Czy zauważyliście, jak wiele wymówek mamy, by nie przyglądać się temu, czego naprawdę chcemy w życiu i by tego nie realizować? Jesteśmy bombardowani komunikatami, że możemy wszystko – bo przecież w każdej chwili jesteśmy w stanie zacząć żyć po swojemu! Ktoś gdzieś właśnie rzucił pracę w korporacji i wyruszył w wymarzoną podróż dookoła świata. Inna osoba założyła własną działalność i sprzedaje swoje oryginalne wyroby artystyczne. Ale, jakby nie patrzeć, bardzo często podjęcie takiej decyzji samemu graniczy z cudem. Jest przerażające jak skok na głęboką wodę, zejście z wydeptanego szlaku w dzicz, pójście drogą w absolutne nieznane.
Wolność wyboru przeraża?
Kilka miesięcy temu marzyłam o tym, że gdy nadejdą wakacje zwolnię, zastanowię się, co dalej, czego chcę w życiu, gdzie chciałabym się znaleźć, co robić. Miałam kilka pomysłów i generalne pragnienie, by coś się zmieniło. Gdy jednak nadszedł moment, w którym mogłabym zacząć realizować swoje postanowienia, dalej podążałam utartymi szlakami. Zaczęłam robić plany na czas powakacyjny i właściwie w tych planach nie uwzględniłam za bardzo żadnych zmian. Tak jakby moja potrzeba stałości wygrała z potrzebą zmiany. Tak jakby zmiana była zbyt przerażająca. Mogę wybrać bardzo wiele dróg – i ta świadomość ogromnego wachlarza możliwości przeraża mnie do głębi.
Niby zazwyczaj nie chcemy mieć z góry zaplanowanego życia i przydzielonej roli – tylko dlaczego w takim razie tak kurczowo się jej trzymamy? Dlaczego tak wielką wagę przywiązujemy do tego, co mówią o nas inni i tego, czego myślimy, że spodziewają się po nas bliscy? Dlaczego, narzekając na ograniczające nas społeczne i kulturowe ramy, jednocześnie często dobrowolnie staramy się do nich dopasować? Psychologowie, tacy jak Erich Fromm, zauważyli pewną ciekawą zależność – nawet, jeżeli deklarujemy, że chcemy wolności, to tak naprawdę chętnie zgadzamy się na to, by inni nami kierowali. Psychologowie społeczni opisują wiele mechanizmów wpływu społecznego, czyli tego, jak można efektywnie wpływać na ludzi i nakłaniać ich do dokonania konkretnych wyborów czy zmiany swoich poglądów, zachowania. Tak starają się na nas wpływać chociażby politycy, media i reklamy – ale nie tylko. Ogromny wpływ na nas mają media społecznościowe i w ogóle – inni ludzie, świadomie czy nieświadomie. To jest bardzo naturalne, wpływamy na siebie nawzajem, tworzymy sieci powiązań i zależności. Czy to oznacza jednak, że jesteśmy skazani na funkcjonowanie w wyznaczonych z góry ramach oraz na lęk przed wolnością wyboru?
Co jest Twoją wymówką?
Co jest Twoją wymówką, by nic nie zmieniać? Zbyt zaawansowany wiek? Praca, w której „nie da się mnie zastąpić”? Dzieci? Rodzina? Inflacja? Kryzys? „Taki już jest świat”? Świat się nie zmieni, ale my możemy się zmieniać i dokonywać wyborów, a możliwości jest często więcej, niż nam się wydaje. Warto zastanowić się, ile przeszkód, które w naszym mniemaniu stoją nam na drodze do realizacji naszych pragnień, jest rzeczywiście nie do przeskoczenia. A może decyduje tu jakaś inna kwestia – nasze wewnętrzne poczucie, że n i e możemy robić tego, czego pragniemy? Może gdzieś głęboko w środku nie zezwalamy sobie na realizowane swoich marzeń i pragnień, a zewnętrzne warunki tylko nas utwierdzają w tym przekonaniu?
Lubimy widzieć siebie jako niezastąpionych w różnych kwestiach i trudno się temu dziwić, bo to przyjemne uczucie. I nawet, jeżeli sytuacja, w której tkwimy, męczy nas, na przykład opiekujemy się chorym rodzicem i jesteśmy przemęczeni, bo do tego mamy jeszcze i inne obowiązki, to możemy nie chcieć z niej zrezygnować i pomyśleć o innych, alternatywnych rozwiązaniach. Możemy tłumaczyć to w ten sposób: „jestem wykończony/-a, ale nikogo innego to nie interesuje. Tylko ja zajmuję się tatą/mamą…”. Może w tych słowach brzmieć bezsilność, ale i wściekłość na przykład na „obojętne” rodzeństwo czy nawet samego rodzica. Może brat/siostra właśnie starają się wygospodarować sobie czas na relaks, rozwijają swoje hobby, ale to w naszych oczach uchodzi za egoizm. Za to my jesteśmy „bohaterami”, robimy właściwą rzecz, poświęcamy się, bo uważamy, że taka jest nasza rola i „tak trzeba”.
A może…?
W przytoczonym przeze mnie przykładzie osoba opiekująca się chorym rodzicem może zacząć odczuwać złość na „egoistyczne” rodzeństwo, a nawet na swojego rodzica. Być możliwe, że ta złość „siedzi” w nas bardzo głęboko. Może oznaczać nasze poczucie, że to właśnie te osoby sprawiają, że nie możemy zatroszczyć się o siebie, pomyśleć o sobie. Czy tak jest faktycznie? Czemu tak bardzo zaniedbujemy siebie kosztem innych? Jak to się dzieje, że często właśnie najbliższe nam osoby, które prawdopodobnie bardzo nas kochają i chcą naszego szczęścia, stają się w naszym odczuciu „przeszkodami” na naszej drodze do życia po swojemu? Czy można to jakoś zmienić i połączyć obowiązki zawodowe i rodzinne z realizowaniem swoich potrzeb? A może to, co robimy w ramach pracy i w rodzinie mogłoby pomagać nam realizować nasze pragnienia i potrzeby, a nie stawać im na przeszkodzie? A może jesteśmy wystarczająco silni i mamy wystarczające wsparcie w najbliższych, by poradzić sobie na nieznanej ścieżce, poza utartym szlakiem?