Kiedy ostatnim razem czułeś/czułaś, że naprawdę dobrze się bawisz? W jakich okolicznościach pojawiło się to odczucie? Są takie sytuacje życiowe, gdy wręcz wypada się dobrze bawić – na przykład na imprezach, weselach, wakacjach, spotkaniach z przyjaciółmi. Są to takie momenty, w których możemy czuć na sobie presję, by odstresować się i miło spędzić czas, nawet, jeżeli w danym momencie niekoniecznie mamy na to ochotę. Jednak do tego trudno jest się zmusić. Z kolei czasami świetnie bawimy się w momencie, w którym najmniej się tego spodziewamy.
Urlopowa presja
Wyobraź sobie taką sytuację: przez 2-3 tygodnie tuż przed urlopem bardzo intensywnie pracujesz, żeby mieć podczas wyjazdu spokojną głowę i nie martwić się zaległościami. W końcu wyjeżdżasz, masz przed sobą cały tydzień wypoczynku, który jest długo wyczekiwany, wytęskniony, starannie zaplanowany. Chcesz czerpać z każdej jego minuty i godziny. Jednak Twoje myśli nie mogą oderwać się od pracy. Na początku wydaje się to normalne, ale powoli zaczyna niepokoić i irytować. Trudno Ci jest spokojnie odetchnąć, odstresować się, „wyhamować” i nagle znaleźć się w pełni tu i teraz. Próbujesz wprowadzić się w urlopowy nastrój, ale bezskutecznie. Nie bawisz się tak dobrze, jak myślałeś/myślałaś, że będziesz się bawić. Mijają kolejne, cenne dni wyjazdu i nic się nie zmienia. To naprawdę frustrujące. W końcu wracasz z urlopu do pracy i codziennej rutyny, być może nawet z pewną ulgą. Wiesz co robić, wszystko wydaje się proste i znajome, znowu nie czujesz presji, by dobrze się bawić i relaksować.
„Tryb wakacyjny”
Czy to aż takie dziwne, że nasz organizm nie potrafi momentalnie i na zawołanie przejść z trybu maksymalnej mobilizacji na tryb totalnego luzu i relaksu, „tryb wakacyjny”? Czy czasem nie oczekujemy od niego rzeczy niemożliwej? Skąd się bierze ta presja, by świetnie bawić się i wypoczywać na urlopie? Być może między innymi z tego, że na co dzień nie jesteśmy w stanie znaleźć czasu na zabawę i wypoczynek. Chcielibyśmy skumulować na przestrzeni kilku dni urlopu to, czego pragniemy i o czym marzymy podczas wielu miesięcy ciężkiej pracy. Zobaczyć, doświadczyć, spróbować. Przecież na mediach społecznościowych tylu znanych i nieznanych, znajomych i nieznajomych pokazuje, jak korzysta z życia, podróżuje, bawi się. Dlaczego my nie mielibyśmy mieć tego samego? Poprzeczka zawieszona jest wysoko. Możesz wszystko, możesz czerpać z życia pełnymi garściami. Gdyby to było takie proste…
Nieużywany mięsień
Wiele dorosłych ludzi prowadzi styl życia, który tak naprawdę można określić jako pozbawiony zabawy. U wielu z tych osób zaczęło się to już w dzieciństwie lub wieku dojrzewania – natłok obowiązków szkolnych i domowych, zajęć dodatkowych sprawił, że nie było czasu na zabawę, spotykanie się z rówieśnikami, wypoczynek, spontaniczność. Jeżeli już wtedy nie było na to czasu, to w wieku dorosłym już właściwie możemy nie zauważać, że czegoś nam brakuje, bo zdążyliśmy się świetnie zaadoptować i przyzwyczaić do takiego stanu rzeczy. Więc może nie każdemu dorosłemu zabawa jest potrzebna? A może właśnie w każdym z nas jest ten „mięsień zabawy”, tylko jak go nie używamy – zanika, tak, że nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nadal tam jest?
Tańczyć w deszczu
Lubię powoływać się na przykłady z filmów, pewne powtarzające się motywy. Kojarzycie takie sceny, gdy pada deszcz, wszyscy ludzie na ulicy kryją się pod parasolami, dachami i w bramach, a bohater decyduje się zignorować to, co inni mogą o nim pomyśleć i wychodzi na ten deszcz bez parasola? Idzie coraz szybciej, w końcu zaczyna biec. Biegnie przez rozpryskujące się kałuże. Śmieje się, być może nawet krzyczy lub piszczy ze szczęścia. Zwraca twarz ku górze, zamyka oczy, rozpościera ramiona i z szerokim uśmiechem pozwala, by deszcz zalewał mu całą twarz. Bierze głęboki oddech, tak jakby nagle wyzwolił się z jakiegoś gorsetu, który wcześniej ściskał mu szczelnie klatkę piersiową. Te sceny są dla mnie bardzo poruszające. Wiele w nich dziecięcej, prostej i szczerej radości. Euforii. Wolności. Uwolnienia. Często podkreślają one znaczącą zmianę, jaka dokonuje się w psychice bohatera filmu. Zmiana polega na tym, że przestaje on zwracać uwagę na opinie innych ludzi i na to, „co wypada, a co nie”, a postanawia robić to, co mu dyktuje serce, to, na co ma ochotę, co mu sprawia przyjemność. Zabawa zawsze ma w sobie coś dziecięcego, bo dzieci nie koncentrują się na konwencjach i zasadach dotyczących tego, „co wypada, a co nie”. Nie obawiają się, że powiedzą czy zrobią coś głupiego, ubrudzą się, pomną sobie ubranie. Nie myślą o wszystkich konsekwencjach swojego zachowania w przyszłości. Nie zwracają uwagi na cel i efekty zabawy, tylko na samą aktywność, która sprawia im radość. To pozwala na większą spontaniczność. Dzięki temu swobodnie posługują się swoją wyobraźnią, są obecne tu i teraz, czerpią przyjemność z zabawy. A co, gdybyśmy jako dorośli też zaczęli bawić się przy pracy, codziennych czynnościach, codziennym odpoczynku? Gdybyśmy nie ograniczali zabawy do wczasów, ewentualnie weekendów i tym samym zdjęli z nich tą presję? Gdybyśmy zaczęli na porządku dziennym używać tego zapomnianego „mięśnia”, tańczyli w deszczu, śmiali się do siebie, krzyczeli z radości, oddychali pełną piersią?