
JOMO, FOMO- czy stały dostęp do technologii jest taki zły?
Współczesny świat pędzi… Rozwój technologii, codzienny wyścig z czasem i coraz wyższe oczekiwania wpędzają nas w wir zajęć, z którego niełatwo jest się wydostać. To jak pułapka, w którą wszyscy wpadamy. Kontakt ze światem, który zawdzięczamy telefonom komórkowym, dostępowi do internetu zapewnia stały rozwój, jednak z drugiej strony wymusza od nas, by być ciągle na bieżąco z powiadomieniami z mediów społecznościowych. Przychodzące do nas informacje dotyczące nie tylko naszych indywidualnych zainteresowań, organizacji, do których należymy, ulubionych celebrytów, znajomych, ale też wiadomości ze szkoły, uczelni, pracy są dostarczane non stop, nawet podczas czasu wolnego. To sprawia, że coraz trudniej jest nam rozróżnić sfery naszego życia między pracą czy obowiązkami edukacyjnymi a domem, przez co cierpimy i my, i bliscy znajdujący się w naszym otoczeniu. Trudno zaprzeczyć, że problem wpływu stałego dostępu do mediów jest niezwykle aktualny współcześnie, co powoduje, że coraz częściej badacze kierują swoją uwagę na tą kwestię. Rozpoczęcie badań nad tym zjawiskiem pomogło zauważyć pewne tendencje, co przerodziło się w konkretne nazwy. Tak powstały JOMO i FOMO, czyli coś, czego doświadcza prawie każdy, ale nie wszyscy wiedzą, że to ma nazwę, dlatego teraz przyjrzymy się im z bliska.
FOMO- co to znaczy?
Po rozszyfrowaniu tego dziwnie brzmiącego pojęcia otrzymamy Fear of Missing Out, co oznacza lęk przed wypadnięciem z obiegu. Owego terminu pierwszy raz użył Dan Herman (w połowie lat 90. XX w.) i określił ją jako strach przed nie wykorzystaniem dostępnych okazji oraz utratę zadowolenia związanego z wyczerpaniem szans. Aktualnie posługujemy się definicją stworzona przez Andrew K. Przybylskiego, która określa FOMO jako „wszechogarniający lęk, że inne osoby w danym momencie przeżywają bardzo satysfakcjonujące doświadczenia, w których ja nie uczestniczę”. Czy brzmi to dla Was znajomo? Przypominacie sobie sytuacje, w których prześladowała Was taka obawa? Co więcej, tą definicję autor łączy z chęcią bycia w stałym kontakcie z innymi oraz tym, co robią w danej chwili. Dotyczy to w szczególności wydarzeń towarzyskich, co jest umożliwiane przez znane nam wszystkim social media.
Przyczyna strachu przed odłączeniem
Zadziwiające jest to, że istotnym powodem odczuwania niepokoju jest potrzeba przynależności. Po prostu chcemy być lubiani, szanowani, a więc zapraszani na różnego typu spotkania, dlatego jeśli istnieje możliwość, która wyklucza przynależenie do jakiejś grupy, to powoduje dogłębne przerażenie. Według statystyk wysokie FOMO ma co piąty młodszy użytkownik Internetu, jak również osoby z grupy wiekowej 25-44. Okazuje się, że płeć nie ma związku z byciem bardziej podatnym na FOMO. Inaczej jest z miejscem zamieszkania- istnieje różnica między wsią a największymi miastami, przy czym miasta mają umiarkowanie większy zakres high FOMO. Ten wynik pokazuje, że największy wpływ strachu przed opuszczeniem spotkań dosięga osoby do wieku średniego włącznie, więc możemy (ale nie musimy) spodziewać się, że w przyszłości rozszerzy się to na większą skalę.
Co najbardziej napawa nas lękiem?
Osoby z wysokim FOMO przejmują się, że znajomi z ich otoczenia, a także obcy, których obserwują na social mediach doświadczyli więcej satysfakcjonujących wydarzeń, przez co ich poziom zadowolenia z życia wzrasta. Jednak najbardziej przejmujemy się, gdy w tego typu spotkaniach uczestniczą bliskie nam osoby. Według badań z 2018 r. niezwykle martwią nas organizowane wydarzenia, na które nas nie zaproszono, co ma ścisły związek z odczuwaną potrzebą przynależności. Na drugim miejscu usytuowuje się sytuacja, gdy przegapimy coś zaplanowane wcześniej lub zorganizowane okazyjnie. To w dużym stopniu wyjaśnia, czemu np. po odkryciu relacji na Instagramie, gdzie widzimy naszych znajomych na urodzinowej imprezie w klubie, na którą nas nie zaproszono, pogarsza nam się humor i czujemy się bardziej samotni, niechciani. Okazuje się, że osoby z FOMO znacznie częściej niż inni internauci intensywniej obserwują konta innych użytkowników, porównując ich aktywności towarzyskie do swoich i wyciągają wnioski najczęściej na własną niekorzyść.
Prawdopodobne konsekwencje FOMO
Skoro teraz już wiemy, z czym wiąże się zjawisko strachu przed nie byciem na bieżąco, zobaczmy, jakie skutki wnosi ono do naszej codzienności. Najbardziej oczywistym z konsekwencji wydaje się być uczucie przytłoczenia ogromem informacji. Ciągłe pozostawanie pod wpływem przychodzących wiadomości, stwarza niejako granicę między nami a realnym światem skąd bierze się poczucie zmęczenia. Oprócz tego śledzenie działań naszych znajomych powoduje, że żyjemy ich życiem, a nie własnym. Robiąc to, marnujemy cenny czas, który moglibyśmy wykorzystać, by zmieniać własne życie na takie, jakie skrycie pragniemy. Powstałe zainteresowanie sprawami innych pcha nas do korzystania z mediów społecznościowych nawet w okolicznościach, w których nie powinniśmy tego robić. Z telefonów korzystamy np. trakcie lekcji, seansów kinie, koncercie, a niektórzy także podczas mszy w kościele. Przez pokusę bycia na bieżąco nie skupiamy się na wydarzenia, w których bierzemy udział, co sprawia, że tracimy płynącą z nich satysfakcję, o którą przecież nam chodzi. Inaczej mówiąc, rezygnujemy z przeżywania wspaniałych chwil, aby obserwować wykreowane w mediach życie innych ludzi. Gdyby tego było mało, FOMO wpływa na naszą samoocenę. Wydaje nam się, że pozostali są bardziej spełnieni niż my, a ich życie jest ciekawsze oraz o wiele lepiej zorganizowane. Porównując swoją egzystencję do pozostałych, internauci nierzadko wnioskują o bezsensowności tego, co robią i jacy są. Samoocena spada- pozostaje więc pytanie, czy jest jakieś wyjście z tej niefortunnej pozycji?
Czy JOMO uratuje nas przed FOMO?- przykładowe sposoby wyjścia z błędnego koła
Na całe szczęście możemy uwolnić się od potrzeby spoglądania do smartfona. Cały czas wybór należy do nas. Jednak, aby ułatwić podjęcie decyzji, powstała pewna nietypowa strategia, zmieniająca nasz sposób myślenia o stałym dostępie do informacji. Wyobraźmy sobie, że właśnie dowiedzieliśmy się poprzez zamieszczonego posta na jednej z aplikacji o spotkaniu znajomych, które zaplanowano bez naszej wiedzy. Zapewne odczujemy negatywne emocje, a do naszej głowy przypłyną pesymistyczne myśli i żal, że nie doświadczamy tego, co pozostali. A gdyby tak po prostu wyłączyć powiadomienia i skupić się na sobie, by dostrzec korzyści w byciu, gdzie się aktualnie jest? Poczuć satysfakcję z faktu, że omijają nas owe wydarzenia, ale na ich miejsce możemy zaplanować takie, jakie w danym momencie potrzebujemy. Tą strategię nazywamy JOMO- Joy of Missing Out, czyli odczuwanie radości z pomijania informacji z internetu lub o aktywnościach innych. Oczywiście takie odłączanie się od wirtualnego świata możemy wykonać we własnym tempie, np. wyznaczając określony czas niekorzystania z mediów społecznościowych lub wyłączenie określonych komunikatorów na smartfonie. Uczmy się podejmować świadome decyzje o wykonywanych czynnościach i kontrolować je. To może zapobiec wpadaniu w wir wiadomości, który wywołuje niechciany chaos. Poza tym jest jeszcze mnóstwo sposobów obrony przed FOMO, m.in.:
- edukacja siebie i innych na temat wpływu internetu na zarządzanie czasem,
- korzystanie z funkcji i aplikacji na smartfonie pozwalających odcięcie się od natłoku informacji oraz ich uhierarchizowanie według osobistych preferencji,
- stosowanie technik relaksacyjnych (typu mindfulenss) pozwalających wyciszyć umysł i wyróżnić priorytety,
- dbanie o relacje z ludźmi w Twoim otoczeniu, szukanie grup zajmujących się bliskimi Tobie zainteresowaniami,
- zauważenie, ile razy w ciągu dnia korzystasz bezmyślnie z telefonu np. ,,scrollując’’- wyodrębnij nawykowe zachowania, które według Ciebie szkodzą zaplanowanym czynnościom i rozpraszają Twoją uwagę,
- uświadomienie sobie, że ludzie często celowo kreują rzeczywistość w internecie na idealną, ukrywając słabości i porażki, które są częścią życia każdego z nas.
Zmiany na świecie i w przemyśle technologicznym następują z rozmachem i szybkością, co zmusza nasze społeczeństwo do robienia tego samego. Skoro nie zatrzymamy postępu, który dzieje się każdego dnia, spróbujmy wprowadzać zmiany do naszego życia, poprawiające jakość, komfort i wydobywające poczucie spełnienia, w tym co robimy. Zmiana perspektywy, a w następnym kroku nawyków mogą mimo pozorów być dobrym startem, by oduzależnić się od śledzenia nowo pojawiających się treści w mediach, a przy tym umożliwi to znalezienie przestrzeni na doświadczanie życia po swojemu. Jeśli marzysz o takim życiu, wiesz już co robić 😉
Bibliografia:
Aranda J. H. , Baig S. (2018), Toward “JOMO”: The Joy of Missing Out and the Freedom of Disconnecting
Jupowicz-Ginalska A., et al., (2018), FOMO Polacy a lęk przed odłączeniem — raport z badań
Learn More
Dlaczego porozumienie się z dzieckiem nie jest takie proste? O rozwoju umiejętności komunikacji w dzieciństwie
Możliwe, że widzieliście kiedyś dziecko płaczące w sklepie z powodu braku zgody rodzica na zakup słodyczy, co kończyło się zwykle krzykiem i tarzaniem się po podłodze. Takie sytuacje bez wątpliwości wprawiają rodzica w zawstydzenie i bezradność. Dlatego mogłoby się wydawać, że ten artykuł jest skierowany głównie do opiekunów dzieci, mającymi z nimi zwykle najwięcej styczności, to tak naprawdę dotyczy on każdej osoby, która miała, ma i będzie mieć kontakt z dzieckiem. Zresztą kiedyś sami byliśmy dziećmi i choć nie pamiętamy części wydarzeń z tego okresu, to zdajemy sobie sprawę, że nasz sposób myślenia był wtedy bardziej uproszczony, cechujący się skrajnością osądów, czasem niedbałość albo wręcz hiperpoprawnością w przypadku mówienia. Komunikowaliśmy się za pomocą gestów, mimiki twarzy, płaczu, krzyku, wycia- wykorzystywaliśmy dosłownie wszystko, co się dało. Te próby zwrócenia na siebie uwagi mogły mieć różne skutki, jednak z biegiem lat coraz lepiej potrafiliśmy dogadywać się z naszym najbliższym otoczeniem, a wkrótce w przedszkolu, szkole, na studiach i wreszcie w pracy. Każdy mały etap zakańczający się postępem lub regresem miał swoje skutki w przyszłości, dlatego aby to całkowicie zrozumieć, przyjrzyjmy się im z bliska.
Wczesne dzieciństwo
Okres ten dotyczy czasu przed pójściem do przedszkola. Są to niezwykle intensywne lata, podczas których widać najwięcej zmian w rozwoju dziecka w każdej sferze, bo nie tylko anatomiczno-fizjologicznej oznaczającej m.in. szybki wzrost masy ciała, ale też inteligencji senso-motorycznej, czyli posługiwanie się przez dziecko schematami czynnościowymi pierwotnymi tj. ssanie, nawet po sferę społeczną dotyczącą komunikacji. Dziecko uczy się rozpoznawać dźwięki poszczególnych osób w jego najbliższym środowisku, co ma swój związek w odkryciu przez nie rytmu komunikacyjnego z matką. Początkowo komunikacja następuje dzięki środkom niewerbalnym, czyli przez mimikę twarzy dziecka, co pozwala na szybką reakcję jego opiekunów. Do mniej więcej 2 miesiąca pojawia się głużenie np. samogłoskowe ,,uuu’’, a 6-7 msc. gaworzenie. Następna faza to łączenie gestów ze słowami zwane holofrazą, czyli gdy dziecko wyciąga rękę, otwierając i zamykając dłoń mówi ,,ciastko’’ (występującą około 12-18 miesiąca). I właśnie w tym okresie możemy spodziewać się najbardziej wyczekiwanego momentu, czyli pierwszego słowa dziecka, natomiast kolejny etap tworzenia pierwszych zdań możemy zaobserwować do 27 msc. Cały czas podczas tych zdarzeń dziecko uczy się rozpoznawać wyraz twarzy u innych, co ułatwia mu pracę nad wyrażaniem własnej ekspresji. Jednakże to relacja z matką w tym okresie i niezbędne poczucie bezpieczeństwa ułatwia swobodną eksplorację świata i naukę nowych zachowań. Dziecko jest świetnym obserwatorem uczącym się przez naśladownictwo, a ma to także wpływ na relacje z rówieśnikami poprzez zabawę najczęściej samotną i równoległą, a więc obok siebie np. tymi samymi zabawkami. Dopiero na dalszych etapach dziecko ma na tyle odwagi, by zainicjować wspólną zabawę. Charakterystycznym zachowaniem ukazującym się w tym wieku jest także częsta niezgoda na polecenia dorosłych, upór wobec próśb, mówienie ,,nie’’. Wymienione stany nazywamy dziecięcym negatywizmem, co jest nierzadko zmorą u opiekunów dzieci. Również rozwojowi zostanie poddana samodzielność w poczuciu sprawstwa oraz poczucie ,,Ja’’ wyodrębnione przez m.in. eksperyment w lustrze, aby sprawdzić, czy dziecko jest w stanie rozpoznać siebie samego, gdy będzie miało czerwoną kropkę na nosie. Badania pokazują, że aż 88% dzieci między 18 a 24 miesiącem są w stanie się rozpoznać, co jest dowodem na powstanie ich samoświadomości.
Średnie dzieciństwo- wiek przedszkolny
Od tego etapu zazwyczaj najwcześniej zaczynamy zapamiętywać wydarzenia i potrafimy samodzielnie przywoływać różne sytuacje, które nam się wtedy przytrafiały. Co do zdolności mówienia, następuje jego rozwój zaobserwowany dzięki zjawiskom tj. eksplozja nazywania w 16-24 msc. oraz eksplozja gramatyki w 27-36 msc. Cechująca się łatwością w przyswajaniu odmian a nawet przesadną dbałością o reguły albo nadmiernym ich uogólnianiem. Dzięki zwiększonej pojemności pamięci, dziecko ma o wiele bogatsze słownictwo niż na poprzednim etapie, co pozwala mu tworzyć neologizmy. Cechami charakterystycznymi w myśleniu podczas średniego dzieciństwa jest egocentryzm, a więc uwzględnianie tylko i wyłącznie własnej perspektywy. Następuje także rozwój dziecięcej teorii umysłu- tworzą je 4 i 5 latki. Wtedy dziecko zaczyna rozumieć, że opinie ludzi na ten sam temat mogą się różnić, dostrzega istotność pragnień i przekonań innych osób, rozpoznaje też żarty, metafory. Zmienia się także rozumienie stanów emocjonalnych. Już w wieku 4 lat są w stanie rozpoznać wyraz twarzy i sytuacji, które oddają emocje. W kontekście opisanego w poprzednim akapicie oporu przed poleceniami dorosłych, zwykle pojawia się on rzadziej na etapie przedszkolnym. Ważne jest rozgraniczenie u dziecka znaczeń buntu a jawną niechęcią, by coś wykonać. Pierwsze określenie jest oznaką pozabezpiecznego przywiązania, a drugie bezpiecznego oraz pewności siebie. To rozróżnienie może pokazać, na jakich filarach została zbudowana relacja z rodzicami, co może być sygnałem dla nich, aby zmienić sposób, w jaki traktują dziecko na np. styl autorytatywny, który zapewni mu wysoką samoocenę, otwartość na jego indywidualne potrzeby, gotowość wypełniania próśb opiekunów, ciepło z ich strony itp. Kluczową częścią w relacji z rówieśnikami jest wspomniana już zabawa, która tym razem przyjmuje formę zabaw tematycznych np. zabawa w mamę, tatę, lekarza czy na niby, w której odbiorcą udawania jest druga osoba. Ten rodzaj aktywności zapoznaje dzieci z rolami społecznymi, uczy działających powszechnie reguł oraz jest bodźcem do nawiązywania przyjaźni, przejawiającej się w dostrzegalnej preferencji danej osoby nierzadko tej samej płci.
Późne dzieciństwo- wiek szkolny
Głównym środowiskiem w tym okresie jest szkoła, co stawia ją i wydarzenia z nią związane w centrum życia dziecka. Podstawowymi umiejętnościami w tym okresie jest zdolność czytania i pisania, rozwój myślenia logicznego, rozumienie wzajemnych relacji między całością a jej częściami itp. Szkoła nie tylko pozwala na edukację, gdyż jest miejscem istotnych zmian w relacjach z rówieśnikami. Bycie w grupie pozwala przyswoić normy społeczne, co wykształca umiejętności komunikacyjne z innymi. Na tym etapie tworzenie się przyjaźni występuje o wiele częściej i są one zazwyczaj trwalsze, ponieważ są oparte na wzajemnej więzi emocjonalnej. U dziewczyn relacja ma charakter intensywny- grupy są mniejsze, występują częste zwierzenia się między sobą. U chłopców sprawa wygląda zupełnie inaczej- przyjaźń jest ekstensywna- dotyczy większej grupy, dużą rolę odgrywa rywalizacja. Do 10 r.ż. bliższe relacje nawiązuje się zazwyczaj z rówieśnikami tej samej płci. Zmiana w tym zakresie dotyczy końca okresu późnego dzieciństwa, gdzie dzieci decydują się na relacje z płcią przeciwną. W przypadku braku przyjacielskiej relacji taką osobę może cechować niska samoocena, osamotnienie. Na poczucie własnej wartości znacznie wpływa pozycja zajmowana w klasie związana z akceptacją ze strony rówieśników. Dzieci brane za autorytet, ukazujące się jako pełne energii, kompetentne osiągają sukces w sferze społecznej. Zupełnie odmiennie jest z dziećmi doznającymi porażek i nie wyróżniającymi się z tłumu. Strach przed odrzuceniem jest odbierany przez innych jako zachowywanie dystansu, co nie przysparza możliwości do nawiązywania kontaktów. Powtarzający się schemat wykształca w dziecku poczucie bycie nielubianym, co może utrwalić się i mieć swoje konsekwencje w życiu dorosłym. Te wszystkie sytuacje z bliskim otoczeniem a nawet styczność z mediami społecznościowymi, telewizją, ma wpływ na kształtowanie się obrazu samego siebie, przekonań i postaw występujących w dorosłym życiu.
Cały zbiór doświadczeń przeżytych podczas dzieciństwa określa nas jako osoby społeczne, kreuje postawy, decyduje o podejmowanych przez nas decyzjach. Sprawia, że jesteśmy wyjątkowymi ludźmi o niepowtarzalnych cechach, których nie da się podrobić. Sytuacje opisane w artykule dotyczą nas wszystkich- trudno się z tym nie zgodzić. Rozwój komunikacji rozpoczęty w dzieciństwie a kształtowany dalej w dorosłości i trwający do końca życia, umożliwia porozumiewanie się ze światem i wyrażanie własnych przekonań na dowolny temat. Bez tej umiejętności byłoby to niełatwe, dlatego właśnie jest tak istotna, że zaniedbanie jej niosłoby trudne do zwalczenia w życiu skutki. Tylko odpowiednie, indywidualne podejście i miłość do dziecka może doprowadzić do postępu.
Bibliografia:
Bee, H. (2004). Psychologia rozwoju człowieka, Poznań: Wydawnictwo Zyska i S-ka.
Harwas-Napierała B., Trempała J., (2000). Psychologia rozwoju człowieka .Tom II. Warszawa, PWN.
Learn More
Choroby psychosomatyczne- kiedy ciało woła o pomoc…
Zdarzyło ci się kiedyś, że cierpiałeś/-aś na ból żołądka, czy innego narządu i nie miałeś pojęcia skąd wzięły się te dolegliwości? Przecież dbasz o swoje zdrowie- uprawiasz sport, jesz w miarę zdrowe produkty, przebadałeś/-aś się i nie jesteś chory/-a, więc skąd wziął się ten ból? Najczęstszą odpowiedzią na to pytanie jest stres, który współcześnie dotyka coraz więcej obszarów naszego życia czy to prywatnych związanych z rodziną lub przyjaciółmi czy zawodowego. Otacza nas zewsząd i nie daje normalnie funkcjonować – a przynajmniej tak, jakbyśmy chcieli. I to właśnie on jest przyczyną chorób psychosomatycznych.
Psychosomatyka?
Nauka dotycząca psychosomatyki zajmuje się badaniem wpływu czynników psychicznych, a więc m.in. stresu, na kondycję organizmu człowieka. Jak sama nazwa wskazuje psyche z greckiego oznacza duszę, natomiast soma– ciało. Nawet taki tłumaczeniowy podział mówi sam za siebie, gdyż oddaje istotność tych dwóch sfer w naszym życiu. Oznacza to, że zachowanie zdrowotnego balansu jest możliwe tylko pod warunkiem zadbania o równowagę między duszą o ciałem. Chyba każdy z nas wie, jak ciężko spełnić jest to założenie, szczególnie, kiedy zachorujemy i nasz stan zdrowia uległ znacznemu pogorszeniu. Jeżeli więc zdarzy nam się sytuacja ponad przeciętnego przeciążenia, z powodu którego nie potrafimy szybko wrócić do normy, wtedy dzieje się tak, że mózg, nieradzący sobie z owym obciążeniem, przerzuca je na ciało. Tak powstają choroby psychosomatyczne, atakujące najsłabszy organ naszego organizmu
Jak rozróżniać dolegliwości?
Wiedza na temat rozróżniania symptomów choroby ułatwiłaby życie chyba każdemu pacjentowi. Zacznijmy więc od chorób o podłożu psychiatrycznym. Psychosomatyczne różnią się od nich poziomem dolegliwości. Pierwszym stopniem jest psychosomatyka. W przypadku, gdy objawy tego rodzaju nie zostaną wyleczone, ulegają pogłębieniu do stopnia drugiego, czyli stanów lękowych, co może doprowadzić do późniejszej depresji i sięgania po antydepresanty. A co w przypadku chorób organicznych? Wtedy powinniśmy udać się do lekarza rodzinnego, który zna nas najlepiej i będzie umiał postawić najtrafniejszą diagnozę naszego stanu zdrowia, dalszego postępowania oraz wsparcia pacjenta. Taki znający nas ,,od podszewki’’ lekarz, który wykluczy chorobę organiczną, może poinformować nas, że dolegliwości mają podłoże psychosomatyczne.
Konsekwencje chorowania na psychosomatykę
Tak jak wspomniałam wcześniej, możliwym skutkiem stresu, będzie pogorszenie wydolności najsłabszego narządu w naszym organizmie, więc najbardziej prawdopodobne jest odczuwanie dyskomfortu właśnie w takim organie. Okazuje się, że nie tylko to jest czynnikiem decydującym, ponieważ wrażliwość danych organów może przechodzić z pokolenia na pokolenie, dlatego pod uwagę warto brać historie chorób występujących w naszej rodzinie. Innymi zagrożeniami spowodowanymi stresem mogą być: zespół jelita drażliwego, zapalenie atopowe skory, nagłe omdlenia, czy kardiomiopatia zwana syndromem złamanego serca.
Międzypłciowe różnice
Wygląda na to, że między płciami występują różnice w zakresie tego rodzaju chorób. Kobiety niejednokrotnie doświadczają problemów z pęcherzem, to znaczy częściej korzystają z toalety. Do tego wysoki poziom hormonów stresu powoduje spadek hormonów płciowych, dlatego o wiele ciężej jest zajść im w ciążę. Natomiast mężczyźni rzadziej niż kobiety są w stanie przyznać się do tego, że odczuwają stres. Dzieje się tak, ponieważ są oni nauczeni nie pokazywać własnych słabości. Stres jest niejako wbudowany w ich życie a więc nie odczuwają go aż tak bardzo. Zmienności mają też swoje odbicie w samym poziomie stresu. Współcześnie mężczyźni mogą mieć prolaktynę czyli poziom emocjonalnego stresu tzw. ,,kobiecego’’, a kobiety kortyzol, a więc poziom ,,męskiego’’ stresu. Dlatego nie jest to tak łatwe do rozróżnienia, jakby się mogło wydawać.
Jak leczyć?
Najważniejsze na koniec. Jak poradzić sobie, gdy choroba psychosomatyczna stała się częścią naszego życia? W jaki sposób się do tego zabrać, by poprawić stan zdrowia? Przede wszystkim nie panikujmy. Najważniejsze jest zachować spokój, a szczególnie wtedy, gdy nie znamy dokładnego rozpoznania naszych objawów.
- Diagnoza i uświadomienie pacjenta.
Wbrew pozorom to podstawa w całej kuracji choroby, ponieważ aktualna wiedza o swoim stanie zdrowia daje poczucie pewności, że zmierzamy w dobrym kierunku, by wyzdrowieć. Po prostu wiemy, czego się mniej więcej spodziewać, co w jakiś sposób daje ukojenie zszarganym nerwom. Na tym etapie lekarz odgrywa znaczną rolę, gdyż ma za zadanie uświadomić pacjenta, w jakiej sytuacji się znalazł, co dla niego oznacza i czego należy się wystrzegać, a w dalszym postępowaniu powiadomić go o następnych etapach leczenia. - Zmiana stylu życia.
Najlepiej jest zrobić to wprowadzając homeostazę do organizmu. Nadrzędną zasadą jest pamiętanie o tym, aby nie trzymać emocji w sobie, gdyż to odbije się negatywnie na naszym organizmie. Jest to niestety sposób na pogłębienie się choroby psychosomatycznej, a także częsta taktyka mężczyzn. W zastępstwie jest sporo metod relaksacyjnych, które możemy z powodzeniem stosować. Są to m.in. techniki wyciszenia typu mindfulness, zen, autogenny trening Schultza. Jest jeszcze system 5S stworzony przez dr n. med. Ewę Kempisty – Jeznach opisujący 1 minus- stres oraz 4 plusy- czyli sposoby na zniwelowanie niekorzystnego wpływu stresu tj sport, sposób odżywiania, sen, seks. Tak jak można zauważyć, tych sposobów jest na tyle dużo, że z pewnością każdy znajdzie dla siebie odpowiadającą mu technikę.
Stres i jego wpływ na nasz organizm stał się nieodłączną częścią codzienności, z którą ciężko jest sobie tak po prostu poradzić. Aby uzyskać więcej miejsca na pozytywne doświadczenia nie zapominajmy o zaakceptowaniu faktu, że stres jest i w jakiejś mierze będzie towarzyszyć nam w ciągu całego życia, jednak to od nas zależy, czy pozwolimy mu przejąć nad nami kontrolę czy zawalczymy o nią sami.
Bibliografia:
Wywiad z dr n. med. Ewą Kempisty – Jeznach – https://youtu.be/BlaD6fJycvw
Learn More
Healthism- niebezpieczna ideologia o kuszącej nazwie?
Kto z nas nie chce być zdrowy? Przecież pokładamy tyle starań, by nasza kondycja psychofizyczna była nie tylko zadowalająca, ale wręcz zachwycająca. W głębi serca chcemy zaskakiwać innych (a nawet siebie samych) zdrowym podejściem do dbania o własną witalność i stawać się inspiracją dla ludzi do zmiany na lepsze. Kupujemy karnety na siłownie, chodzimy na basen, fitness, ograniczamy spożycie alkoholu, rzucamy palenie, czy zaopatrujemy się w wielorakie suplementy, które mają zapewnić nam według producentów leków niezachwianą formę.
Kto by pomyślał, że tak pozornie właściwe podejście do życia, może w przesadnej formie nieść zagrożenia mierzące w całą populację? Trudno w to uwierzyć, ale tak właśnie jest…
Idea kultu zdrowia
Istnieje nazwa na opisane wyżej zjawisko, które może znasz, a może pierwszy raz się na nie natknęłaś/ natknąłeś. Owy healthism powstał jakiś czas temu, bo w 1980, jednak mimo upływu lat znalazł swoje miejsce we współczesności. Aby tradycji stało się zadość warto odwołać się do źródeł, czyli definicji słowa healthism. Twórca pojęcia- Robert Crawford- określa je jako ,,nową świadomość zdrowotną’’. Oznacza to, że zdrowie jest wartością wszechogarniającą, co sprawia, że pozytywne wartości w naszym życiu- np. szczęście, osiąganie celu, satysfakcję z tego, co się robi, czy czerpanie radości z życia codziennego są ściśle identyfikowane ze zdrowiem. To prowadzi do podporządkowania całej egzystencji zdrowiu, które to jawi się jako nadrzędna wartość. Krok po kroku zakrywa swoją istotnością powszechne sprawy, zwykłe przyjemności, a małe odstępstwa od normy wyolbrzymia na ogromną skalę, wywołując nieproporcjonalne wyrzuty sumienia i wstyd.
Konsekwencje rozszerzającej się utopii zdrowia
To przykre zjawisko przejawia się w wielu sferach naszego życia. Idąc ulicą możemy spotkać ogromne bilbordy dotyczące produktów czy zabiegów mających zapewnić nam zdrowie, a wszystko to pokazywane jest w towarzystwie nieziemsko wyrzeźbionych sylwetek i uśmiechniętych twarzy, sugerujące względne szczęście pod warunkiem skorzystania z oferty kampanii. Również przeglądając media społecznościowe zewsząd atakują nas reklamy prozdrowotne, które pokazują, jak powinno wyglądać ,,prawidłowe’’ życie osoby ceniącej zdrowie. Przez nadmierne rozgłaszanie tzw. ,,kultu zdrowia’’ osoby chcące nadrobić zaległości w dbaniu o swój dobrostan sięgają po atrakcyjnie prezentujące się, proste rozwiązania tj. diety- cud, tabletki odchudzające i suplementy, czy nawet cateringi dietetyczne, bo przecież w naszych zabieganych czasach nie ma chwili na przygotowanie pełnowartościowych posiłków. Wymienione starania, które czynimy, doprowadzają do zasilania budżetu firm farmaceutycznych i tych zajmujących się przemysłem dietetycznym, co uprzedmiotawia zdrowie, a nam daje rolę jego konsumentów.
Z życia wzięte?
Dowiedzieliśmy się trochę o ideologii healthismu, więc pora na rozpoznanie, czy przypadkiem nie jesteśmy ofiarami ,,kultu zdrowia’’. Charakterystyka osoby skrajnie skoncentrowanej na tym punkcie, według psychodietetyk Agaty Jasińskiej, może przejawiać się w różnych czynnościach: nadmiernej aktywności fizycznej (nawet w przypadku złego samopoczucia lub choroby), precyzyjnego liczenia kalorii, dbania o zdrowie ,,na własną rękę”- nie zasięgania rad od dietetyków czy trenerów personalnych oraz surowego traktowania siebie w przypadku opuszczenia treningu bądź zjedzenia czegoś słodkiego, co wprawia w nadmierne wyrzuty sumienia. Oprócz tego pojawiają się też obsesyjne myśli np. na temat odpowiedniego względem kultu zdrowia jedzenia, co ma swoje skutki w późniejszym unikaniu kontaktu z ludźmi, ponieważ martwimy się, że podczas spotkania towarzyskiego zjemy coś niezgodnego ze zdrową dietą.
Pozornie, życie takich osób wydaje się być idealne- smukła sylwetka, żywienie ze składających się z różnorodnych składników odżywczych i apetycznych posiłków, produktywnie spędzony dzień itd…wszyscy znamy profile na Instagramie, Facebooku albo Tik Toku, pokazujące podobny styl. Nie zapominajmy, że powyższe czynności nie klasyfikują jednoznacznie do bycia fanatykiem healthismu- są wskazówką, do zastanowienia się nad własnymi nawykami i schematami działań prozdrowotnych. Jeżeli jednak czujesz, że nie potrafisz zachować równowagi, najlepsze co możesz zrobić to udać się do specjalisty w danym zakresie. Dzięki temu będziesz mogła/mógł wrócić na właściwą ścieżkę.
Jak się przed tym bronić?
- Myślenie krytyczne
Współczesny świat daje nam wiele wyzwań, które wymagają od nas niezwykłej czujności. Powinniśmy więc z pewnym dystansem każdorazowo podchodzić do nowinek prozdrowotnych, pojawiających się na stronach internetowych, które są zazwyczaj niedostatecznie sprawdzone. Myślenie krytyczne ochroni nas przed popadaniem w falę euforii nad zaskakująco łatwymi rozwiązaniami naszych problemów.
- Wybaczanie i nie poddawanie się
W życiu nie wszystko jest jednoznacznie-albo czarne albo białe. Inne barwy też są mile widziane. Przeżywamy chwile, kiedy nie wszystko idzie tak, jakbyśmy chcieli. Pojawiają się gorsze dni, w których nie mamy ochoty postępować zgodnie z naszym codziennym harmonogramem. Co w takiej sytuacji zrobić? Po prostu odpuścić i wybaczyć sobie małe potknięcia. Nie bądźmy tacy perfekcyjni i surowi wobec samych siebie. Jeżeli popełniłeś jakiś błąd, to zawsze możesz go poprawić i zawalczyć jeszcze mocniej o lepszą/-ego siebie. Bo czasem warto coś stracić, by zyskać jeszcze więcej.
- Dążenie do przyjemności
Co jak co, ale bez przyjemności i poczucia sensu, wszelkie starania idą na marne. Faktem jest, że jeśli robisz coś, bo to po prostu kochasz i sama czynność jest dla ciebie nagrodą, to to jest największa motywacja, przez co istnieją większe szanse, że dane zachowanie będziesz powtarzał częściej, efektywniej i z większą satysfakcją. Dlatego jeżeli nie lubisz np. biegać a chcesz zrzucić zbędne kilogramy, to nie zmuszaj się do tego. Gdybyś tak zrobił/-a, bardzo możliwe, że na myśl o obojętnie jakiej aktywności fizycznej zrobiłoby ci się nie dobrze. Aby tego uniknąć, wybierz najbardziej pasującą do ciebie formę spełnienia zamiarów prozdrowotnych. Niech sama droga do wyznaczonego celu będzie czymś inspirującym i pozytywnym, a nie tylko jego rezultat. Niech owe starania czy to związane z jedzeniem, czy sportem będą sensem samym w sobie, a końcowe efekty skutkiem ubocznym. 😉
- Media społecznościowe nie oddają prawdy o człowieku- zachowajmy dystans
To, że ktoś ma zachwycające ciało, przygotowuje kolorowe i apetyczne posiłki , a codzienny grafik wypełnia wieloma aktywnościami nie tylko fizycznym, ale też tymi związanymi ze ścieżką zawodową, a przy tym prowadzi ożywione życie towarzyskie, co sprawia, że wydaje się być chodzącym ideałem, wcale o tym nie znaczy. Ktoś taki równie dobrze może przechodzić trudne chwile, kryzysy, przeżywać poważne wątpliwości albo po prostu udawać kogoś innego, a my nie będziemy mieć o tym pojęcia. W social mediach zazwyczaj pokazujemy tą lepszą, produktywną stronę siebie a nie tą leniwą, która ledwie ma siłę i czas zrobić sobie kanapki. To nic złego, że chcemy być dobrze przez ludzi oceniani, jednak czasem nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo nasz wizerunek może wpłynąć na innych. Z tego względu starajmy się nie oceniać pochopnie podejścia do zdrowia znanych nam osób, bo nie tylko zaszkodzimy innym, ale też sobie.
Nie pozostawiając żadnych wątpliwości, ideologia healthismu jawi nam się jako niebezpieczne podejście wtedy, gdy prowadzi do obsesyjnego skupiania się na tym, co zrobiliśmy nie tak w kontekście zdrowia, izoluje od bliskich, znajomych lub nawet kieruje ku wykluczeniu społecznemu, czyli podsumowując nie pozwala cieszyć się z życia holistycznie. Wygląda na to, że aby zachować zdrowy rozsądek trzeba nauczyć się pielęgnować indywidualny dla każdego, dobry na wszystko balans.
Bibliografia:
“Kult zdrowia”, Newseek Psychologia Extra 2/16
Borowiec A.,Lingowska I. (2012), Czy ideologia healthismu jest cechą dystynktywną klasy średniej w Polsce?
https://dziendobry.tvn.pl/zdrowie/healthism-definicja-zagrozenia-jak-sie-objawia-da342346-5309119 – wywiad z psychodietetyk Agatą Jasińską
Learn More
O życzliwości do samego siebie
Ostatnio poruszony temat życzliwości nie może wykluczyć najważniejszego wątku, czyli życzliwości do samego siebie. Dlaczego jest to tak ważne? Ponieważ nie jesteśmy w stanie dać na zewnątrz tego czego nie mamy w sobie, zatem usiłowania aby być życzliwym tylko na zewnątrz będą kończyć się w sposób albo nieudany albo sztuczny. Jeden i drugi nie daje korzyści, które odnosimy emanując autentyczną życzliwością.
Jak zatem praktykować życzliwość w stosunku do samej siebie? Poniżej opisuję kilka pomysłów na to zagadnienie.
Przywitaj się ze sobą rano
Zobacz czy odczuwasz różnicę jak ktoś z Twoich domowników rano się przywita, a gdy tego nie zrobi. Albo w pracy gdy przychodzisz i ktoś się wita z uśmiechem, a inna osoba coś burknie lub wcale nie zauważy Twojego przyjścia. Twój stosunek do samej siebie również będzie robił różnicę. Zobacz czy w ogóle pamiętasz o sobie po obudzeniu, czy w głowie już Ci się zapełnia lista rzeczy do zrobienia. Weź oddech i pomyśl o tym jak byłaś małym dzieckiem i jak chciałaś być rano powitana przez mamę. Daj to sobie teraz. Powiedz do siebie te słowa, na które wtedy czekałaś, albo które wtedy słyszałaś. I obserwuj jak z biegiem dni zmienia się Twój stosunek do siebie i innych.
Gdy zobaczysz się w lustrze powiedz sobie coś miłego
Na pewno zobaczysz też wiele rzeczy, które chciałabyś poprawić, ale daj sobie choć miesiąc i przez ten czas, za każdym razem kiedy widzisz się w lustrze zauważ siebie i powiedz sobie coś miłego i prawdziwego. Nie może to być coś czego nie myślisz o sobie, ponieważ będziesz wiedziała, że to jest nieprawda. Na przykład jeśli nie podoba Ci się Twój nos nie mów sobie, że Ci się podoba, ale możesz sobie powiedzieć, że ciekawie wygląda na Twojej twarzy (jeśli tak uważasz) lub powiedzieć coś na temat innej części siebie, niekoniecznie tylko wyglądu. Jeśli nie wiesz co to spójrz sobie głęboko w oczy i powiedz sobie „kocham Cię” lub „lubię Cię” lub „chciałabym Cię kochać”, w zależności od tego co jest prawdą. Za każdym razem, gdy patrzysz w lustro, przypomnij sobie o szczerym komplemencie dla siebie. I obserwuj jak z biegiem dni zmienia się Twój stosunek do siebie i innych.
Gdy popełnisz błąd, bądź dla siebie przyjacielem
No jasne, można było zrobić to lepiej, ale co byś powiedziała w takiej sytuacji osobie, którą naprawdę kochasz? Zobacz jakich słów byś użyła, w jaki sposób być powiedziała jej o tym lub wsparła ją w trudnej dla niej sytuacji popełnienia pomyłki czy błędu. Przyjrzyj się teraz w jaki sposób mówisz wtedy do siebie oraz co Tobą kieruje wtedy. Jeśli do siebie mówisz w sposób w jaki na pewno nie zwróciłabyś się do innej osoby, spróbuj to zmienić. Przyjrzyj się językowi, którego używasz w swoim dialogu wewnętrznym. Wiele osób jest skłonnych mówić do siebie w sposób bardzo ostrym krytyczny i krzywdzący. Taki, którego nigdy nie użyliby w stosunku do innej osoby, np. przyjaciółki. Często wynika to z wczesnodziecięcych schematów, jednak niezależnie od tego czy kiedyś tak się do Ciebie zwracano czy nie teraz masz możliwość, aby dostrzegać te elementy i je zmieniać. I obserwuj jak z biegiem dni zmienia się Twój stosunek do siebie i innych.
Życzliwość jest szczególnie ważna wtedy, gdy sprawy idą nie w tym kierunku, którego oczekujemy, kiedy jest trudno. Gdy wszystko idzie po naszej myśli, życzliwość jest łatwa, ale z drugiej strony najwięcej korzyści przynosi wtedy, gdy potrafimy z szacunkiem i serdecznością podejść do samych siebie w sytuacjach, które rodzą złość, niepewność, zawstydzenie czy lęk. W takich sytuacjach szczególnie ważne jest, aby myśleć o sobie w duchu życzliwości.
Learn More
Magia życzliwości
Zastanawiając się nad definicją życzliwości sięgnęłam do Google i choć znalazłam kilka ciekawych i użytecznych sformułowań to dla mnie życzliwość jest umiejętnością polegającą na postawieniu się w sytuacji drugiej osoby i zrozumienia jej położenia. Wtedy mamy sposobność spojrzenia na kogoś w sposób nieoceniający i jesteśmy w stanie zaakceptować inny od naszego sposób myślenia, zachowania czy odczuwania. Ważną rolę w tym procesie odgrywa empatia, która jako przyrodzona ludziom zdolność współodczuwania polega na zauważaniu wspólnoty doświadczeń ludzkich. W uproszczeniu, kiedy widzimy, że ktoś cierpi np. po stracie dziecka, możemy odwołać się do naszych doświadczeń ważnych utrat i tym sposobem zrozumieć czyjeś przeżycie.
Życzliwość można rozumieć jako cechę i jest w tym część prawdy, gdyż osoby mające większą wrodzoną empatię będą w naturalny sposób częściej jej używać w życiu. Niemniej jednak nawet zasoby genetyczne mogą inaczej objawiać się u różnych ludzi w zależności od tego co z nimi robimy i jak je kształtujemy. Warto zatem spojrzeć na życzliwość jak na umiejętność, której można się nauczyć i którą można praktykować. Co zatem możemy robić aby zwiększać naszą życzliwość:
- Pamiętaj, że czerpiesz ze środowiska jakie tworzysz
Gdy tworzymy nieprzyjazne, nieżyczliwe środowisko, to prędzej czy później sami doświadczamy tego skutków, a im dłużej jesteśmy w takim otoczeniu tym trudniej jest je zmienić. Pięknie pokazuje to starodawna opowieść będąca częścią wielu kultur. Pewnego razu mędrzec spotkał się z Bogiem i zapytał go czym jest niebo a czym piekło. Bóg pokazał mu dwoje drzwi. Gdy weszli do pierwszego pomieszczenia zobaczył pokój, na środku którego stał okrągły stół, a na nim misa pełna smakowicie pachnącej gęstej zupy. Dookoła tego stołu siedzieli ludzie którzy do rąk mieli przymocowane łyżki na długich trzonkach. Mędrzec zauważył, że ludzie ci wyglądali bardzo źle, byli wychudzeni i chorzy. Pokój zaś był wypełniony gęstą jak smoła atmosferą złości, zawiści i żalu. Wynikało to z tego, że ze względu na długie trzonki łyżek, dłuższe niż ramię, choć nabierali potrawę a łyżkę nie mogli nią dosięgnąć do swoich ust. Pomimo, że siedzieli tak blisko pysznego posiłku byli bardzo głodni. Gdy Bóg i mędrzec wyszli z pomieszczenia Bóg powiedział „Widziałeś właśnie piekło”. Mędrzec był niezmiernie ciekawy jak wobec tego wygląda niebo. Gdy weszli do drugiego pokoju, mędrzec z zdziwieniem stwierdził, że wygląda on tak samo. Na środku okrągły stół, na nim misa z smakowitą potrawą, a wokół stołu ludzie z przytwierdzonymi do rąk łyżkami na długim trzonku, dłuższym niż długość ramienia. Zauważył jednak różnicę w samych ludziach, którzy tu byli dobrze odżywieni i zdrowi, a jednocześnie atmosfera była lekka, pełna śmiechu, życzliwości i radości. Początkowo mędrzec nie mógł zrozumieć o co chodzi jednak po chwili zauważył, że każda z osób siedzących przy stole nie próbuje nakarmić siebie, a tych co siedzą naprzeciw. Dzięki temu każdy mógł być dobrze odżywiony pomimo tego, że sam nie mógł dosięgnąć jedzenia. Gdy wyszli z pomieszczenia Bóg powiedział do mistrza „To nie miejsce czy warunki zewnętrzne powodują, że doświadczasz nieba czy piekła. To jak doświadczasz otaczającego świata jest związane z tym co wnosisz do swojego otoczenia”.
Opowieść ta pokazuje to co udowadniają również badania naukowe, czyli ludzie, którzy są życzliwi innym i obdarzają innych dobrymi uczuciami, sami ich doświadczają. I tu ciekawostka – nie muszą ich doświadczać od innych, gdy robimy coś co powoduje np. uśmiech czy pozytywną odpowiedź kogoś innego w naszym mózgu jest produkowana chemiczna mieszanka neuroprzekaźników, które wzmacniają nasze poczucie szczęścia. - Spróbuj zmienić perspektywę
Bardzo dużo zależy od perspektywy z jaką patrzymy na daną sytuację, czyli innymi słowy od naszej interpretacji rzeczywistości. Wspaniale pokazał to Stephen R. Covey w swojej książce 7 nawyków skutecznego działania, gdzie opisuje następującą sytuację. Kiedyś jechał metrem przez miasto i obok siedział mężczyzna, który był tam razem ze swoją trójka dzieci. Mężczyzna siedział zamyślony podczas, gdy dzieci zachowywały się nieznośnie, krzyczały, biegały po wagonie, zaczepiały innych pasażerów. W momencie, gdy jedno z dzieci zachowało się w okropny sposób w stosunku do starszej pani, bohater wstał, podszedł do ojca dzieci mówiąc „Niech Pan coś zrobi ze swoimi dziećmi, przeszkadzają wszystkim w wagonie”. Na to mężczyzna jakby obudzony ze snu, zamrugał, popatrzył na niego i powiedział „Tak, przepraszam zamyśliłem się. Właśnie wracamy ze szpitala, gdzie zmarła moja żona. Dzieci bardzo to przeżyły i chyba nie wiedzą jak sobie w tej sytuacji poradzić. Cóż ja też nie wiem… Tak, zajmę się nimi.” W tym momencie bohaterowi i innym współpasażerom całkiem zmieniła się perspektywa tego, co widzieli. Złość, którą wcześniej czuli na niezajmującego się swoimi dziećmi ojca i na rozwydrzone dzieci, zamieniła się we współczucie i troskę. Ktoś nawet zaproponował swoją pomoc w tej trudnej sytuacji.Ta historia pokazuje jak perspektywa może zmienić się dosłownie w jednej chwili i jak bardzo może całkowicie zmienić odbiór danej sytuacji oraz emocje z nią związane. Dlaczego nie mielibyśmy zatem szukać różnych wyjaśnień tego, co widzimy i nie czekając na czyjeś wyjaśnienia przeformułowywać nasz sposób interpretowania świata lub przynajmniej zwiększać liczbę dostępnych wyjaśnień. W następnych trzech punktach możecie przeczytać jak to zrobić praktycznie. - Zadaj sobie pytanie „Co pomyślałabym o tej osobie przy założeniu, że stara się jak może”
Gdybym poczyniła założenie, że człowiek, wobec którego mogę zachować się życzliwie lub nie, stara się jak może. Czyli robi wszystko co może aby było dobrze. Jak wtedy spojrzymy na dane wydarzenia. Czasem, zwłaszcza gdy kogoś dłużej znamy, mamy skłonność do myślenia, że tak nie jest, że ta druga osoba nie stara się lub mogłaby postarać się bardziej. Spróbuj jednak wyobrazić sobie, że tak właśnie jest, że ten człowiek stara się jak może. Jak wtedy o nim/niej p[pomyślisz? Jakie działania wobec tego warto podjąć? Czy zmienia to Twoje emocje i sposób myślenia? - Zadaj sobie pytanie „ Czy to możliwe, że ta osoba ma dziś naprawdę paskudny dzień?”
Gdy obserwujemy rzeczywistość nasz umysł domyślnie zakłada, że zna całość obrazka. Gdy widzimy nawet kawałek czyjegoś zachowania jesteśmy skłonni poczynić wiele założeń o przyczynach tej sytuacji, emocjach i motywacjach innych ludzi. Rzadko kwestionujemy te nieświadome założenia. Często nawet nie wiemy skąd się wzięły a nawet nie zauważamy, że je czynimy. Spróbuj zatem świadomie założyć, że ta osoba ma naprawdę zły dzień, że spotkało ją tego dnia naprawdę dużo przykrości a nawet bardzo trudnych obiektywnie sytuacji. Zauważ jak zmienia to Twoją perspektywę, jak zmienia emocje oraz sposób myślenia o drugiej osobie. - Jak oceniłabyś tę sytuację gdyby na miejscu osoby przed Tobą stała Twoja najbliższa przyjaciółka lub przyjaciel
- Praktykuj uważność

Samotność – unikać, akceptować, celebrować?
„Czasami myślę, że jestem najbardziej samotnym człowiekiem ze wszystkich, którzy kiedykolwiek istnieli. (…) nie ma to nic wspólnego z obecnością innych; w istocie nienawidzę tych innych, którzy ograbiają mnie z mojej samotności, a zarazem nie oferują mi prawdziwego towarzystwa.”*
Autorem tych słów jest słynny psychoterapeuta egzystencjalny, Irvin D. Yalom. To ciekawe i zaskakujące, że specjalista w zakresie zdrowia psychicznego określa się mianem „najbardziej samotnego człowieka ze wszystkich, którzy kiedykolwiek istnieli”. Słowa te wydają mi się bardzo dosadne, a jednocześnie jestem w stanie zrozumieć, co mógł mieć na myśli. Każdy z nas, nawet jeżeli jest otoczony bliskimi, kochającymi osobami, musi samodzielnie dźwigać ciężar swojego życia. Mówi się, że nikt inny nie przeżyje go za nas. Nikt inny też tak naprawdę nie ma dostępu do niektórych naszych indywidualnych doświadczeń, zwłaszcza przeżyć związanych z naszym ciałem i życiem wewnętrznym, psychiką – do naszych myśli i emocji. To my ostatecznie nadajemy kształt i sens naszemu życiu, podejmując wybory i decydując się na konkretne interpretacje tego, co nas spotyka.
Godzić się na samotność?
Ten sam psychoterapeuta, Yalom, pisał o dwóch rodzajach samotności. Pierwsza, codzienna i znana dobrze nam wszystkim, jest związana z oddzieleniem od innych i ma według niego źródło w lęku przed bliskością, ale również przed poczuciem odrzucenia, wstydem, przeświadczeniem o byciu niekochanym. Natomiast samotność egzystencjalna związana jest z nieprzekraczalną przepaścią między nami a światem i innymi ludźmi. Yalom pisze: „owa luka jest konsekwencją nie tylko tego, że każdy z nas został rzucony sam w otchłań życia i sam musi ją opuścić, lecz wynika także z faktu, że każdy z nas zamieszkuje świat w całości znany tylko sobie.”
Ten pierwszy rodzaj samotności jest do przezwyciężenia – chociażby w terapii, dzięki której uczymy się tworzyć bliższe, bardziej szczere, autentyczne i intymne relacje z innymi. Dajemy się innym poznać, otwieramy się przed nimi i zaczynamy czuć się mniej „oddzieleni”, a bardziej „połączeni”. Natomiast samotność egzystencjalna jest naturalnym losem każdego z nas. Lepiej ją zaakceptować niż z nią walczyć. Nasze przeżycia nie są wprawdzie dostępne w sposób bezpośredni nikomu innemu, ale możemy się nimi dzielić, opowiadać o nich i doświadczać wspólnoty z innymi osobami, a także współczucia oraz empatii z ich strony, co może uczynić samotność egzystencjalną mniej bolesną.
Samotność w tłumie i w relacjach
Bywa, że w towarzystwie innych osób – być może nie wszystkich, ale niektórych – czujemy się jeszcze bardziej samotni niż wówczas, gdy nie ma przy nas nikogo. Czasami takie poczucie można mieć nawet w związku lub w przyjaźni. Jest do głębi smutne i trudne, bo niby mamy kogoś bardzo bliskiego, ale tak naprawdę czujemy się pozostawieni sami sobie, opuszczeni, niezauważani, niedoceniani, pomijani, nieważni dla tej drugiej osoby. Być może nie zachowujemy się przy tej osobie autentycznie, ukrywamy swoje prawdziwe emocje i myśli, bo przeczuwamy, że ona nas nie zrozumie, nie zaakceptuje takimi, jakimi jesteśmy. Wówczas najprawdopodobniej doświadczymy głębokiego poczucia osamotnienia. Możemy zastanowić się, czy naprawdę chcemy budować relację z tą osobą. Skoro nie ufamy jej na tyle, by pokazać swoje prawdziwe Ja, to czy kiedykolwiek powstanie między nami silna, trwała i prawdziwa więź?
Ożywcza samotność
Czy samotność może uszczęśliwiać? Mówiliśmy dotąd o tym, że można zmniejszyć poczucie osamotnienia i o godzeniu się na pewien rodzaj samotności nieuchronnie związany z naszą egzystencją jako jednostek od siebie nawzajem odrębnych, doświadczających świata zewnętrznego i wewnętrznego w charakterystyczny tylko dla siebie sposób. Samotność jest w pewnym sensie wpisana w nasze życie. Można z niej uczynić zarówno przykrą konieczność, jak i wartość. Mówi się o umiejętności „bycia samemu ze sobą”, która pozwala budować szczęście i niezależność. W dzisiejszych czasach rzadko kto chce i potrafi ją rozwijać. Preferujemy bodźce zewnętrzne niż wewnętrzne, uciekamy przed wsłuchiwaniem się w siebie, bo to budzi lęk. Jednak wiele wskazuje na to, że właśnie wsłuchiwanie się w siebie pozwala dowiedzieć się, kim naprawdę jesteśmy, czego potrzebujemy oraz stwierdzić, co w naszym życiu jest faktycznie dla nas dobre i nam służy, a co szkodzi. Samotność może nas ożywić – sprawić, że zaczniemy nowe życie, swoje własne – nie cudze, według własnego pomysłu. Życie, „od którego nie chce się uciekać”**, a w którym rozsiądziemy się jak w wygodnym fotelu. „Życie warte przeżycia.”***
*Irvin David Yalom, Kiedy Nietzsche szlochał
** Brianna Wiest, This Is What „Self-Care” REALLY Means, Because It’s Not All Salt Baths And Chocolate Cake
*** Marsha Linehan, Życie warte przeżycia
Zatem zmiany w naszym życiu są naturalne i mogą być bardzo piękne, tak jak to, że po dniu następuje noc, aby po niej znowu mógł nastąpić dzień i to, że nadchodzi jesień i zima, by, gdy przyjdzie czas, znowu zapanowała wiosna.
Learn More
Jesienne zmiany w przyrodzie i w nas
Lubimy jesień, prawda? Jesień powoli staje się jak święta Bożego Narodzenia – jej klimat celebrujemy gadgetami i aktywnościami „must have”, takimi jak picie dyniowej latte, noszeniem swetrów i płaszczy i spędzaniem wieczorów pod kocykiem w blasku zapachowych świeczek. Utworzył się więc pewien rytuał, który pomaga nam przeżyć miło ten czas, który nie zawsze nas rozpieszcza pogodą oraz wiąże się z coraz krótszymi dniami i sezonem grypowym. Dodatkowo, niepowtarzalny klimat jesieni potrafi silnie oddziaływać na nasze emocje, co sprawia, że jest to wyjątkowa pora roku.
Jesienna nostalgia
Co takiego niezwykłego kryje w sobie jesień? Na pewno jest bardzo piękna, zwłaszcza gdy słońce pada na kolorowe drzewa i krzewy, a wieczory są rześkie, pachnące wilgocią i dojrzałymi owocami. Z kolei deszczowe dni i opadające liście sprzyjają zadumie, a także – odczuwaniu nostalgii. Nostalgię opisałabym jako smutek wymieszany z tęsknotą. Jednak, o ile tęsknota potrafi nas bardzo boleć, „kłuć” w serce, o tyle nostalgia wiąże się raczej z wewnętrznym spokojem. Bywa przyjemna, chociaż potrafi wywołać łzy wzruszenia. Nostalgia często towarzyszy nam, gdy wspominamy jakieś wydarzenia z przeszłości – i tęsknimy za nimi, ale wiemy, że już nie powrócą. Mogą być to na przykład lata dzieciństwa lub jakaś realność, która bezpowrotnie odeszła – na przykład świat „przedcyfrowy”, „analogowy”. Czujemy, że to, co się wydarzyło, było w dużej mierze dla nas dobre, nawet gdy miało swoje trudne aspekty – i wspominamy to z łezką w oku.
Świat i my w nurcie nieustannej zmiany
Nostalgia zwraca naszą uwagę na egzystencjalny aspekt życia, ulotność każdej chwili i zjawisko przemijania. Obserwując odchodzące lato i nadchodzącą zimę, celebrując ulotne piękno jesiennych dni, czujemy bardziej intensywnie niż w trakcie innych pór roku, że nic nie trwa wiecznie. W naszym życiu jest podobnie jak w przyrodzie – wszystko płynie, zmienia się, przekształca. My się zmieniamy, dojrzewamy, nasze ciała się starzeją. Jest to naturalna kolej rzeczy. Ludzie wokół nas podobnie. Relacje tworzą się i rozpadają. Niektóre osoby są z nami bardzo długo, niektóre tylko na moment. Niektóre ukochane osoby odchodzą na zawsze lub tracimy z nimi w jakiś sposób kontakt. Nadchodzą kolejne etapy naszego życia i nie jesteśmy w stanie tego zatrzymać. „Nic nie jest wieczne. Wszystko się zmienia, wszystko jest w ruchu, wszystko wiruje, wszystko odlatuje i odchodzi.” Ten piękny cytat przypisywany jest Fridzie Kahlo.
Pogodzić się z nieustanną zmianą
Nie jest to proste – pogodzić się z nieustannymi zmianami, z przemijaniem. Kto z nas nie miał kiedyś w życiu myśli, żeby wcisnąć przycisk „stop” i zatrzymać się na dłużej w danym miejscu, w danej chwili? Może ten moment był wyjątkowo piękny, a może po prostu potrzebowaliśmy przerwy od podejmowania decyzji? Chcieliśmy mieć na coś więcej czasu? A może mieliśmy marzenie, by przestać się starzeć, żyć wiecznie, być wiecznie młodym i zdrowym? To marzenie w mniejszym lub większym stopniu mamy chyba w sobie wszyscy. Nie chcemy tracić tego, co jest dla nas ważne, co cenimy, co i kogo kochamy. Jednak nie jesteśmy w stanie zatrzymać upływającego czasu i zapobiec zmianom, które dzieją się w nas, w naszych bliskich, na świecie. Czasem te zmiany są przerażające. Trudne. Nie wiadomo dokąd prowadzą. Stanowią wielką niewiadomą. Być może chcielibyśmy się przed nimi uchronić, uciec od nich albo przynajmniej odwrócić swoją uwagę od tego, że w naszym życiu wszystko jest zmienne i przemijające. Jednak w tym tkwi też tajemnica szczęścia – to właśnie ulotność i kruchość obecna w naszym życiu nadaje mu smak. Aby poznać radość, trzeba przecież poznać także i smutek. Aby doświadczyć miłości, trzeba zaakceptować wiążący się z nią lęk przed utratą ukochanej osoby. Aby czerpać pełnymi garściami z chwili obecnej, potrzebujemy świadomości, że ona przeminie, że nie możemy – i przede wszystkim n i e c h c e m y jej tracić. Kryzysy, czyli większe lub mniejsze, często trudne, zmiany, również odgrywają ważną dla nas rolę. Pozwalają nam i naszym bliskim związkom dojrzewać, osiągać kolejne etapy rozwoju. Dzięki kryzysom możemy zyskać większą samoświadomość, wypracować nowe sposoby komunikacji z otoczeniem, pogłębić intymność, autentyczność i zaufanie w relacjach.
Zatem zmiany w naszym życiu są naturalne i mogą być bardzo piękne, tak jak to, że po dniu następuje noc, aby po niej znowu mógł nastąpić dzień i to, że nadchodzi jesień i zima, by, gdy przyjdzie czas, znowu zapanowała wiosna.
Learn More
Dzień nauczyciela
Drodzy Nauczyciele! Nie jest łatwo składać Wam życzenia z okazji Waszego święta. To Wy najlepiej wiecie, czego potrzebujecie, co stanowi w Waszej pracy największe wyzwanie – my jesteśmy jej obserwatorami, którzy gorąco Wam kibicują i mają nadzieję, że polska szkoła może stawać się coraz bardziej otwarta na realizowanie rzeczywistych, szeroko pojętych potrzeb zarówno uczniów, jak i Was, nauczycieli. Uważamy, że odgrywają one kluczową rolę w edukacji i powinny pozostawać na pierwszym planie. Przyjmijcie od nas najszczersze życzenia inspirowane słowami Waszych kolegów po fachu.
- „Gdyby proces uczenia się był prostą pochodną procesu nauczania, to najlepsze wyniki mieliby szybko mówiący nauczyciele. Dodam, że sama też kiedyś myślałam, że im więcej wyjaśnię, tym więcej uczniowie będą umieć.” (Marzena Żylińska)
Życzymy Wam, żebyście nie czuli przymusu, by gnać przed siebie. Abyście mogli przyjąć własne tempo, które będzie służyło zarówno Wam, jak i uczniom. Abyście mieli czas na głęboki oddech. Na odpoczynek. Na kontakt ze sobą. Na odczuwanie przyjemności i satysfakcji z tego, co robicie – pośpiech i presja potrafią zabić radość nawet z tego, co kochamy najmocniej.
- „Kiedy szacunek stał się najważniejszą zasadą, kary i nagrody przestały być potrzebne.” (Pernille Ripp)
Życzymy Wam, aby wzajemny szacunek był podstawą Waszych relacji z uczniami. Abyście darzyli się nawzajem zaufaniem i czerpali od siebie nawzajem. Aby była to serdeczna współpraca, której obie strony zyskują, nie tracą.
- „Współpraca zamiast rywalizacji. Szkoła może być inna! Zacznijmy rok szkolny od tworzenia wspólnoty, społeczności, która się wzajemnie wspiera. Nauczmy dzieci, że razem można więcej i lepiej.”
Życzymy Wam, aby szkoła stanowiła dla Was miejsce, w którym możecie znaleźć wsparcie. Miejsce, w którym rozwijacie skrzydła. W którym możecie być szczerzy i autentyczni. Budować autentyczne relacje. Po prostu być sobą! I być z innymi, jako społeczność osób otwartych na siebie nawzajem i pomagających sobie nawzajem.
- „Drodzy nauczyciele, to nie Wy wymyśliliście obecny model szkoły, ale tylko Wy możecie go zmienić. Tylko dzięki Wam szkoły mogą stać się przyjaznymi miejscami, w których dzieci mogą się efektywnie uczyć. Życzymy Wam dużo sił i satysfakcji z pracy, mimo wszystko :-)”
Wszystkiego, co najlepsze, Drodzy!
Cytaty pochodzą z profilu na Facebooku „Budząca się szkoła” (strona www: https://budzacasieszkola.edu.pl/).
Learn More
Być w związku czy skupić się na sobie?
Gdy ktoś kończy bliski związek i znów jest „singlem” często deklaruje swojemu otoczeniu, że chce teraz skupić się na sobie i swoich celach. Takie słowa raczej nie wzbudzają zdziwienia – rodzina i przyjaciele raczej im przyklaskują i uznają takie postanowienie za słuszne. Z drugiej strony brzmi to trochę tak, jakby „w końcu” dana osoba otrzymała czas i szansę na zajęcie się sobą. Tak jakby po okresie podróży wracało się do domu – do przyjaciół, do swoich zainteresowań, do czasu dla siebie, do bycia blisko samego siebie, do chwil bycia samemu ze sobą. Tak jakby związek był czasem opuszczenia tego wszystkiego, oddalenia się od tego, a może nawet – odcięcia?
„Ja” a „my”
Jeżeli czujemy, że po okresie bycia w związku musimy „powrócić” do siebie, swojego dawnego/prawdziwego Ja, nie miejmy wobec siebie złości i żalu. Zastanówmy się jednak nad tym, czemu się tak czujemy. Dlaczego odeszliśmy od siebie tak daleko, że straciliśmy siebie z oczu, że musimy na nowo siebie odnaleźć? Dlaczego straciliśmy z oczu nasze cele? Być może było tak, że był to powolny proces stapiania się z parterem, stopniowego rezygnowania z siebie na rzecz relacji, ze swojej niezależności na rzecz zależności, ze swojego „Ja” na rzecz „my”. A może stało się to szybko – żeby w ogóle być w związku z tą osobą musieliśmy zapomnieć o sobie, bo czuliśmy, że nie zostaniemy zaakceptowani tacy, jacy jesteśmy naprawdę, a bardzo nam zależało na utworzeniu relacji.
Każdy z nas ma w sobie dwie głębokie i niezwykle ważne potrzeby – przynależności, zależności, więzi i niezależności, odrębności, bycia niepowtarzalną, decydującą o sobie jednostką. Są to potrzeby, które często zdają się siebie wzajemnie wykluczać, ale w zdrowej relacji mogą świetnie współgrać ze sobą. Realizowanie zarówno indywidualnych, jak i wspólnych celów buduje więź i zbliża.
Dlaczego tracimy siebie w związku?
Potrzeba przynależności jest w nas tak bardzo silna nie tylko ze względów emocjonalnych, ale także czysto biologicznych. Człowiek potrzebuje funkcjonować w społeczności, aby przetrwać. W związku z tym stara się uniknąć odrzucenia grupy, a zwłaszcza utraty kontaktu z najbliższymi osobami, tworzącymi jego bezpośrednią sieć wsparcia. Szczególnie wyraźnie możemy zaobserwować to zjawisko w kontekście dzieci. Im młodsze dziecko, tym bardziej to, czy jego biologiczne potrzeby zostaną zrealizowane, zależy od jego rodziców. Im młodsze dziecko, tym bardziej potrzebuje swoich rodziców, nie może ich stracić, gdyż wtedy mogłoby nawet nie przeżyć. Dlatego często zdarza się, że dziecko dostosowuje swoje reakcje i zachowanie do rodzica tak, by go nie stracić. Jeżeli rodzic oddala się od niego, gdy ono okazuje złość lub smutek, dziecko uczy się, by tych emocji nie okazywać – bo nie chce stracić miłości i obecności rodzica. Przyzwyczaja się do takiego funkcjonowania i rozwija w sobie przekonanie, że by być blisko z drugą osobą, należy zrezygnować, przynajmniej częściowo, z samego siebie. Że potrzeby przynależności i niezależności się wzajemnie wykluczają. Gdy to dziecko dorośnie, najprawdopodobniej jego związki i relacje będą nadal opierać się na rezygnowaniu z siebie i swoich potrzeb, niewyrażaniu emocji, „chowaniu” wszystkiego w sobie, „wytrzymywaniu”. Na ratunek może przyjść tutaj psychoterapia, która krok za krokiem pokaże nam, że zarówno potrzebę zależności, jak i niezależności można realizować w bliskich relacjach, nie tracąc przy tym siebie.
Dlaczego nie jest prosto w to uwierzyć?…
… ponieważ nie tylko nasze własne doświadczenia, ale i obserwowane przez nas w naszym otoczeniu relacje mogą temu zaprzeczać. Ludzie wokół nas mogą również odchodzić od siebie, rezygnować z siebie, by być w konkretnych relacjach. Takich par, związków, relacji może być bardzo dużo i mogą one nawet dobrze funkcjonować, a przynajmniej wyglądać z zewnątrz na dobrze funkcjonujące. Możemy słyszeć od przyjaciół i rodziny, że poświęcenia są konieczne, że bez nich związek, relacja nie przetrwa. Rzeczywiście w bliskich relacjach są momenty, gdy trzeba coś poświęcić. Jednak wielokrotne poświęcanie się i zatracanie siebie w relacji, mimo że w założeniu ma podtrzymywać relację, często prowadzi do wręcz odwrotnych skutków. Do tego, że czujemy się źle. Nie jesteśmy szczęśliwi. Czujemy, że partner nas czegoś ważnego pozbawia, ogranicza nas, nie pozwala nam być sobą. Zaczynamy czuć do niego złość, niechęć – czasem nie uświadamiamy sobie tego, ale coś w głębi nas rośnie, buzuje, buntuje się. Zapominamy, że to my sami jesteśmy odpowiedzialni w pierwszej kolejności za realizację naszych własnych potrzeb. Może nawet nie próbowaliśmy pogodzić ich ze związkiem, komunikować ich bliskiej osobie? Z kolei, jeżeli komunikujemy swoje potrzeby i staramy się je realizować, ale druga osoba nie potrafi tego zrozumieć, odrzuca nas, złości się, obraża, gdy potrzebujemy czasu dla siebie, gdy wyrażamy siebie, możemy zastanowić się, czy chcemy być blisko z taką osobą.
Zatem możliwe, że to, czego obawiamy, się nie sprawdzi, bo druga osoba będzie chciała dać nam wolność i przestrzeń; że wyjdzie naprzeciw naszym potrzebom, będzie chciała poznać i przyjąć nas takimi, jakimi jesteśmy i wspierać nas w realizowaniu naszych indywidualnych celów. Jednak możliwe jest też to, że partner nie zaakceptuje naszej potrzeby niezależności, której dotychczas nie komunikowaliśmy. Zdziwi się, co się dzieje, że teraz zaczynamy do niej dążyć, uzna to za negatywną przemianę w nas i w jakiś sposób da nam do zrozumienia, że relacja może się zakończyć, jeżeli zrobimy coś dla siebie, będziemy bardziej asertywni, będziemy blisko samych siebie i zaczniemy stawiać granice. Wówczas zastanówmy się, czy taki związek, w którym partner oczekuje od nas, że stracimy siebie z oczu, jest tego naprawdę wart. Im dalej odejdziemy, tym więcej czasu i wysiłku będziemy potrzebować, by powrócić.
Learn More