możliwe, że także ustępstwa z każdej ze stron. Nie musi nas to przerażać – w końcu wszystko pozostaje naszą dobrowolną decyzją! Nikt nie może nas zmusić, abyśmy się poświęcali i rezygnowali z czegokolwiek. Możemy zadecydować, że to zrobimy, gdy stwierdzimy, że jest to koniecznie dla dobra związku i drugiej osoby, na której nam zależy.
Zamiast podsumowania – kilka kwestii, które warto mieć na uwadze, randkując, poznając ludzi, szukając miłości w „erze Tindera”:
- Idealny związek, który da nam wszystko, czego potrzebujemy i/lub który nie będzie wymagał wysiłku z naszej strony, nie istnieje.
- Jeżeli jestem w wielu relacjach na raz, może być tak, że żadnej z nich nie pogłębiam, w żadnej nie daję i nie otrzymuję prawdziwego wparcia, w żadnej nie doświadczam rzeczywistej bliskości.
- Warto zdawać sobie sprawę, jakiej relacji się poszukuje i komunikować to drugiej osobie. Sprawdźcie, czy macie podobną wizję waszej znajomości oraz czasu i zaangażowania, jakie chcecie w nią włożyć.
- Dobry, zdrowy związek nie polega na zlaniu się w jedno, a na utrzymywaniu harmonii między zależnością a niezależnością, jednością a odrębnością.
- Wszystko ma swój czas, a cierpliwość może się opłacić. Nie warto wchodzić w relacje na siłę, tylko po to, by „kogoś mieć” albo by uszczęśliwić drugą osobę.
Z lęku przed odrzuceniem budujemy dookoła siebie mur i sprawiamy wrażenie osoby, której nie zależy na innych. Czujemy, że gdy się otworzymy, możemy zostać zranieni. Jednak może bliskość jest warta podjęcia pewnego ryzyka? Może tego właśnie nam brakuje w „erze Tindera”?