O syndromie gotującej się żaby wspomina się często w kontekście związków, relacji rodzinnych, pracy czy przyjaźni. Syndrom ten został opisany przez francuskiego filozofa i pisarza, Oliviera Clarka. Żaba ma umiejętność dostosowywania temperatury swojego ciała do temperatury otoczenia. Jeżeli wrzuciłoby się ją do garnka z wrzącą wodą, od razu by wyskoczyła. Jednak jeżeli znajdzie się w garnku z zimną wodą, która będzie bardzo powoli podgrzewana, żaba zacznie dostosowywać się do stopniowo coraz wyższej temperatury. Zużyje na to całą swoją energię. Kiedy woda stanie się wrząca, a żaba zacznie się gotować, nie będzie już miała sił, aby uciec – i umrze.
Stopniowo zwiększająca swoją temperaturę woda symbolizuje nasze otoczenie, które sprawia, że „naginamy się” do niesprzyjających nam warunków i krok po kroku przesuwamy nasze granice. Zgadzamy się na kolejne ustępstwa i zużywamy energię, by jakoś funkcjonować, odnajdywać rozwiązania, wypierać lub zagłuszać swoje prawdziwe uczucia. Nie zauważamy zmian, jakie w nas następują. Zaczyna gdzieś głęboko w nas wzbierać złość, frustracja, rozpacz, poczucie pustki i wypalenia. Mogą one powodować ból i dolegliwości ciała, długotrwały stres, nieokreślony lęk i niepokój. W syndromie gotującej się żaby istotne jest to, że żabę zabija nie woda, a brak decyzji, by ratować się, póki są siły i czas.
Z toksycznej sytuacji, relacji, otoczenia bardzo często niesamowicie trudno jest się wyrwać. Znajdujemy wiele argumentów, by tego nie robić. Poświęcamy się w nadziei, że w końcu przyjdzie nagroda; z przekonania, że tak właśnie należy postąpić; z braku nadziei na istnienie lepszego rozwiązania. Mówimy sobie „jeszcze tylko tydzień, miesiąc, rok…”, „tak się staram, że w końcu musi być lepiej”, „jakoś wytrzymam!”. Nie dostrzegamy, gdy nasza energia zbliża się do wyczerpania i coraz bardziej tkwimy w marazmie, bezruchu; bezradni, bezsilni i przekonani, że nic nie jesteśmy w stanie zmienić. Pozbawieni optymizmu, nadziei, radości życia, marzeń, odwagi.
Celowo nie opisuję syndromu gotującej się żaby z naciskiem na związki czy życie zawodowe, ponieważ uważam, że warto dzisiaj spojrzeć na niego w kontekście kryzysu humanitarnego wywołanego wojną w Ukrainie. Raczej jeszcze nie dziś ani nie jutro dotknie nas syndrom gotującej się żaby. W końcu dotyczy on sytuacji rozwijających się w dłuższym okresie czasu – wolno, ale systematycznie. Stopniowe rezygnowanie ze swojego komfortu psychicznego i fizycznego, przesuwanie swoich granic, ignorowanie swoich uczuć i spychanie swoich potrzeb na coraz dalszy plan. Może warto szczerze odpowiedzieć sobie na pytania: czy nie rzuciłem/-em się w wir działania i pomocy, ignorując swoje potrzeby, uczucie zmęczenia, wypalenia, stresu, lęku? Czy tworzę sobie przestrzeń na pielęgnowanie relacji i dbanie o siebie oraz o to, co sprawia mi radość, nadaje mojemu życiu sens, dodaje mi skrzydeł? Czy może odmawiam sobie tych rzeczy, bo wydaje mi się, że obecnie „są dużo ważniejsze sprawy” i priorytetem jest, by pomagać, dając z siebie wszystko? Może poddaję się presji otoczenia; czuję, że będę „złym człowiekiem”, „egoistą”, jeżeli będę dbać o siebie, gdy tyle osób zostało pozbawionych swojego dotychczasowego życia, straciło najbliższych, domy, pracę?…
To pułapka, której można nie zauważyć. „Jeszcze tylko tydzień, miesiąc, rok…” – a przecież nie wiemy, kiedy to się skończy, osób potrzebujących pomocy będzie z pewnością wciąż przybywać. Przyjdą mrożące krew w żyłach wiadomości, a może i bezpośrednie zagrożenia… KTO przeżyje za nas nasze życie, jeżeli my damy za wygraną? Kto będzie walczyć o nasze potrzeby? Czy ktoś przyjdzie NAM z pomocą, by uratować nas od rosnącej frustracji, złości, gniewu, agresji, nienawiści, które mogą w nas kiełkować powoli i niezauważalnie, dzień za dniem, głęboko pod powierzchnią, podczas gdy my będziemy rezygnować ze swoich kolejnych potrzeb, granic, z radości życia? Jak zdołamy pomóc innym podnieść się po przeżytej traumie, wziąć sprawy w swoje ręce i patrzeć z nadzieją w przyszłość, gdy sami stracimy siły, nadzieję i poczucie, że trzymamy w rękach ster naszego życia?
SYNDROM GOTUJĄCEJ SIĘ ŻABY
O syndromie gotującej się żaby wspomina się często w kontekście związków, relacji rodzinnych, pracy czy przyjaźni. Syndrom ten został opisany przez francuskiego filozofa i pisarza, Oliviera Clarka. Żaba ma umiejętność dostosowywania temperatury swojego ciała do temperatury otoczenia. Jeżeli wrzuciłoby się ją do garnka z wrzącą wodą, od razu by wyskoczyła. Jednak jeżeli znajdzie się w garnku z zimną wodą, która będzie bardzo powoli podgrzewana, żaba zacznie dostosowywać się do stopniowo coraz wyższej temperatury. Zużyje na to całą swoją energię. Kiedy woda stanie się wrząca, a żaba zacznie się gotować, nie będzie już miała sił, aby uciec – i umrze.
Stopniowo zwiększająca swoją temperaturę woda symbolizuje nasze otoczenie, które sprawia, że „naginamy się” do niesprzyjających nam warunków i krok po kroku przesuwamy nasze granice. Zgadzamy się na kolejne ustępstwa i zużywamy energię, by jakoś funkcjonować, odnajdywać rozwiązania, wypierać lub zagłuszać swoje prawdziwe uczucia. Nie zauważamy zmian, jakie w nas następują. Zaczyna gdzieś głęboko w nas wzbierać złość, frustracja, rozpacz, poczucie pustki i wypalenia. Mogą one powodować ból i dolegliwości ciała, długotrwały stres, nieokreślony lęk i niepokój. W syndromie gotującej się żaby istotne jest to, że żabę zabija nie woda, a brak decyzji, by ratować się, póki są siły i czas.
Z toksycznej sytuacji, relacji, otoczenia bardzo często niesamowicie trudno jest się wyrwać. Znajdujemy wiele argumentów, by tego nie robić. Poświęcamy się w nadziei, że w końcu przyjdzie nagroda; z przekonania, że tak właśnie należy postąpić; z braku nadziei na istnienie lepszego rozwiązania. Mówimy sobie „jeszcze tylko tydzień, miesiąc, rok…”, „tak się staram, że w końcu musi być lepiej”, „jakoś wytrzymam!”. Nie dostrzegamy, gdy nasza energia zbliża się do wyczerpania i coraz bardziej tkwimy w marazmie, bezruchu; bezradni, bezsilni i przekonani, że nic nie jesteśmy w stanie zmienić. Pozbawieni optymizmu, nadziei, radości życia, marzeń, odwagi.
Celowo nie opisuję syndromu gotującej się żaby z naciskiem na związki czy życie zawodowe, ponieważ uważam, że warto dzisiaj spojrzeć na niego w kontekście kryzysu humanitarnego wywołanego wojną w Ukrainie. Raczej jeszcze nie dziś ani nie jutro dotknie nas syndrom gotującej się żaby. W końcu dotyczy on sytuacji rozwijających się w dłuższym okresie czasu – wolno, ale systematycznie. Stopniowe rezygnowanie ze swojego komfortu psychicznego i fizycznego, przesuwanie swoich granic, ignorowanie swoich uczuć i spychanie swoich potrzeb na coraz dalszy plan. Może warto szczerze odpowiedzieć sobie na pytania: czy nie rzuciłem/-em się w wir działania i pomocy, ignorując swoje potrzeby, uczucie zmęczenia, wypalenia, stresu, lęku? Czy tworzę sobie przestrzeń na pielęgnowanie relacji i dbanie o siebie oraz o to, co sprawia mi radość, nadaje mojemu życiu sens, dodaje mi skrzydeł? Czy może odmawiam sobie tych rzeczy, bo wydaje mi się, że obecnie „są dużo ważniejsze sprawy” i priorytetem jest, by pomagać, dając z siebie wszystko? Może poddaję się presji otoczenia; czuję, że będę „złym człowiekiem”, „egoistą”, jeżeli będę dbać o siebie, gdy tyle osób zostało pozbawionych swojego dotychczasowego życia, straciło najbliższych, domy, pracę?…
To pułapka, której można nie zauważyć. „Jeszcze tylko tydzień, miesiąc, rok…” – a przecież nie wiemy, kiedy to się skończy, osób potrzebujących pomocy będzie z pewnością wciąż przybywać. Przyjdą mrożące krew w żyłach wiadomości, a może i bezpośrednie zagrożenia… KTO przeżyje za nas nasze życie, jeżeli my damy za wygraną? Kto będzie walczyć o nasze potrzeby? Czy ktoś przyjdzie NAM z pomocą, by uratować nas od rosnącej frustracji, złości, gniewu, agresji, nienawiści, które mogą w nas kiełkować powoli i niezauważalnie, dzień za dniem, głęboko pod powierzchnią, podczas gdy my będziemy rezygnować ze swoich kolejnych potrzeb, granic, z radości życia? Jak zdołamy pomóc innym podnieść się po przeżytej traumie, wziąć sprawy w swoje ręce i patrzeć z nadzieją w przyszłość, gdy sami stracimy siły, nadzieję i poczucie, że trzymamy w rękach ster naszego życia?