Gdy zbliża się Nowy Rok, zaczynamy z jeszcze większą siłą niż zazwyczaj odczuwać potrzebę zmian. Bardzo często mamy w sobie więcej, niż przez resztę roku, motywacji do podjęcia postanowień i wcielenia ich w życie. Pragniemy ustanowić i osiągnąć długofalowe cele. Patrzymy w pewnym sensie z innej perspektywy, z dystansu oceniamy minione 12 miesięcy i zastanawiamy się, czego nam w naszym życiu brakuje, a czego być może jest nadmiar.
W tym artykule chciałabym przede wszystkim pochylić się nad samym pojęciem zmiany. Nad tym, czym ona jest, gdzie szukać jej źródeł, jak do niej podejść.
1. Źródła zmiany
Sufi Bayazid opowiada o sobie samym: „Za młodu byłem rewolucjonistą i moja modlitwa wyglądała tak: „Panie, daj mi siły, żeby zmienić świat”. W miarę jak stawałem się dorosły i uświadomiłem sobie, że minęło mi pół życia, a nie zdołałem zmienić ani jednego człowieka, zmieniłem moją modlitwę i zacząłem mówić: „Panie, udziel mi łaski, by przemienić tych, którzy się ze mną kontaktują. Choćby tylko moją rodzinę i moich przyjaciół. Tym się zadowolę”. Teraz, kiedy jestem już stary i moje dni są policzone, zacząłem rozumieć, jaki byłem głupi. I moja jedyna modlitwa jest taka: „Panie, udziel mi łaski, bym sam się zmienił”. Gdybym tak się modlił od początku, nie zmarnowałbym życia.
Autorem tej krótkiej przypowieści jest Anthony de Mello, hinduski jezuita, psychoterapeuta i mistyk. Ja widzę w niej drogę przemiany człowieka, który bardzo pragnął dokonać wielkiej zmiany. Początkowo chciał zmienić cały świat i spędził pół swojego życia, starając się tego dokonać. Prawdopodobnie wielu z nas w młodości pragnie zmienić cały świat… często myślimy o tym, wybierając przyszły zawód, który ma pomóc nam wprowadzać wielkie, „rewolucyjne” zmiany. Stopniowo młodzieńczy zapał słabnie, idealizm zamienia się w pragmatyzm, zaczynamy bardziej twardo stąpać po ziemi. Często próbujemy wówczas przenieść nasze starania na najbliższych: naszą rodzinę, przyjaciół, środowisko pracy. Chcielibyśmy wpływać na osoby w bliskim otoczeniu, radzić im, dawać wskazówki, wspierać w osiąganiu ich celów. Możemy mocno przeceniać swój wpływ na innych. A przede wszystkim – nie dostrzegać, że mogą oni nie potrzebować tego, co próbujemy im dać. Stąd nasze starania mogą trafiać w próżnię, powodując naszą frustrację, zniecierpliwienie, niezadowolenie, a może i żal. Co więcej, nasi najbliżsi mogą przeżywać w tych okolicznościach podobne emocje również dlatego, że nie próbujemy dostrzec ich p r a w d z i w y c h potrzeb. Ich prawdziwą potrzebą może być to, by otrzymać od nas, zamiast rad i wskazówek, więcej wolności albo wsparcia w ich własnych decyzjach, postanowieniach i działaniach (nawet jeżeli mają odmienną od nas wizję swojego dobra).
Bohater przypowieści na koniec życia modlił się: „Panie, udziel mi łaski, bym sam się zmienił”. Dodaje, że gdyby tak modlił się od początku, nie zmarnowałby życia, które tymczasem upłynęło mu na daremnych próbach zmieniania świata i innych ludzi. To gorzkie podsumowanie całej historii potrafi wywołać silne uczucia i mocno wryć się w pamięć. Mówi się często, że wszelkie zmiany należy zaczynać od siebie. W mojej ocenie przypowieść de Mello wskazuje inne rozwiązanie: by wszelkie zmiany zarówno zaczynać od siebie, jak i na sobie kończyć. By przyjąć, że tak naprawdę zmienić możemy tylko samych siebie i tylko to warte jest naszego wysiłku i starań. Myślę, że warto pochylić się na chwilę nad tą przypowieścią i zastanowić się, jakie ma ona znaczenie dla każdego z nas indywidualnie.
2. Dlaczego zmiana jest trudna
Zmienić siebie to zadanie wymagające wielkiej odwagi i cierpliwości. Zmiana może być bardzo trudnym, wręcz bolesnym procesem. Dużo łatwiej jest podążać ścieżką znaną, chociaż niewygodną, związaną z chaosem, cierpieniem. Trwać w nawykach i automatyzmach, od lat ukształtowanych schematach myślenia i wzorcach zachowania. Autor przytoczonej na początku artykułu przypowieści, Anthony de Mello, powiedział „Rozpadające się iluzje boleśnie ranią”. Każda zmiana, również zmiana dokonująca się w procesie psychoterapii, polega na zmierzeniu się z problemami, których próbowaliśmy nie dostrzegać lub które ignorowaliśmy, a także na stanięciu oko w oko z jakąś trudną do przyjęcia prawdą. Dlatego można latami unikać zmiany, nawet jeżeli mogłaby prowadzić do dużo szczęśliwszego życia.
Ze zmianą wiąże się też rozbicie, zniszczenie czegoś, co było nam dobrze znane, do czego byliśmy przyzwyczajeni, a więc w pewnym sensie przywiązani. To również boli. Przyszłość jawi się jako nieznana i niepewna. Stare wzorce musimy porzucić, a wiemy, że nowych jeszcze nie mamy wypracowanych, więc nie wiadomo, jak ta zmiana się potoczy. Czy okaże się dla nas pozytywna, czy może będzie jeszcze gorzej niż było?
3. Odnaleźć nadzieję
W tych wątpliwościach nadzieję może przynieść pewna znana w psychologii teoria, której autorem jest Kazimierz Dąbrowski. Nosi ona nazwę Teoria Dezintegracji Pozytywnej i mówi o tym, że aby był możliwy prawidłowy rozwój osobowości człowieka, musi nastąpić w jego psychice pewna dezintegracja, czyli de facto rozpad, rozbicie pewnej integralnej, pierwotnej całości. Później z powstałych w ten sposób „kawałków” będzie można złożyć nową, bardziej dojrzałą całość. Człowiek w miarę upływu czasu jest w stanie kierować tym procesem w coraz bardziej świadomy, twórczy i celowy sposób.
Pierwszym i kluczowym krokiem w kierunku zmiany jest wiara w to, że jest ona możliwa oraz nadzieja, że uda się ją osiągnąć. Myślę, że to coś więcej niż motywacja do zmian. Oczywiście, motywacja jest niezwykle istotna. Może występować konflikt motywacyjny, gdy z jednej strony pragniemy zmiany, a z drugiej obawiamy się jej, nie jesteśmy jej pewni. Motywacja może być bardziej lub mniej trwała. Ale pojęcia wiary i nadziei, aczkolwiek niekoniecznie często używane w psychologii, kojarzą mi się z czymś trwalszym niż motywacja. Wiążą się z głębokim pragnieniem zmiany, z pewnym przywiązaniem do niej, dlatego są bardzo dobrym (a może nawet koniecznym?…) punktem wyjścia do wprowadzenia zmian w życiu.
4. Od czego zacząć
– Dlaczego wszyscy tutaj są tak szczęśliwi, a ja nie?
– Dlatego, że nauczyli się widzieć dobro i piękno wszędzie – odpadł mistrz.
– Dlaczego więc ja nie widzę wszędzie dobra i piękna?
– Dlatego, że nie możesz widzieć na zewnątrz siebie tego, czego nie widzisz w sobie.
(Anthony de Mello)
Zmiana pojawia się wtedy, gdy ktoś staje się tym, kim jest, a nie kiedy usiłuje stać się tym, kim nie jest. (Arnold Beisser)
Ciekawym paradoksem jest to, że dopiero wtedy, gdy zaakceptuję siebie takim, jakim jestem, mogę się zmienić. (Carl Rogers)
Zmiana, paradoksalnie, zaczyna się od zaakceptowania siebie takiego, jakim lub jaka jestem. To może się wydawać dziwne, bo przecież nie zależy nam na tym, by spocząć na laurach i stać w tym samym miejscu. Akceptacja jednak na tym nie polega.
Prawdziwa akceptacja siebie polega na:
- Przyjęciu siebie bezwarunkowo. Żadne okoliczności nie determinują naszej wartości. Jesteśmy wartościowi bez względu na wszystko.
- Przyjęciu siebie bez osądzania i oceniania. Zamiast tego dobrze jest doceniać swoje mocne strony, zasoby i wysiłek.
- Przyjęciu siebie jako autonomicznej jednostki i przyznaniu sobie swobody bycia i wyboru. Naciskanie na siebie, by coś zrobić lub czegoś nie robić, przymuszanie się do czegoś, niepozwalanie na coś, nadmierne kontrolowanie się mogą mieć efekt odwrotny do pożądanego. Mogę wybrać zmianę albo zostać przy dawnym sposobie funkcjonowania, to zależy ode mnie. To ja decyduję, czy wybiorę coś, co ma dla mnie pozytywne konsekwencje, czy też wybiorę coś, co ma konsekwencje negatywne.
- Przyjęciu postawy empatii, troski, zrozumienia wobec samego siebie.
Carl Rogers, wybitny psycholog humanistyczny, pisał, że poczucie, iż nie zasługujemy na akceptację, nas paraliżuje. Nasza zdolność do zmiany jest wówczas zmniejszona lub zablokowana. Natomiast poczucie, że jesteśmy akceptowani tacy, jacy jesteśmy, dodaje nam skrzydeł i otwiera przed nami możliwość prawdziwej i głębokiej zmiany. Warto pamiętać o tym, by zacząć od zaakceptowania siebie takimi, jakimi jesteśmy. Dopiero wówczas będziemy gotowi na zmianę. Być może nie będzie ona wyglądać tak, jak początkowo sobie ją wyobrażaliśmy, mając przed oczyma całą długą listę swoich wad, słabych stron, złych nawyków do wyeliminowania… Być może jej sednem będzie s t a w a n i e się sobą i przybliżanie się do naszych wartości i celów.