Nasze ciało to najbardziej dostępny nam obiekt w świecie fizycznym. Jest z nami przez cały czas i może wydawać się, że z biegiem czasu znamy je coraz lepiej. Może to być prawda, ale znać swoje ciało to jeszcze nie wszystko. Można swoje ciało traktować jak przyjaciela, o którego chcemy się troszczyć i który troszczy się o nas, ale można też widzieć w swoim ciele swojego wroga. A jeżeli nie wroga, to kogoś, kogo trzeba naprawić, zmienić, aby był w ogóle wart czasu, wysiłku i akceptacji…
Ciało: przyjaciel, wróg czy obcy?
W pewnym sensie nasza postawa wobec naszego ciała odzwierciedla naszą postawę wobec nas samych. Nasze ciało jest częścią naszej tożsamości, naszego Ja. Możemy wobec niego żywić bardzo różne uczucia, od czułości i dumy, przez obojętność, aż po wstyd, lęk, wstręt, nienawiść. Niestety, jak możemy się domyślać, zdecydowanie częściej u ludzi spotykamy negatywną postawę wobec własnego ciała. Na skraju tego kontinnum postaw możemy umieścić tak negatywną postawę wobec ciała, że prowadzi ona do zaburzeń odżywiania i aktów samoagresji. U niektórych osób zobaczymy postawę zaniedbywania swojego ciała, obojętności wobec jego potrzeb i reakcji. Najbardziej zdrowa i pozytywna jest postawa nieoceniająca i akceptująca, łącząca się z zaufaniem do ciała, rozpoznawaniem jego potrzeb i wychodzeniem im naprzeciw.
Ja doznające i Ja obserwujące
Doświadczamy swojego ciała na dwa sposoby: jako żywego organizmu, którym jesteśmy i jako obiektu, który możemy obserwować i który mogą zobaczyć inni ludzie. Ten pierwszy sposób doświadczania ciała jest dostępny tylko dla nas: nikt nie jest w stanie „poczuć” naszego organizmu od wewnątrz, tak jak my go czujemy. Drugi sposób jest dostępny też dla innych, czasami nawet bardzo szczegółowo (chociażby lekarz na USG jest w stanie „zajrzeć” do wnętrza naszego organizmu; może je zobaczyć, ale nie może go przeżywać!). Niestety tutaj pojawia się kolejny problem, z jakim zmagamy się w dzisiejszych czasach, a mianowicie zdecydowanie za bardzo skupiamy się na ciele jako obiekcie, które ma się w określony sposób prezentować. Badania dowodzą (i być może zabrzmi to stereotypowo), że kobiety częściej niż mężczyźni widzą swoje ciało bardzo fragmentarycznie, dostrzegając niedoskonałości poszczególnych jego elementów: twarzy, włosów, brzucha, nóg… Mężczyźni natomiast wprawdzie odbierają swoje ciało w bardziej całościowy sposób niż kobiety, ale również często bywają z niego niezadowoleni jako ze zbyt mało umięśnionego i sprawnego, zbyt drobnego itp. Możemy powiedzieć, że w umysłach większości z nas istnieje obraz „ciało idealnego”, do którego dążymy, ale i „ciała odrzucanego”, którego chcemy się pozbyć. Warto jednak zaakceptować swoje ciało takim, jakim jest tu i teraz, w chwili obecnej, a jednocześnie skupić się bardziej na doświadczaniu i przeżywaniu, niż na ocenianiu i oglądaniu swojego ciała.
Na granicy skóry i powietrza
Mamy swoje granice. Nasze ciało ma swoje granice. Podstawową granicą naszego ciała jest skóra. To tu spotyka się nasz organizm ze światem zewnętrznym. Świat zewnętrzny ma dostęp do nas, ale możemy nad tym sprawować kontrolę. Możemy sprawować kontrolę nad tym, w jakiej się znajdziemy sytuacji i czy będziemy się czuć w niej komfortowo – psychicznie i cieleśnie. Czasami nasze ciało daje nam sygnały, których możemy nie odczytywać. Może przekazywać nam coś przez ból głowy, napięcie mięśniowe, ból brzucha, wymioty… Ono zazwyczaj bardzo szybko orientuje się, że coś jest nie tak, że dzieje się coś, czego nie chcemy, co nam się nie podoba. Bywa, że my sami nie zdajemy sobie z tego sprawy i przypisujemy te objawy chorobie. Ma to miejsce w przypadku tak zwanych somatyzacji: gdy jakiś problem, konflikt psychiczny objawia się w postaci doznań, objawów cielesnych. Na przykład gdy nie wyrażamy swoich emocji, zwłaszcza tych negatywnych, tylko próbujemy zatrzymać, „zdusić” je w sobie, to i tak „wychodzą” one na światło dzienne w formie somatyzacji.
Rozumieć i kochać swoje ciało
Mimo, że media społecznościowe mają udokumentowany, negatywny wpływ na postrzeganie przez nas własnego ciała, to coraz częściej możemy natrafić w nich na komunikaty typu „zaakceptuj swoje ciało”, „pokochaj siebie”! Nie jest to takie proste, a hasła stały się z biegiem czasu trochę pozbawione głębszego znaczenia. Może warto jednak spróbować dotrzeć do tego, jakie mogłyby one mieć znaczenie dla nas, czy mogłyby rzeczywiście wnieść jakąś zmianę do naszego życia i postrzegania własnego ciała?
Ostatnio sporo myślałam nad różnicą pomiędzy dbaniem o swoje ciało z uwzględnianiem jego potrzeb a dbaniem o nie na siłę, bez uwzględniania jego potrzeb. Jest wiele zachowań (zdrowotnych, upiększających, podnoszących komfort), jakie podejmujemy codziennie dla dobra swojego ciała, czasem ze względu na swoje preferencje, a czasami ze względu na jakiś trend, modę. Czy jednak dajemy sobie jakąkolwiek przestrzeń, by odczytywać rzeczywiste potrzeby swojego ciała; sygnały, jakie ono nam wysyła? Związane z głodem, pragnieniem, sennością, bólem, niewygodą, zmęczeniem… a czasami nawet ochotą na jakiś konkretny rodzaj pożywienia? (często związaną z jakimś niedoborem w organizmie!). A może nad te sygnały przedkładamy przyjęte przez siebie założenie, że musimy pracować tyle i tyle godzin, spać od tej do tej, zjeść to i to… w jaki sposób zadbamy lepiej o swój organizm: poznając go i podążając za jego potrzebami, czy wtłaczając go w ramy odgórnych wytycznych i ustalonych przez siebie zasad?