
Healthism- niebezpieczna ideologia o kuszącej nazwie?
Kto z nas nie chce być zdrowy? Przecież pokładamy tyle starań, by nasza kondycja psychofizyczna była nie tylko zadowalająca, ale wręcz zachwycająca. W głębi serca chcemy zaskakiwać innych (a nawet siebie samych) zdrowym podejściem do dbania o własną witalność i stawać się inspiracją dla ludzi do zmiany na lepsze. Kupujemy karnety na siłownie, chodzimy na basen, fitness, ograniczamy spożycie alkoholu, rzucamy palenie, czy zaopatrujemy się w wielorakie suplementy, które mają zapewnić nam według producentów leków niezachwianą formę.
Kto by pomyślał, że tak pozornie właściwe podejście do życia, może w przesadnej formie nieść zagrożenia mierzące w całą populację? Trudno w to uwierzyć, ale tak właśnie jest…
Idea kultu zdrowia
Istnieje nazwa na opisane wyżej zjawisko, które może znasz, a może pierwszy raz się na nie natknęłaś/ natknąłeś. Owy healthism powstał jakiś czas temu, bo w 1980, jednak mimo upływu lat znalazł swoje miejsce we współczesności. Aby tradycji stało się zadość warto odwołać się do źródeł, czyli definicji słowa healthism. Twórca pojęcia- Robert Crawford- określa je jako ,,nową świadomość zdrowotną’’. Oznacza to, że zdrowie jest wartością wszechogarniającą, co sprawia, że pozytywne wartości w naszym życiu- np. szczęście, osiąganie celu, satysfakcję z tego, co się robi, czy czerpanie radości z życia codziennego są ściśle identyfikowane ze zdrowiem. To prowadzi do podporządkowania całej egzystencji zdrowiu, które to jawi się jako nadrzędna wartość. Krok po kroku zakrywa swoją istotnością powszechne sprawy, zwykłe przyjemności, a małe odstępstwa od normy wyolbrzymia na ogromną skalę, wywołując nieproporcjonalne wyrzuty sumienia i wstyd.
Konsekwencje rozszerzającej się utopii zdrowia
To przykre zjawisko przejawia się w wielu sferach naszego życia. Idąc ulicą możemy spotkać ogromne bilbordy dotyczące produktów czy zabiegów mających zapewnić nam zdrowie, a wszystko to pokazywane jest w towarzystwie nieziemsko wyrzeźbionych sylwetek i uśmiechniętych twarzy, sugerujące względne szczęście pod warunkiem skorzystania z oferty kampanii. Również przeglądając media społecznościowe zewsząd atakują nas reklamy prozdrowotne, które pokazują, jak powinno wyglądać ,,prawidłowe’’ życie osoby ceniącej zdrowie. Przez nadmierne rozgłaszanie tzw. ,,kultu zdrowia’’ osoby chcące nadrobić zaległości w dbaniu o swój dobrostan sięgają po atrakcyjnie prezentujące się, proste rozwiązania tj. diety- cud, tabletki odchudzające i suplementy, czy nawet cateringi dietetyczne, bo przecież w naszych zabieganych czasach nie ma chwili na przygotowanie pełnowartościowych posiłków. Wymienione starania, które czynimy, doprowadzają do zasilania budżetu firm farmaceutycznych i tych zajmujących się przemysłem dietetycznym, co uprzedmiotawia zdrowie, a nam daje rolę jego konsumentów.
Z życia wzięte?
Dowiedzieliśmy się trochę o ideologii healthismu, więc pora na rozpoznanie, czy przypadkiem nie jesteśmy ofiarami ,,kultu zdrowia’’. Charakterystyka osoby skrajnie skoncentrowanej na tym punkcie, według psychodietetyk Agaty Jasińskiej, może przejawiać się w różnych czynnościach: nadmiernej aktywności fizycznej (nawet w przypadku złego samopoczucia lub choroby), precyzyjnego liczenia kalorii, dbania o zdrowie ,,na własną rękę”- nie zasięgania rad od dietetyków czy trenerów personalnych oraz surowego traktowania siebie w przypadku opuszczenia treningu bądź zjedzenia czegoś słodkiego, co wprawia w nadmierne wyrzuty sumienia. Oprócz tego pojawiają się też obsesyjne myśli np. na temat odpowiedniego względem kultu zdrowia jedzenia, co ma swoje skutki w późniejszym unikaniu kontaktu z ludźmi, ponieważ martwimy się, że podczas spotkania towarzyskiego zjemy coś niezgodnego ze zdrową dietą.
Pozornie, życie takich osób wydaje się być idealne- smukła sylwetka, żywienie ze składających się z różnorodnych składników odżywczych i apetycznych posiłków, produktywnie spędzony dzień itd…wszyscy znamy profile na Instagramie, Facebooku albo Tik Toku, pokazujące podobny styl. Nie zapominajmy, że powyższe czynności nie klasyfikują jednoznacznie do bycia fanatykiem healthismu- są wskazówką, do zastanowienia się nad własnymi nawykami i schematami działań prozdrowotnych. Jeżeli jednak czujesz, że nie potrafisz zachować równowagi, najlepsze co możesz zrobić to udać się do specjalisty w danym zakresie. Dzięki temu będziesz mogła/mógł wrócić na właściwą ścieżkę.
Jak się przed tym bronić?
- Myślenie krytyczne
Współczesny świat daje nam wiele wyzwań, które wymagają od nas niezwykłej czujności. Powinniśmy więc z pewnym dystansem każdorazowo podchodzić do nowinek prozdrowotnych, pojawiających się na stronach internetowych, które są zazwyczaj niedostatecznie sprawdzone. Myślenie krytyczne ochroni nas przed popadaniem w falę euforii nad zaskakująco łatwymi rozwiązaniami naszych problemów.
- Wybaczanie i nie poddawanie się
W życiu nie wszystko jest jednoznacznie-albo czarne albo białe. Inne barwy też są mile widziane. Przeżywamy chwile, kiedy nie wszystko idzie tak, jakbyśmy chcieli. Pojawiają się gorsze dni, w których nie mamy ochoty postępować zgodnie z naszym codziennym harmonogramem. Co w takiej sytuacji zrobić? Po prostu odpuścić i wybaczyć sobie małe potknięcia. Nie bądźmy tacy perfekcyjni i surowi wobec samych siebie. Jeżeli popełniłeś jakiś błąd, to zawsze możesz go poprawić i zawalczyć jeszcze mocniej o lepszą/-ego siebie. Bo czasem warto coś stracić, by zyskać jeszcze więcej.
- Dążenie do przyjemności
Co jak co, ale bez przyjemności i poczucia sensu, wszelkie starania idą na marne. Faktem jest, że jeśli robisz coś, bo to po prostu kochasz i sama czynność jest dla ciebie nagrodą, to to jest największa motywacja, przez co istnieją większe szanse, że dane zachowanie będziesz powtarzał częściej, efektywniej i z większą satysfakcją. Dlatego jeżeli nie lubisz np. biegać a chcesz zrzucić zbędne kilogramy, to nie zmuszaj się do tego. Gdybyś tak zrobił/-a, bardzo możliwe, że na myśl o obojętnie jakiej aktywności fizycznej zrobiłoby ci się nie dobrze. Aby tego uniknąć, wybierz najbardziej pasującą do ciebie formę spełnienia zamiarów prozdrowotnych. Niech sama droga do wyznaczonego celu będzie czymś inspirującym i pozytywnym, a nie tylko jego rezultat. Niech owe starania czy to związane z jedzeniem, czy sportem będą sensem samym w sobie, a końcowe efekty skutkiem ubocznym. 😉
- Media społecznościowe nie oddają prawdy o człowieku- zachowajmy dystans
To, że ktoś ma zachwycające ciało, przygotowuje kolorowe i apetyczne posiłki , a codzienny grafik wypełnia wieloma aktywnościami nie tylko fizycznym, ale też tymi związanymi ze ścieżką zawodową, a przy tym prowadzi ożywione życie towarzyskie, co sprawia, że wydaje się być chodzącym ideałem, wcale o tym nie znaczy. Ktoś taki równie dobrze może przechodzić trudne chwile, kryzysy, przeżywać poważne wątpliwości albo po prostu udawać kogoś innego, a my nie będziemy mieć o tym pojęcia. W social mediach zazwyczaj pokazujemy tą lepszą, produktywną stronę siebie a nie tą leniwą, która ledwie ma siłę i czas zrobić sobie kanapki. To nic złego, że chcemy być dobrze przez ludzi oceniani, jednak czasem nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo nasz wizerunek może wpłynąć na innych. Z tego względu starajmy się nie oceniać pochopnie podejścia do zdrowia znanych nam osób, bo nie tylko zaszkodzimy innym, ale też sobie.
Nie pozostawiając żadnych wątpliwości, ideologia healthismu jawi nam się jako niebezpieczne podejście wtedy, gdy prowadzi do obsesyjnego skupiania się na tym, co zrobiliśmy nie tak w kontekście zdrowia, izoluje od bliskich, znajomych lub nawet kieruje ku wykluczeniu społecznemu, czyli podsumowując nie pozwala cieszyć się z życia holistycznie. Wygląda na to, że aby zachować zdrowy rozsądek trzeba nauczyć się pielęgnować indywidualny dla każdego, dobry na wszystko balans.
Bibliografia:
“Kult zdrowia”, Newseek Psychologia Extra 2/16
Borowiec A.,Lingowska I. (2012), Czy ideologia healthismu jest cechą dystynktywną klasy średniej w Polsce?
https://dziendobry.tvn.pl/zdrowie/healthism-definicja-zagrozenia-jak-sie-objawia-da342346-5309119 – wywiad z psychodietetyk Agatą Jasińską
Learn More
O życzliwości do samego siebie
Ostatnio poruszony temat życzliwości nie może wykluczyć najważniejszego wątku, czyli życzliwości do samego siebie. Dlaczego jest to tak ważne? Ponieważ nie jesteśmy w stanie dać na zewnątrz tego czego nie mamy w sobie, zatem usiłowania aby być życzliwym tylko na zewnątrz będą kończyć się w sposób albo nieudany albo sztuczny. Jeden i drugi nie daje korzyści, które odnosimy emanując autentyczną życzliwością.
Jak zatem praktykować życzliwość w stosunku do samej siebie? Poniżej opisuję kilka pomysłów na to zagadnienie.
Przywitaj się ze sobą rano
Zobacz czy odczuwasz różnicę jak ktoś z Twoich domowników rano się przywita, a gdy tego nie zrobi. Albo w pracy gdy przychodzisz i ktoś się wita z uśmiechem, a inna osoba coś burknie lub wcale nie zauważy Twojego przyjścia. Twój stosunek do samej siebie również będzie robił różnicę. Zobacz czy w ogóle pamiętasz o sobie po obudzeniu, czy w głowie już Ci się zapełnia lista rzeczy do zrobienia. Weź oddech i pomyśl o tym jak byłaś małym dzieckiem i jak chciałaś być rano powitana przez mamę. Daj to sobie teraz. Powiedz do siebie te słowa, na które wtedy czekałaś, albo które wtedy słyszałaś. I obserwuj jak z biegiem dni zmienia się Twój stosunek do siebie i innych.
Gdy zobaczysz się w lustrze powiedz sobie coś miłego
Na pewno zobaczysz też wiele rzeczy, które chciałabyś poprawić, ale daj sobie choć miesiąc i przez ten czas, za każdym razem kiedy widzisz się w lustrze zauważ siebie i powiedz sobie coś miłego i prawdziwego. Nie może to być coś czego nie myślisz o sobie, ponieważ będziesz wiedziała, że to jest nieprawda. Na przykład jeśli nie podoba Ci się Twój nos nie mów sobie, że Ci się podoba, ale możesz sobie powiedzieć, że ciekawie wygląda na Twojej twarzy (jeśli tak uważasz) lub powiedzieć coś na temat innej części siebie, niekoniecznie tylko wyglądu. Jeśli nie wiesz co to spójrz sobie głęboko w oczy i powiedz sobie „kocham Cię” lub „lubię Cię” lub „chciałabym Cię kochać”, w zależności od tego co jest prawdą. Za każdym razem, gdy patrzysz w lustro, przypomnij sobie o szczerym komplemencie dla siebie. I obserwuj jak z biegiem dni zmienia się Twój stosunek do siebie i innych.
Gdy popełnisz błąd, bądź dla siebie przyjacielem
No jasne, można było zrobić to lepiej, ale co byś powiedziała w takiej sytuacji osobie, którą naprawdę kochasz? Zobacz jakich słów byś użyła, w jaki sposób być powiedziała jej o tym lub wsparła ją w trudnej dla niej sytuacji popełnienia pomyłki czy błędu. Przyjrzyj się teraz w jaki sposób mówisz wtedy do siebie oraz co Tobą kieruje wtedy. Jeśli do siebie mówisz w sposób w jaki na pewno nie zwróciłabyś się do innej osoby, spróbuj to zmienić. Przyjrzyj się językowi, którego używasz w swoim dialogu wewnętrznym. Wiele osób jest skłonnych mówić do siebie w sposób bardzo ostrym krytyczny i krzywdzący. Taki, którego nigdy nie użyliby w stosunku do innej osoby, np. przyjaciółki. Często wynika to z wczesnodziecięcych schematów, jednak niezależnie od tego czy kiedyś tak się do Ciebie zwracano czy nie teraz masz możliwość, aby dostrzegać te elementy i je zmieniać. I obserwuj jak z biegiem dni zmienia się Twój stosunek do siebie i innych.
Życzliwość jest szczególnie ważna wtedy, gdy sprawy idą nie w tym kierunku, którego oczekujemy, kiedy jest trudno. Gdy wszystko idzie po naszej myśli, życzliwość jest łatwa, ale z drugiej strony najwięcej korzyści przynosi wtedy, gdy potrafimy z szacunkiem i serdecznością podejść do samych siebie w sytuacjach, które rodzą złość, niepewność, zawstydzenie czy lęk. W takich sytuacjach szczególnie ważne jest, aby myśleć o sobie w duchu życzliwości.
Learn More
Magia życzliwości
Zastanawiając się nad definicją życzliwości sięgnęłam do Google i choć znalazłam kilka ciekawych i użytecznych sformułowań to dla mnie życzliwość jest umiejętnością polegającą na postawieniu się w sytuacji drugiej osoby i zrozumienia jej położenia. Wtedy mamy sposobność spojrzenia na kogoś w sposób nieoceniający i jesteśmy w stanie zaakceptować inny od naszego sposób myślenia, zachowania czy odczuwania. Ważną rolę w tym procesie odgrywa empatia, która jako przyrodzona ludziom zdolność współodczuwania polega na zauważaniu wspólnoty doświadczeń ludzkich. W uproszczeniu, kiedy widzimy, że ktoś cierpi np. po stracie dziecka, możemy odwołać się do naszych doświadczeń ważnych utrat i tym sposobem zrozumieć czyjeś przeżycie.
Życzliwość można rozumieć jako cechę i jest w tym część prawdy, gdyż osoby mające większą wrodzoną empatię będą w naturalny sposób częściej jej używać w życiu. Niemniej jednak nawet zasoby genetyczne mogą inaczej objawiać się u różnych ludzi w zależności od tego co z nimi robimy i jak je kształtujemy. Warto zatem spojrzeć na życzliwość jak na umiejętność, której można się nauczyć i którą można praktykować. Co zatem możemy robić aby zwiększać naszą życzliwość:
- Pamiętaj, że czerpiesz ze środowiska jakie tworzysz
Gdy tworzymy nieprzyjazne, nieżyczliwe środowisko, to prędzej czy później sami doświadczamy tego skutków, a im dłużej jesteśmy w takim otoczeniu tym trudniej jest je zmienić. Pięknie pokazuje to starodawna opowieść będąca częścią wielu kultur. Pewnego razu mędrzec spotkał się z Bogiem i zapytał go czym jest niebo a czym piekło. Bóg pokazał mu dwoje drzwi. Gdy weszli do pierwszego pomieszczenia zobaczył pokój, na środku którego stał okrągły stół, a na nim misa pełna smakowicie pachnącej gęstej zupy. Dookoła tego stołu siedzieli ludzie którzy do rąk mieli przymocowane łyżki na długich trzonkach. Mędrzec zauważył, że ludzie ci wyglądali bardzo źle, byli wychudzeni i chorzy. Pokój zaś był wypełniony gęstą jak smoła atmosferą złości, zawiści i żalu. Wynikało to z tego, że ze względu na długie trzonki łyżek, dłuższe niż ramię, choć nabierali potrawę a łyżkę nie mogli nią dosięgnąć do swoich ust. Pomimo, że siedzieli tak blisko pysznego posiłku byli bardzo głodni. Gdy Bóg i mędrzec wyszli z pomieszczenia Bóg powiedział „Widziałeś właśnie piekło”. Mędrzec był niezmiernie ciekawy jak wobec tego wygląda niebo. Gdy weszli do drugiego pokoju, mędrzec z zdziwieniem stwierdził, że wygląda on tak samo. Na środku okrągły stół, na nim misa z smakowitą potrawą, a wokół stołu ludzie z przytwierdzonymi do rąk łyżkami na długim trzonku, dłuższym niż długość ramienia. Zauważył jednak różnicę w samych ludziach, którzy tu byli dobrze odżywieni i zdrowi, a jednocześnie atmosfera była lekka, pełna śmiechu, życzliwości i radości. Początkowo mędrzec nie mógł zrozumieć o co chodzi jednak po chwili zauważył, że każda z osób siedzących przy stole nie próbuje nakarmić siebie, a tych co siedzą naprzeciw. Dzięki temu każdy mógł być dobrze odżywiony pomimo tego, że sam nie mógł dosięgnąć jedzenia. Gdy wyszli z pomieszczenia Bóg powiedział do mistrza „To nie miejsce czy warunki zewnętrzne powodują, że doświadczasz nieba czy piekła. To jak doświadczasz otaczającego świata jest związane z tym co wnosisz do swojego otoczenia”.
Opowieść ta pokazuje to co udowadniają również badania naukowe, czyli ludzie, którzy są życzliwi innym i obdarzają innych dobrymi uczuciami, sami ich doświadczają. I tu ciekawostka – nie muszą ich doświadczać od innych, gdy robimy coś co powoduje np. uśmiech czy pozytywną odpowiedź kogoś innego w naszym mózgu jest produkowana chemiczna mieszanka neuroprzekaźników, które wzmacniają nasze poczucie szczęścia. - Spróbuj zmienić perspektywę
Bardzo dużo zależy od perspektywy z jaką patrzymy na daną sytuację, czyli innymi słowy od naszej interpretacji rzeczywistości. Wspaniale pokazał to Stephen R. Covey w swojej książce 7 nawyków skutecznego działania, gdzie opisuje następującą sytuację. Kiedyś jechał metrem przez miasto i obok siedział mężczyzna, który był tam razem ze swoją trójka dzieci. Mężczyzna siedział zamyślony podczas, gdy dzieci zachowywały się nieznośnie, krzyczały, biegały po wagonie, zaczepiały innych pasażerów. W momencie, gdy jedno z dzieci zachowało się w okropny sposób w stosunku do starszej pani, bohater wstał, podszedł do ojca dzieci mówiąc „Niech Pan coś zrobi ze swoimi dziećmi, przeszkadzają wszystkim w wagonie”. Na to mężczyzna jakby obudzony ze snu, zamrugał, popatrzył na niego i powiedział „Tak, przepraszam zamyśliłem się. Właśnie wracamy ze szpitala, gdzie zmarła moja żona. Dzieci bardzo to przeżyły i chyba nie wiedzą jak sobie w tej sytuacji poradzić. Cóż ja też nie wiem… Tak, zajmę się nimi.” W tym momencie bohaterowi i innym współpasażerom całkiem zmieniła się perspektywa tego, co widzieli. Złość, którą wcześniej czuli na niezajmującego się swoimi dziećmi ojca i na rozwydrzone dzieci, zamieniła się we współczucie i troskę. Ktoś nawet zaproponował swoją pomoc w tej trudnej sytuacji.Ta historia pokazuje jak perspektywa może zmienić się dosłownie w jednej chwili i jak bardzo może całkowicie zmienić odbiór danej sytuacji oraz emocje z nią związane. Dlaczego nie mielibyśmy zatem szukać różnych wyjaśnień tego, co widzimy i nie czekając na czyjeś wyjaśnienia przeformułowywać nasz sposób interpretowania świata lub przynajmniej zwiększać liczbę dostępnych wyjaśnień. W następnych trzech punktach możecie przeczytać jak to zrobić praktycznie. - Zadaj sobie pytanie „Co pomyślałabym o tej osobie przy założeniu, że stara się jak może”
Gdybym poczyniła założenie, że człowiek, wobec którego mogę zachować się życzliwie lub nie, stara się jak może. Czyli robi wszystko co może aby było dobrze. Jak wtedy spojrzymy na dane wydarzenia. Czasem, zwłaszcza gdy kogoś dłużej znamy, mamy skłonność do myślenia, że tak nie jest, że ta druga osoba nie stara się lub mogłaby postarać się bardziej. Spróbuj jednak wyobrazić sobie, że tak właśnie jest, że ten człowiek stara się jak może. Jak wtedy o nim/niej p[pomyślisz? Jakie działania wobec tego warto podjąć? Czy zmienia to Twoje emocje i sposób myślenia? - Zadaj sobie pytanie „ Czy to możliwe, że ta osoba ma dziś naprawdę paskudny dzień?”
Gdy obserwujemy rzeczywistość nasz umysł domyślnie zakłada, że zna całość obrazka. Gdy widzimy nawet kawałek czyjegoś zachowania jesteśmy skłonni poczynić wiele założeń o przyczynach tej sytuacji, emocjach i motywacjach innych ludzi. Rzadko kwestionujemy te nieświadome założenia. Często nawet nie wiemy skąd się wzięły a nawet nie zauważamy, że je czynimy. Spróbuj zatem świadomie założyć, że ta osoba ma naprawdę zły dzień, że spotkało ją tego dnia naprawdę dużo przykrości a nawet bardzo trudnych obiektywnie sytuacji. Zauważ jak zmienia to Twoją perspektywę, jak zmienia emocje oraz sposób myślenia o drugiej osobie. - Jak oceniłabyś tę sytuację gdyby na miejscu osoby przed Tobą stała Twoja najbliższa przyjaciółka lub przyjaciel
- Praktykuj uważność

Samotność – unikać, akceptować, celebrować?
„Czasami myślę, że jestem najbardziej samotnym człowiekiem ze wszystkich, którzy kiedykolwiek istnieli. (…) nie ma to nic wspólnego z obecnością innych; w istocie nienawidzę tych innych, którzy ograbiają mnie z mojej samotności, a zarazem nie oferują mi prawdziwego towarzystwa.”*
Autorem tych słów jest słynny psychoterapeuta egzystencjalny, Irvin D. Yalom. To ciekawe i zaskakujące, że specjalista w zakresie zdrowia psychicznego określa się mianem „najbardziej samotnego człowieka ze wszystkich, którzy kiedykolwiek istnieli”. Słowa te wydają mi się bardzo dosadne, a jednocześnie jestem w stanie zrozumieć, co mógł mieć na myśli. Każdy z nas, nawet jeżeli jest otoczony bliskimi, kochającymi osobami, musi samodzielnie dźwigać ciężar swojego życia. Mówi się, że nikt inny nie przeżyje go za nas. Nikt inny też tak naprawdę nie ma dostępu do niektórych naszych indywidualnych doświadczeń, zwłaszcza przeżyć związanych z naszym ciałem i życiem wewnętrznym, psychiką – do naszych myśli i emocji. To my ostatecznie nadajemy kształt i sens naszemu życiu, podejmując wybory i decydując się na konkretne interpretacje tego, co nas spotyka.
Godzić się na samotność?
Ten sam psychoterapeuta, Yalom, pisał o dwóch rodzajach samotności. Pierwsza, codzienna i znana dobrze nam wszystkim, jest związana z oddzieleniem od innych i ma według niego źródło w lęku przed bliskością, ale również przed poczuciem odrzucenia, wstydem, przeświadczeniem o byciu niekochanym. Natomiast samotność egzystencjalna związana jest z nieprzekraczalną przepaścią między nami a światem i innymi ludźmi. Yalom pisze: „owa luka jest konsekwencją nie tylko tego, że każdy z nas został rzucony sam w otchłań życia i sam musi ją opuścić, lecz wynika także z faktu, że każdy z nas zamieszkuje świat w całości znany tylko sobie.”
Ten pierwszy rodzaj samotności jest do przezwyciężenia – chociażby w terapii, dzięki której uczymy się tworzyć bliższe, bardziej szczere, autentyczne i intymne relacje z innymi. Dajemy się innym poznać, otwieramy się przed nimi i zaczynamy czuć się mniej „oddzieleni”, a bardziej „połączeni”. Natomiast samotność egzystencjalna jest naturalnym losem każdego z nas. Lepiej ją zaakceptować niż z nią walczyć. Nasze przeżycia nie są wprawdzie dostępne w sposób bezpośredni nikomu innemu, ale możemy się nimi dzielić, opowiadać o nich i doświadczać wspólnoty z innymi osobami, a także współczucia oraz empatii z ich strony, co może uczynić samotność egzystencjalną mniej bolesną.
Samotność w tłumie i w relacjach
Bywa, że w towarzystwie innych osób – być może nie wszystkich, ale niektórych – czujemy się jeszcze bardziej samotni niż wówczas, gdy nie ma przy nas nikogo. Czasami takie poczucie można mieć nawet w związku lub w przyjaźni. Jest do głębi smutne i trudne, bo niby mamy kogoś bardzo bliskiego, ale tak naprawdę czujemy się pozostawieni sami sobie, opuszczeni, niezauważani, niedoceniani, pomijani, nieważni dla tej drugiej osoby. Być może nie zachowujemy się przy tej osobie autentycznie, ukrywamy swoje prawdziwe emocje i myśli, bo przeczuwamy, że ona nas nie zrozumie, nie zaakceptuje takimi, jakimi jesteśmy. Wówczas najprawdopodobniej doświadczymy głębokiego poczucia osamotnienia. Możemy zastanowić się, czy naprawdę chcemy budować relację z tą osobą. Skoro nie ufamy jej na tyle, by pokazać swoje prawdziwe Ja, to czy kiedykolwiek powstanie między nami silna, trwała i prawdziwa więź?
Ożywcza samotność
Czy samotność może uszczęśliwiać? Mówiliśmy dotąd o tym, że można zmniejszyć poczucie osamotnienia i o godzeniu się na pewien rodzaj samotności nieuchronnie związany z naszą egzystencją jako jednostek od siebie nawzajem odrębnych, doświadczających świata zewnętrznego i wewnętrznego w charakterystyczny tylko dla siebie sposób. Samotność jest w pewnym sensie wpisana w nasze życie. Można z niej uczynić zarówno przykrą konieczność, jak i wartość. Mówi się o umiejętności „bycia samemu ze sobą”, która pozwala budować szczęście i niezależność. W dzisiejszych czasach rzadko kto chce i potrafi ją rozwijać. Preferujemy bodźce zewnętrzne niż wewnętrzne, uciekamy przed wsłuchiwaniem się w siebie, bo to budzi lęk. Jednak wiele wskazuje na to, że właśnie wsłuchiwanie się w siebie pozwala dowiedzieć się, kim naprawdę jesteśmy, czego potrzebujemy oraz stwierdzić, co w naszym życiu jest faktycznie dla nas dobre i nam służy, a co szkodzi. Samotność może nas ożywić – sprawić, że zaczniemy nowe życie, swoje własne – nie cudze, według własnego pomysłu. Życie, „od którego nie chce się uciekać”**, a w którym rozsiądziemy się jak w wygodnym fotelu. „Życie warte przeżycia.”***
*Irvin David Yalom, Kiedy Nietzsche szlochał
** Brianna Wiest, This Is What „Self-Care” REALLY Means, Because It’s Not All Salt Baths And Chocolate Cake
*** Marsha Linehan, Życie warte przeżycia
Zatem zmiany w naszym życiu są naturalne i mogą być bardzo piękne, tak jak to, że po dniu następuje noc, aby po niej znowu mógł nastąpić dzień i to, że nadchodzi jesień i zima, by, gdy przyjdzie czas, znowu zapanowała wiosna.
Learn More
Jesienne zmiany w przyrodzie i w nas
Lubimy jesień, prawda? Jesień powoli staje się jak święta Bożego Narodzenia – jej klimat celebrujemy gadgetami i aktywnościami „must have”, takimi jak picie dyniowej latte, noszeniem swetrów i płaszczy i spędzaniem wieczorów pod kocykiem w blasku zapachowych świeczek. Utworzył się więc pewien rytuał, który pomaga nam przeżyć miło ten czas, który nie zawsze nas rozpieszcza pogodą oraz wiąże się z coraz krótszymi dniami i sezonem grypowym. Dodatkowo, niepowtarzalny klimat jesieni potrafi silnie oddziaływać na nasze emocje, co sprawia, że jest to wyjątkowa pora roku.
Jesienna nostalgia
Co takiego niezwykłego kryje w sobie jesień? Na pewno jest bardzo piękna, zwłaszcza gdy słońce pada na kolorowe drzewa i krzewy, a wieczory są rześkie, pachnące wilgocią i dojrzałymi owocami. Z kolei deszczowe dni i opadające liście sprzyjają zadumie, a także – odczuwaniu nostalgii. Nostalgię opisałabym jako smutek wymieszany z tęsknotą. Jednak, o ile tęsknota potrafi nas bardzo boleć, „kłuć” w serce, o tyle nostalgia wiąże się raczej z wewnętrznym spokojem. Bywa przyjemna, chociaż potrafi wywołać łzy wzruszenia. Nostalgia często towarzyszy nam, gdy wspominamy jakieś wydarzenia z przeszłości – i tęsknimy za nimi, ale wiemy, że już nie powrócą. Mogą być to na przykład lata dzieciństwa lub jakaś realność, która bezpowrotnie odeszła – na przykład świat „przedcyfrowy”, „analogowy”. Czujemy, że to, co się wydarzyło, było w dużej mierze dla nas dobre, nawet gdy miało swoje trudne aspekty – i wspominamy to z łezką w oku.
Świat i my w nurcie nieustannej zmiany
Nostalgia zwraca naszą uwagę na egzystencjalny aspekt życia, ulotność każdej chwili i zjawisko przemijania. Obserwując odchodzące lato i nadchodzącą zimę, celebrując ulotne piękno jesiennych dni, czujemy bardziej intensywnie niż w trakcie innych pór roku, że nic nie trwa wiecznie. W naszym życiu jest podobnie jak w przyrodzie – wszystko płynie, zmienia się, przekształca. My się zmieniamy, dojrzewamy, nasze ciała się starzeją. Jest to naturalna kolej rzeczy. Ludzie wokół nas podobnie. Relacje tworzą się i rozpadają. Niektóre osoby są z nami bardzo długo, niektóre tylko na moment. Niektóre ukochane osoby odchodzą na zawsze lub tracimy z nimi w jakiś sposób kontakt. Nadchodzą kolejne etapy naszego życia i nie jesteśmy w stanie tego zatrzymać. „Nic nie jest wieczne. Wszystko się zmienia, wszystko jest w ruchu, wszystko wiruje, wszystko odlatuje i odchodzi.” Ten piękny cytat przypisywany jest Fridzie Kahlo.
Pogodzić się z nieustanną zmianą
Nie jest to proste – pogodzić się z nieustannymi zmianami, z przemijaniem. Kto z nas nie miał kiedyś w życiu myśli, żeby wcisnąć przycisk „stop” i zatrzymać się na dłużej w danym miejscu, w danej chwili? Może ten moment był wyjątkowo piękny, a może po prostu potrzebowaliśmy przerwy od podejmowania decyzji? Chcieliśmy mieć na coś więcej czasu? A może mieliśmy marzenie, by przestać się starzeć, żyć wiecznie, być wiecznie młodym i zdrowym? To marzenie w mniejszym lub większym stopniu mamy chyba w sobie wszyscy. Nie chcemy tracić tego, co jest dla nas ważne, co cenimy, co i kogo kochamy. Jednak nie jesteśmy w stanie zatrzymać upływającego czasu i zapobiec zmianom, które dzieją się w nas, w naszych bliskich, na świecie. Czasem te zmiany są przerażające. Trudne. Nie wiadomo dokąd prowadzą. Stanowią wielką niewiadomą. Być może chcielibyśmy się przed nimi uchronić, uciec od nich albo przynajmniej odwrócić swoją uwagę od tego, że w naszym życiu wszystko jest zmienne i przemijające. Jednak w tym tkwi też tajemnica szczęścia – to właśnie ulotność i kruchość obecna w naszym życiu nadaje mu smak. Aby poznać radość, trzeba przecież poznać także i smutek. Aby doświadczyć miłości, trzeba zaakceptować wiążący się z nią lęk przed utratą ukochanej osoby. Aby czerpać pełnymi garściami z chwili obecnej, potrzebujemy świadomości, że ona przeminie, że nie możemy – i przede wszystkim n i e c h c e m y jej tracić. Kryzysy, czyli większe lub mniejsze, często trudne, zmiany, również odgrywają ważną dla nas rolę. Pozwalają nam i naszym bliskim związkom dojrzewać, osiągać kolejne etapy rozwoju. Dzięki kryzysom możemy zyskać większą samoświadomość, wypracować nowe sposoby komunikacji z otoczeniem, pogłębić intymność, autentyczność i zaufanie w relacjach.
Zatem zmiany w naszym życiu są naturalne i mogą być bardzo piękne, tak jak to, że po dniu następuje noc, aby po niej znowu mógł nastąpić dzień i to, że nadchodzi jesień i zima, by, gdy przyjdzie czas, znowu zapanowała wiosna.
Learn More
Dzień nauczyciela
Drodzy Nauczyciele! Nie jest łatwo składać Wam życzenia z okazji Waszego święta. To Wy najlepiej wiecie, czego potrzebujecie, co stanowi w Waszej pracy największe wyzwanie – my jesteśmy jej obserwatorami, którzy gorąco Wam kibicują i mają nadzieję, że polska szkoła może stawać się coraz bardziej otwarta na realizowanie rzeczywistych, szeroko pojętych potrzeb zarówno uczniów, jak i Was, nauczycieli. Uważamy, że odgrywają one kluczową rolę w edukacji i powinny pozostawać na pierwszym planie. Przyjmijcie od nas najszczersze życzenia inspirowane słowami Waszych kolegów po fachu.
- „Gdyby proces uczenia się był prostą pochodną procesu nauczania, to najlepsze wyniki mieliby szybko mówiący nauczyciele. Dodam, że sama też kiedyś myślałam, że im więcej wyjaśnię, tym więcej uczniowie będą umieć.” (Marzena Żylińska)
Życzymy Wam, żebyście nie czuli przymusu, by gnać przed siebie. Abyście mogli przyjąć własne tempo, które będzie służyło zarówno Wam, jak i uczniom. Abyście mieli czas na głęboki oddech. Na odpoczynek. Na kontakt ze sobą. Na odczuwanie przyjemności i satysfakcji z tego, co robicie – pośpiech i presja potrafią zabić radość nawet z tego, co kochamy najmocniej.
- „Kiedy szacunek stał się najważniejszą zasadą, kary i nagrody przestały być potrzebne.” (Pernille Ripp)
Życzymy Wam, aby wzajemny szacunek był podstawą Waszych relacji z uczniami. Abyście darzyli się nawzajem zaufaniem i czerpali od siebie nawzajem. Aby była to serdeczna współpraca, której obie strony zyskują, nie tracą.
- „Współpraca zamiast rywalizacji. Szkoła może być inna! Zacznijmy rok szkolny od tworzenia wspólnoty, społeczności, która się wzajemnie wspiera. Nauczmy dzieci, że razem można więcej i lepiej.”
Życzymy Wam, aby szkoła stanowiła dla Was miejsce, w którym możecie znaleźć wsparcie. Miejsce, w którym rozwijacie skrzydła. W którym możecie być szczerzy i autentyczni. Budować autentyczne relacje. Po prostu być sobą! I być z innymi, jako społeczność osób otwartych na siebie nawzajem i pomagających sobie nawzajem.
- „Drodzy nauczyciele, to nie Wy wymyśliliście obecny model szkoły, ale tylko Wy możecie go zmienić. Tylko dzięki Wam szkoły mogą stać się przyjaznymi miejscami, w których dzieci mogą się efektywnie uczyć. Życzymy Wam dużo sił i satysfakcji z pracy, mimo wszystko :-)”
Wszystkiego, co najlepsze, Drodzy!
Cytaty pochodzą z profilu na Facebooku „Budząca się szkoła” (strona www: https://budzacasieszkola.edu.pl/).
Learn More
Być w związku czy skupić się na sobie?
Gdy ktoś kończy bliski związek i znów jest „singlem” często deklaruje swojemu otoczeniu, że chce teraz skupić się na sobie i swoich celach. Takie słowa raczej nie wzbudzają zdziwienia – rodzina i przyjaciele raczej im przyklaskują i uznają takie postanowienie za słuszne. Z drugiej strony brzmi to trochę tak, jakby „w końcu” dana osoba otrzymała czas i szansę na zajęcie się sobą. Tak jakby po okresie podróży wracało się do domu – do przyjaciół, do swoich zainteresowań, do czasu dla siebie, do bycia blisko samego siebie, do chwil bycia samemu ze sobą. Tak jakby związek był czasem opuszczenia tego wszystkiego, oddalenia się od tego, a może nawet – odcięcia?
„Ja” a „my”
Jeżeli czujemy, że po okresie bycia w związku musimy „powrócić” do siebie, swojego dawnego/prawdziwego Ja, nie miejmy wobec siebie złości i żalu. Zastanówmy się jednak nad tym, czemu się tak czujemy. Dlaczego odeszliśmy od siebie tak daleko, że straciliśmy siebie z oczu, że musimy na nowo siebie odnaleźć? Dlaczego straciliśmy z oczu nasze cele? Być może było tak, że był to powolny proces stapiania się z parterem, stopniowego rezygnowania z siebie na rzecz relacji, ze swojej niezależności na rzecz zależności, ze swojego „Ja” na rzecz „my”. A może stało się to szybko – żeby w ogóle być w związku z tą osobą musieliśmy zapomnieć o sobie, bo czuliśmy, że nie zostaniemy zaakceptowani tacy, jacy jesteśmy naprawdę, a bardzo nam zależało na utworzeniu relacji.
Każdy z nas ma w sobie dwie głębokie i niezwykle ważne potrzeby – przynależności, zależności, więzi i niezależności, odrębności, bycia niepowtarzalną, decydującą o sobie jednostką. Są to potrzeby, które często zdają się siebie wzajemnie wykluczać, ale w zdrowej relacji mogą świetnie współgrać ze sobą. Realizowanie zarówno indywidualnych, jak i wspólnych celów buduje więź i zbliża.
Dlaczego tracimy siebie w związku?
Potrzeba przynależności jest w nas tak bardzo silna nie tylko ze względów emocjonalnych, ale także czysto biologicznych. Człowiek potrzebuje funkcjonować w społeczności, aby przetrwać. W związku z tym stara się uniknąć odrzucenia grupy, a zwłaszcza utraty kontaktu z najbliższymi osobami, tworzącymi jego bezpośrednią sieć wsparcia. Szczególnie wyraźnie możemy zaobserwować to zjawisko w kontekście dzieci. Im młodsze dziecko, tym bardziej to, czy jego biologiczne potrzeby zostaną zrealizowane, zależy od jego rodziców. Im młodsze dziecko, tym bardziej potrzebuje swoich rodziców, nie może ich stracić, gdyż wtedy mogłoby nawet nie przeżyć. Dlatego często zdarza się, że dziecko dostosowuje swoje reakcje i zachowanie do rodzica tak, by go nie stracić. Jeżeli rodzic oddala się od niego, gdy ono okazuje złość lub smutek, dziecko uczy się, by tych emocji nie okazywać – bo nie chce stracić miłości i obecności rodzica. Przyzwyczaja się do takiego funkcjonowania i rozwija w sobie przekonanie, że by być blisko z drugą osobą, należy zrezygnować, przynajmniej częściowo, z samego siebie. Że potrzeby przynależności i niezależności się wzajemnie wykluczają. Gdy to dziecko dorośnie, najprawdopodobniej jego związki i relacje będą nadal opierać się na rezygnowaniu z siebie i swoich potrzeb, niewyrażaniu emocji, „chowaniu” wszystkiego w sobie, „wytrzymywaniu”. Na ratunek może przyjść tutaj psychoterapia, która krok za krokiem pokaże nam, że zarówno potrzebę zależności, jak i niezależności można realizować w bliskich relacjach, nie tracąc przy tym siebie.
Dlaczego nie jest prosto w to uwierzyć?…
… ponieważ nie tylko nasze własne doświadczenia, ale i obserwowane przez nas w naszym otoczeniu relacje mogą temu zaprzeczać. Ludzie wokół nas mogą również odchodzić od siebie, rezygnować z siebie, by być w konkretnych relacjach. Takich par, związków, relacji może być bardzo dużo i mogą one nawet dobrze funkcjonować, a przynajmniej wyglądać z zewnątrz na dobrze funkcjonujące. Możemy słyszeć od przyjaciół i rodziny, że poświęcenia są konieczne, że bez nich związek, relacja nie przetrwa. Rzeczywiście w bliskich relacjach są momenty, gdy trzeba coś poświęcić. Jednak wielokrotne poświęcanie się i zatracanie siebie w relacji, mimo że w założeniu ma podtrzymywać relację, często prowadzi do wręcz odwrotnych skutków. Do tego, że czujemy się źle. Nie jesteśmy szczęśliwi. Czujemy, że partner nas czegoś ważnego pozbawia, ogranicza nas, nie pozwala nam być sobą. Zaczynamy czuć do niego złość, niechęć – czasem nie uświadamiamy sobie tego, ale coś w głębi nas rośnie, buzuje, buntuje się. Zapominamy, że to my sami jesteśmy odpowiedzialni w pierwszej kolejności za realizację naszych własnych potrzeb. Może nawet nie próbowaliśmy pogodzić ich ze związkiem, komunikować ich bliskiej osobie? Z kolei, jeżeli komunikujemy swoje potrzeby i staramy się je realizować, ale druga osoba nie potrafi tego zrozumieć, odrzuca nas, złości się, obraża, gdy potrzebujemy czasu dla siebie, gdy wyrażamy siebie, możemy zastanowić się, czy chcemy być blisko z taką osobą.
Zatem możliwe, że to, czego obawiamy, się nie sprawdzi, bo druga osoba będzie chciała dać nam wolność i przestrzeń; że wyjdzie naprzeciw naszym potrzebom, będzie chciała poznać i przyjąć nas takimi, jakimi jesteśmy i wspierać nas w realizowaniu naszych indywidualnych celów. Jednak możliwe jest też to, że partner nie zaakceptuje naszej potrzeby niezależności, której dotychczas nie komunikowaliśmy. Zdziwi się, co się dzieje, że teraz zaczynamy do niej dążyć, uzna to za negatywną przemianę w nas i w jakiś sposób da nam do zrozumienia, że relacja może się zakończyć, jeżeli zrobimy coś dla siebie, będziemy bardziej asertywni, będziemy blisko samych siebie i zaczniemy stawiać granice. Wówczas zastanówmy się, czy taki związek, w którym partner oczekuje od nas, że stracimy siebie z oczu, jest tego naprawdę wart. Im dalej odejdziemy, tym więcej czasu i wysiłku będziemy potrzebować, by powrócić.
Learn More
List do mężczyzn i chłopców
List do mężczyzn i chłopców
Wielu mężczyzn w dzieciństwie lubiło bawić się w Indian. Dlaczego właśnie Indianie, ich styl życia i kultura są tak pociągający dla młodszych i starszych chłopców, którzy powoli zaczynają szukać swojej drogi do męskiego świata? Indianin kojarzy się z odwagą, męstwem – ale i z mądrością. Nie mówi wielu słów, ale wiele wie. Potrafi polować, ale jest jednocześnie niezwykle wrażliwy na otaczający świat, przyrodę. To niezwykły portret męskości zarówno stanowczej, jak i łagodnej. Spokojnej i trwałej jak głaz, której okoliczności zewnętrzne nie są w stanie zachwiać. Silnej w sposób, który nie wymaga udowadniania. Cichej, która nie potrzebuje przed sobą „trąbić”. Słuchającej i pokornej, ale nie kulącej się i przestraszonej. Znającej swoją wartość, ale nie wywyższającej się. Jak poruszająca jest to wizja – męskości, która współegzystuje z „pierwiastkiem kobiecym”, nie wstydzi się go – bo to on jest jej siłą.
Błądzić i znajdować drogę
Drodzy mężczyźni i chłopcy – nie jesteście sami. Wokół Was są ludzie, którzy pragną, byście podzielili się z nimi swoimi myślami i uczuciami. Abyście mówili szczerze, z serca, o tym, co Was martwi, czego się boicie, co Was smuci, co Was cieszy. Uczucia nie czynią Was słabszymi. Przeżywanie i wyrażanie uczuć łączy nas wszystkich jako ludzi i pomaga nam szczerze ze sobą rozmawiać, być ze sobą blisko. Każdy z nas potrzebuje być wysłuchany, przytulony, wspierany. Każdy z nas czuje się czasem bezradny. Nie jest niczym złym nie znać kierunku, popełniać błędy, zmieniać decyzje. Trwać w zawieszeniu, szukać rozwiązań, a czasem pozostawiać sprawy własnemu biegowi. Nie w każdym momencie życia będziemy czuć, że znamy wszystkie odpowiedzi. Wiele pytań być może już pozostanie bez jasnej odpowiedzi. Nie zawsze możemy działać. Czasami potrzebny jest jakiś przystanek na naszej drodze, czasami potrzebujemy zwolnić tempo lub wycofać się, by nabrać perspektywy. Nie nad wszystkim mamy kontrolę. Przyznanie, że nie mamy nad wszystkim kontroli, wymaga odwagi i siły. Zaakceptowanie tego pozwala nam zaopiekować się ważnymi dla nas sprawami bez nakładania na siebie presji, aby za wszelką cenę trzymać „wszystkie sroki za ogon”. Czasami, gdy próbujemy zaplanować wszystkie sfery swojego życia i wyznaczać w nich cele, okazuje się, że nie żyjemy tak naprawdę tu i teraz, nie doświadczamy życia, które przepływa nam przez palce i nie widzimy wspaniałych możliwości, które się przed nami spontanicznie otwierają – i mijają, niedostrzeżone. Chwile, w których możemy być z osobami, które kochamy. W których możemy nauczyć się czegoś wartościowego o sobie. W których możemy spełnić swoje marzenia, być może takie, o których już ledwo pamiętamy.
Jesteśmy warci uznania i miłości tu i teraz
Nasze osiągnięcia życiowe nie muszą być dla nas wyznacznikiem naszej wartości jako ludzi. Jesteśmy warci miłości i akceptacji, bez względu na to, kim jesteśmy i co w życiu osiągnęliśmy. Jesteśmy w pełni wartościowi, gdy działamy i w pełni wartościowi, gdy odpoczywamy i nie robimy nic konkretnego. W nieustannym biegu łatwo zagubić to, co ważne dla nas i dla osób, które kochamy. Wiele szczęścia i poczucia bezpieczeństwa przynoszą trwałe relacje z innymi ludźmi, w których jesteśmy sobą, nie musimy ukrywać naszych niedociągnięć, słabości; nie musimy być kimś innym, niż w głębi duszy jesteśmy. Dzisiejszy świat zachęca do pogoni za „lepszą wersją siebie”, do poświęcenia się pracy nad sobą i rozwojowi. Ta droga może być wartościowa, ale kryją się na niej także różne pułapki, takie jak ryzyko pracoholizmu, perfekcjonizmu czy braku akceptacji dla „niedoskonałej” wersji siebie, której doświadczamy tu i teraz. Alternatywna ścieżka rozpoczyna się od akceptacji siebie tu i teraz i głębokiego zrozumienia różnych aspektów własnej osoby, bez odrzucania żadnego z nich. Ten krok może być pierwszym na pięknej drodze przemiany, której towarzyszy wewnętrzny spokój.
Potrzeby są ważne
Wasze potrzeby są ważne. Te fizyczne i te emocjonalne. Nie wahajcie się dbać o swoje ciało, nie tylko sprawiając, by było sprawne i dobrze funkcjonowało przez długie lata, ale także by czuło się dobrze. Nie lekceważcie sygnałów, które wysyła Wam Wasze ciało. W ten sposób próbują dotrzeć do Was także Wasze emocje. Wymagając od swojego ciała, żeby zawsze działało „na najwyższych obrotach”, możemy wypalić się fizycznie i psychicznie; doprowadzić do tego, że stracimy swoją naturalną energię i radość życia, a będziemy potrzebować codziennie „wspomagaczy”, by dawać sobie radę z nawet podstawowymi czynnościami. Wasze ciało będzie Wam bardzo wdzięczne za traktowanie go z szacunkiem, a nawet z miłością. Być może zbyt często jesteśmy dla niego zbyt surowi i wymagający.
Intuicja nie tylko „kobieca”
Nasz umysł pozwala nam myśleć logicznie, racjonalnie, w różnych sytuacjach. Jednak jednocześnie czujemy różne emocje i jesteśmy obdarzeni intuicją. Każde z tych źródeł może być wartościowe i przekazywać nam ważne informacje o nas samych, o miejscu, w którym się znajdujemy, o ludziach, którymi się otaczamy – generalnie o naszych potrzebach i dokonywanych wyborach. Intuicja nie jest rzeczą tylko i wyłącznie „kobiecą”. Każdy z nas może wsłuchiwać się w swoją intuicję. Dzięki intuicji możemy unikać zagrożeń i wybierać dla siebie rzeczy, z którymi będziemy czuli się dobrze i które nam posłużą. Nie wahajmy się używać intuicji. Być może boimy się intuicji, bo nie chcemy być nieracjonalni. Być może jest to lęk przed pójściem za głosem serca. Pragniemy uchwycić się logiki, by nie popełnić jakiegoś błędu, nie zachować się „głupio”. Być może jest to lęk przed zranieniem, którym ryzykujemy, otwierając swoje serce przed kimś, ujawniając swoje emocje i potrzeby. Lęk przed byciem odrzuconym, gdy jesteśmy najbardziej wrażliwi i odsłonięci. Można się zastanowić, ile możemy stracić, a ile zyskać, kierując się intuicją i „głosem serca”. Może okaże się, że to, co możemy zyskać, zmieni nasze życie na lepsze?
Learn More
Dlaczego nie żyjemy po swojemu?
Czy zauważyliście, jak wiele wymówek mamy, by nie przyglądać się temu, czego naprawdę chcemy w życiu i by tego nie realizować? Jesteśmy bombardowani komunikatami, że możemy wszystko – bo przecież w każdej chwili jesteśmy w stanie zacząć żyć po swojemu! Ktoś gdzieś właśnie rzucił pracę w korporacji i wyruszył w wymarzoną podróż dookoła świata. Inna osoba założyła własną działalność i sprzedaje swoje oryginalne wyroby artystyczne. Ale, jakby nie patrzeć, bardzo często podjęcie takiej decyzji samemu graniczy z cudem. Jest przerażające jak skok na głęboką wodę, zejście z wydeptanego szlaku w dzicz, pójście drogą w absolutne nieznane.
Wolność wyboru przeraża?
Kilka miesięcy temu marzyłam o tym, że gdy nadejdą wakacje zwolnię, zastanowię się, co dalej, czego chcę w życiu, gdzie chciałabym się znaleźć, co robić. Miałam kilka pomysłów i generalne pragnienie, by coś się zmieniło. Gdy jednak nadszedł moment, w którym mogłabym zacząć realizować swoje postanowienia, dalej podążałam utartymi szlakami. Zaczęłam robić plany na czas powakacyjny i właściwie w tych planach nie uwzględniłam za bardzo żadnych zmian. Tak jakby moja potrzeba stałości wygrała z potrzebą zmiany. Tak jakby zmiana była zbyt przerażająca. Mogę wybrać bardzo wiele dróg – i ta świadomość ogromnego wachlarza możliwości przeraża mnie do głębi.
Niby zazwyczaj nie chcemy mieć z góry zaplanowanego życia i przydzielonej roli – tylko dlaczego w takim razie tak kurczowo się jej trzymamy? Dlaczego tak wielką wagę przywiązujemy do tego, co mówią o nas inni i tego, czego myślimy, że spodziewają się po nas bliscy? Dlaczego, narzekając na ograniczające nas społeczne i kulturowe ramy, jednocześnie często dobrowolnie staramy się do nich dopasować? Psychologowie, tacy jak Erich Fromm, zauważyli pewną ciekawą zależność – nawet, jeżeli deklarujemy, że chcemy wolności, to tak naprawdę chętnie zgadzamy się na to, by inni nami kierowali. Psychologowie społeczni opisują wiele mechanizmów wpływu społecznego, czyli tego, jak można efektywnie wpływać na ludzi i nakłaniać ich do dokonania konkretnych wyborów czy zmiany swoich poglądów, zachowania. Tak starają się na nas wpływać chociażby politycy, media i reklamy – ale nie tylko. Ogromny wpływ na nas mają media społecznościowe i w ogóle – inni ludzie, świadomie czy nieświadomie. To jest bardzo naturalne, wpływamy na siebie nawzajem, tworzymy sieci powiązań i zależności. Czy to oznacza jednak, że jesteśmy skazani na funkcjonowanie w wyznaczonych z góry ramach oraz na lęk przed wolnością wyboru?
Co jest Twoją wymówką?
Co jest Twoją wymówką, by nic nie zmieniać? Zbyt zaawansowany wiek? Praca, w której „nie da się mnie zastąpić”? Dzieci? Rodzina? Inflacja? Kryzys? „Taki już jest świat”? Świat się nie zmieni, ale my możemy się zmieniać i dokonywać wyborów, a możliwości jest często więcej, niż nam się wydaje. Warto zastanowić się, ile przeszkód, które w naszym mniemaniu stoją nam na drodze do realizacji naszych pragnień, jest rzeczywiście nie do przeskoczenia. A może decyduje tu jakaś inna kwestia – nasze wewnętrzne poczucie, że n i e możemy robić tego, czego pragniemy? Może gdzieś głęboko w środku nie zezwalamy sobie na realizowane swoich marzeń i pragnień, a zewnętrzne warunki tylko nas utwierdzają w tym przekonaniu?
Lubimy widzieć siebie jako niezastąpionych w różnych kwestiach i trudno się temu dziwić, bo to przyjemne uczucie. I nawet, jeżeli sytuacja, w której tkwimy, męczy nas, na przykład opiekujemy się chorym rodzicem i jesteśmy przemęczeni, bo do tego mamy jeszcze i inne obowiązki, to możemy nie chcieć z niej zrezygnować i pomyśleć o innych, alternatywnych rozwiązaniach. Możemy tłumaczyć to w ten sposób: „jestem wykończony/-a, ale nikogo innego to nie interesuje. Tylko ja zajmuję się tatą/mamą…”. Może w tych słowach brzmieć bezsilność, ale i wściekłość na przykład na „obojętne” rodzeństwo czy nawet samego rodzica. Może brat/siostra właśnie starają się wygospodarować sobie czas na relaks, rozwijają swoje hobby, ale to w naszych oczach uchodzi za egoizm. Za to my jesteśmy „bohaterami”, robimy właściwą rzecz, poświęcamy się, bo uważamy, że taka jest nasza rola i „tak trzeba”.
A może…?
W przytoczonym przeze mnie przykładzie osoba opiekująca się chorym rodzicem może zacząć odczuwać złość na „egoistyczne” rodzeństwo, a nawet na swojego rodzica. Być możliwe, że ta złość „siedzi” w nas bardzo głęboko. Może oznaczać nasze poczucie, że to właśnie te osoby sprawiają, że nie możemy zatroszczyć się o siebie, pomyśleć o sobie. Czy tak jest faktycznie? Czemu tak bardzo zaniedbujemy siebie kosztem innych? Jak to się dzieje, że często właśnie najbliższe nam osoby, które prawdopodobnie bardzo nas kochają i chcą naszego szczęścia, stają się w naszym odczuciu „przeszkodami” na naszej drodze do życia po swojemu? Czy można to jakoś zmienić i połączyć obowiązki zawodowe i rodzinne z realizowaniem swoich potrzeb? A może to, co robimy w ramach pracy i w rodzinie mogłoby pomagać nam realizować nasze pragnienia i potrzeby, a nie stawać im na przeszkodzie? A może jesteśmy wystarczająco silni i mamy wystarczające wsparcie w najbliższych, by poradzić sobie na nieznanej ścieżce, poza utartym szlakiem?
Learn More

Rok szkolny – nowa przygoda czy stara bieda? :)
Co takiego się dzieje, że rok szkolny jest dla uczniów, nauczycieli i rodziców tak trudnym czasem? Stres, lęk, przemęczenie, pośpiech, natłok obowiązków – wszystkie wymienione grupy osób prawdopodobnie doświadczają tych problemów, tylko być może każda z nich w trochę inny sposób. Dlaczego? Dlaczego jako nauczyciele i rodzice uczniów w wieku szkolnym pozwalamy na to, by 10 z 12 miesięcy w roku (lub więcej!) było dla nas oraz dzieci i młodzieży męczarnią?
Nie mamy na to wpływu – taka odpowiedź ciśnie się od razu na usta. Winą obarczamy system edukacji, rząd, kuratorium, komisje egzaminacyjne. Nauczyciele obwiniają o pewne rzeczy uczniów i rodziców, uczniowie – nauczycieli i rodziców, rodzice – nauczycieli i uczniów. Czy to błędne koło oskarżania się nawzajem i szukania winnego coś nam daje? Prawdopodobnie niewiele. Nadal czujemy się bezradni i bezsilni wobec „siły wyższej”, „systemu”, który ogranicza nas i nie daje rozwinąć skrzydeł. Bardzo możliwe, że nie jesteśmy w stanie zmienić wielu uwarunkowań obecnych w polskiej szkole. Czy to oznacza jednak, że jesteśmy skazani na funkcjonowanie w ciasnych, uwierających nas ramach i nie mamy innego wyboru, jak tylko pogodzić się ze swoim losem?
Słowo klucz: PASJA
Od niejednego nauczyciela słyszałam, że mimo wszystko kocha swoją pracę, kocha uczyć, sprawia mu to dużo radości. Stara się zaciekawić swoich uczniów nauczanym przedmiotem. I wielu nauczycielom to się świetnie udaje. Uczniowie potrafią po latach wspominać przedmiot, który być może sam w sobie średnio ich interesował, ale lekcje z danym nauczycielem sprawiały im ogromną przyjemność i wzbudzały entuzjazm. Jest wiele osób, które wybrały konkretny zawód dlatego, że na swojej ścieżce edukacji spotkały nauczyciela uczącego danego przedmiotu z pasją, która udzielała się i inspirowała. Można wkładać niesamowicie dużo wysiłku i poświęceń w nauczanie, ale będzie to czym innym niż robienie tego samego z pasją i miłością. Gdy mówimy z miłością i pasją o jakimś zagadnieniu, w naszych słowach obecna jest niesamowita energia, którą odbiorcy wyczuwają. Nie da się jej udawać, wykreować na siłę. Tylko prawdziwy, szczery ogień ma moc rozpalania kolejnych płomieni!
Słowo klucz: PRZYJEMNOŚĆ
Stres i pośpiech nie sprzyjają zdobywaniu wiedzy, która zostanie zapisana w pamięci długotrwałej i zostanie z nami na dłużej. Można wkuwać w pośpiechu i zapomnieć następnego dnia tego, czego się nauczyliśmy. Przyswajać wiedzę najlepiej z otwartym, wyciszonym umysłem. Nie bez powodu najlepszą muzyką do słuchania podczas pracy i nauki jest muzyka klasyczna i spokojna muzyka instrumentalna, która wprowadza nas w stan relaksu. Gdy tempo pracy nie jest zbyt szybkie, mamy również okazję odnaleźć przyjemność w tym, co robimy. Przyjemność byłaby tu kolejnym słowem – kluczem. To naturalne, że najchętniej wybieramy aktywności, które sprawiają nam przyjemność. Stąd być może wielu uczniów preferowałoby inne sposoby spędzania czasu po szkole niż odrabianie zadań domowych i przygotowywanie się do sprawdzianów.
Zawsze mnie bolało, że tak niewiele osób chce po okresie nauki szkolnej sięgać po poezję czy klasyki literatury polskiej i światowej. Czy to znaczy, że nie są to wartościowe lektury? Naturalnie, że nie! Może jednak oznaczać, że były czytane na siłę i pod presją czasu, kojarzą się z przymusem, stresem, interpretowaniem według klucza, szczegółowymi kartkówkami obejmującymi nieistotne detale z lektur. Jak wiele osób z takimi doświadczeniami z lekcji języka polskiego w dorosłości z przyjemnością usiądzie w fotelu po pracy z „Sonetami krymskimi” Mickiewicza czy „Zbrodnią i karą” Dostojewskiego w ręku? Czy byłoby inaczej, gdyby nauka i czytanie lektur kojarzyły się z przyjemnością?
Słowo klucz: POMOC
Myślę, że będąc rodzicem i nauczycielem warto pamięć, że nauce sprzyjają pasja oraz odczuwanie przyjemności. Często mniej znaczy więcej. Z kolei przebodźcowanie, ciągłe napięcie i stres są wrogami zrównoważonego, prawidłowego rozwoju dzieci i młodzieży i efektywnego przyswajania przez nie wiedzy. Nie służą one oczywiście również osobom dorosłym. Każdy z nas potrzebuje czasu na codzienny odpoczynek i regenerację, spotkania z przyjaciółmi, spędzanie czasu z rodziną, rozwijanie zainteresowań, a nawet na nudę – nuda potrafi sprzyjać twórczości! Warto zwrócić uwagę na to, co jest ważne dla uczniów na kolejnych etapach ich rozwoju – dzieci mają potrzebę zabawy i socjalizacji, nastolatki również chcą spędzać czas w grupie rówieśniczej, chcą poznawać siebie, zaczynają świadomie kształtować to, kim są. Zadają naprawdę wnikliwe pytania i poszukują na nie odpowiedzi. Czasami wystarczy stworzyć trochę więcej przestrzeni na te pytania i wątpliwości, zacząć uważniej słuchać, co młodzi mają do powiedzenia. Pytać o ich potrzeby, ich zdanie. Rozmawiać o trudnościach. Oferować swój czas, swoją obecność i uważność. Poznawać coraz lepiej to, kim są, czym się interesują i uwzględniać to w procesie edukacji i wychowania zarówno w domu, jak i w szkole. Pozytywnie zaskoczyć się, jak wiele młodzi mają dorosłym do zaoferowania i ile możemy się od nich nauczyć!
Learn More