„Czasami myślę, że jestem najbardziej samotnym człowiekiem ze wszystkich, którzy kiedykolwiek istnieli. (…) nie ma to nic wspólnego z obecnością innych; w istocie nienawidzę tych innych, którzy ograbiają mnie z mojej samotności, a zarazem nie oferują mi prawdziwego towarzystwa.”*
Autorem tych słów jest słynny psychoterapeuta egzystencjalny, Irvin D. Yalom. To ciekawe i zaskakujące, że specjalista w zakresie zdrowia psychicznego określa się mianem „najbardziej samotnego człowieka ze wszystkich, którzy kiedykolwiek istnieli”. Słowa te wydają mi się bardzo dosadne, a jednocześnie jestem w stanie zrozumieć, co mógł mieć na myśli. Każdy z nas, nawet jeżeli jest otoczony bliskimi, kochającymi osobami, musi samodzielnie dźwigać ciężar swojego życia. Mówi się, że nikt inny nie przeżyje go za nas. Nikt inny też tak naprawdę nie ma dostępu do niektórych naszych indywidualnych doświadczeń, zwłaszcza przeżyć związanych z naszym ciałem i życiem wewnętrznym, psychiką – do naszych myśli i emocji. To my ostatecznie nadajemy kształt i sens naszemu życiu, podejmując wybory i decydując się na konkretne interpretacje tego, co nas spotyka.
Godzić się na samotność?
Ten sam psychoterapeuta, Yalom, pisał o dwóch rodzajach samotności. Pierwsza, codzienna i znana dobrze nam wszystkim, jest związana z oddzieleniem od innych i ma według niego źródło w lęku przed bliskością, ale również przed poczuciem odrzucenia, wstydem, przeświadczeniem o byciu niekochanym. Natomiast samotność egzystencjalna związana jest z nieprzekraczalną przepaścią między nami a światem i innymi ludźmi. Yalom pisze: „owa luka jest konsekwencją nie tylko tego, że każdy z nas został rzucony sam w otchłań życia i sam musi ją opuścić, lecz wynika także z faktu, że każdy z nas zamieszkuje świat w całości znany tylko sobie.”
Ten pierwszy rodzaj samotności jest do przezwyciężenia – chociażby w terapii, dzięki której uczymy się tworzyć bliższe, bardziej szczere, autentyczne i intymne relacje z innymi. Dajemy się innym poznać, otwieramy się przed nimi i zaczynamy czuć się mniej „oddzieleni”, a bardziej „połączeni”. Natomiast samotność egzystencjalna jest naturalnym losem każdego z nas. Lepiej ją zaakceptować niż z nią walczyć. Nasze przeżycia nie są wprawdzie dostępne w sposób bezpośredni nikomu innemu, ale możemy się nimi dzielić, opowiadać o nich i doświadczać wspólnoty z innymi osobami, a także współczucia oraz empatii z ich strony, co może uczynić samotność egzystencjalną mniej bolesną.
Samotność w tłumie i w relacjach
Bywa, że w towarzystwie innych osób – być może nie wszystkich, ale niektórych – czujemy się jeszcze bardziej samotni niż wówczas, gdy nie ma przy nas nikogo. Czasami takie poczucie można mieć nawet w związku lub w przyjaźni. Jest do głębi smutne i trudne, bo niby mamy kogoś bardzo bliskiego, ale tak naprawdę czujemy się pozostawieni sami sobie, opuszczeni, niezauważani, niedoceniani, pomijani, nieważni dla tej drugiej osoby. Być może nie zachowujemy się przy tej osobie autentycznie, ukrywamy swoje prawdziwe emocje i myśli, bo przeczuwamy, że ona nas nie zrozumie, nie zaakceptuje takimi, jakimi jesteśmy. Wówczas najprawdopodobniej doświadczymy głębokiego poczucia osamotnienia. Możemy zastanowić się, czy naprawdę chcemy budować relację z tą osobą. Skoro nie ufamy jej na tyle, by pokazać swoje prawdziwe Ja, to czy kiedykolwiek powstanie między nami silna, trwała i prawdziwa więź?
Ożywcza samotność
Czy samotność może uszczęśliwiać? Mówiliśmy dotąd o tym, że można zmniejszyć poczucie osamotnienia i o godzeniu się na pewien rodzaj samotności nieuchronnie związany z naszą egzystencją jako jednostek od siebie nawzajem odrębnych, doświadczających świata zewnętrznego i wewnętrznego w charakterystyczny tylko dla siebie sposób. Samotność jest w pewnym sensie wpisana w nasze życie. Można z niej uczynić zarówno przykrą konieczność, jak i wartość. Mówi się o umiejętności „bycia samemu ze sobą”, która pozwala budować szczęście i niezależność. W dzisiejszych czasach rzadko kto chce i potrafi ją rozwijać. Preferujemy bodźce zewnętrzne niż wewnętrzne, uciekamy przed wsłuchiwaniem się w siebie, bo to budzi lęk. Jednak wiele wskazuje na to, że właśnie wsłuchiwanie się w siebie pozwala dowiedzieć się, kim naprawdę jesteśmy, czego potrzebujemy oraz stwierdzić, co w naszym życiu jest faktycznie dla nas dobre i nam służy, a co szkodzi. Samotność może nas ożywić – sprawić, że zaczniemy nowe życie, swoje własne – nie cudze, według własnego pomysłu. Życie, „od którego nie chce się uciekać”**, a w którym rozsiądziemy się jak w wygodnym fotelu. „Życie warte przeżycia.”***
*Irvin David Yalom, Kiedy Nietzsche szlochał
** Brianna Wiest, This Is What „Self-Care” REALLY Means, Because It’s Not All Salt Baths And Chocolate Cake
*** Marsha Linehan, Życie warte przeżycia
Zatem zmiany w naszym życiu są naturalne i mogą być bardzo piękne, tak jak to, że po dniu następuje noc, aby po niej znowu mógł nastąpić dzień i to, że nadchodzi jesień i zima, by, gdy przyjdzie czas, znowu zapanowała wiosna.