Czy świat istnieje naprawdę?
Pytanie postawione w tytule brzmi lekko absurdalnie, bo trudno sobie wyobrazić, żeby było inaczej. Przecież doświadczamy świata zewnętrznego w każdej sekundzie naszego życia, często bardzo intensywnie. Istnieje wprawdzie mało znany pogląd filozoficzny – solipsyzm, który głosi, że istnieje tak naprawdę tylko jeden podmiot poznający, obdarzony umysłem, a cały świat i wszyscy ludzie są wytworami tego jednego umysłu. Brzmi trochę przerażająco, a trochę abstrakcyjnie. Jednak zarówno w filozofii, jak i w nauce oraz myśleniu potocznym, dominuje przeświadczenie, że świat fizyczny istnieje na zewnątrz naszych umysłów. Jednak czy jest on dokładnie taki, jakim go znamy?
Kluczem do odpowiedzenia na to pytanie jest zagadnienie spostrzegania rzeczywistości przez człowieka, czyli sposób, w jaki odbiera on bodźce płynące z otoczenia i nadaje im znaczenie. Podstawowym narzędziem do odbierania sygnałów ze środowiska są nasze narządy zmysłów: wzroku, słuchu, smaku, zapachu i dotyku. Są one jakby bramą, przez którą bodźce zewnętrzne dostają się do naszego organizmu. Od tego momentu „przejmuje je” nasz układ nerwowy, który ma za zadanie je odpowiednio przetworzyć, zrozumieć i wykorzystać do tego, żebyśmy mogli lepiej funkcjonować w świecie. Warto tutaj zaznaczyć, że system przetwarzania informacji pochodzących ze zmysłów u każdego z nas jest trochę inny, ponieważ opiera się na naszym wyjątkowym wyposażeniu genetycznym i doświadczeniu. Stąd tak naprawdę trudno jednoznacznie określić, czy widzimy rzeczywistość taką, jaką jest naprawdę, czy też nasz obraz rzeczywistości jest przez nas w pewien sposób konstruowany na nowo. Jeżeli obraz rzeczywistości jest przez nas konstruowany, żaden człowiek nie byłby w stanie stwierdzić ze stuprocentową pewnością, jak wygląda w rzeczywistości na przykład pomarańcza. Mógłby jedynie powiedzieć, że spostrzega ją jako pomarańczową kulę o chropowatej powierzchni. Wówczas druga osoba mogłaby stwierdzić, że spostrzega pomarańczę inaczej, zwłaszcza, jeżeli nie jest w stanie odbierać jej właściwości wszystkimi swoimi zmysłami, bo ma jakiś narząd zmysłu uszkodzony.
W psychologii spotkamy dwa niezależne podejścia do sposobu spostrzegania świata przez człowieka. Jedno z nich mówi, że człowiek odbiera rzeczywistość w sposób obiektywny, a drugie, że w sposób subiektywny. Wbrew pozorom nie wykluczają się one, a istnieją niezależnie od siebie i inspirują kolejne naukowe dociekania. Nie mamy więc w psychologii jednoznacznej odpowiedzi na to, czy poznajemy świat takim, jakim jest w swojej istocie, czy też każdy z nas tworzy odmienny obraz rzeczywistości w swoim umyśle.
Piękną i obrazową ilustracją tego, że każdy z nas odbiera świat trochę inaczej, jest hinduska przypowieść o słoniu i ślepych mędrcach.
Grupa niewidomych słyszała, że do miasta przywieziono dziwne zwierzę, zwane słoniem, ale żaden z nich nie był świadomy jego kształtu i formy. Z ciekawości powiedzieli: „Musimy to sprawdzić i poznać dotykiem, do czego jesteśmy zdolni”. Więc szukali go, a kiedy go znaleźli, zaczęli go szukać po omacku. Pierwsza osoba, której ręka wylądowała na pniu, powiedziała: „Ta istota jest jak gęsty wąż”. Dla innego, którego ręka sięgnęła do ucha, wydawało się to rodzajem wachlarza. Co do innej osoby, której ręka była na nodze, powiedział, że słoń jest filarem jak pień drzewa. Ślepiec, który położył rękę na boku, powiedział, że słoń „jest ścianą”. Inny, który wyczuł jego ogon, opisał go jako linę. Ostatni poczuł swój kieł, stwierdzając, że słoń jest twardy, gładki i jak włócznia. *
Ta przypowieść w poruszający dla mnie sposób uświadamia mi za każdym razem, jak bardzo się różnimy między sobą pod względem naszego doświadczenia dotyczącego otaczającej rzeczywistości. Dzieje się tak dlatego, że procesem równoległym do odbierania bodźców ze świata zewnętrznego jest ich przetwarzanie i nadawanie im znaczenia, inaczej mówią interpretacja bodźców. Pojedynczy bodziec to po prostu zbiór jakichś właściwości fizycznych, każdy jest trochę inny, trudno by było znaleźć dwa jednakowe bodźce. Mimo wszystko, nawet widząc coś po raz pierwszy, w większości przypadków jesteśmy w stanie przyporządkować tą rzecz do znanej już nam kategorii i nazwać ją. Gdy idziemy ulicą, widzimy sznur samochodów jadących jeden za drugim i często każdy z nich jest trochę inny. Mimo wszystko wiemy, że wszystkie te obiekty mają cechy wspólne i należą do jednej kategorii, jaką są samochody. Jest to możliwe dzięki działaniu pamięci, w której gromadzą się nasze doświadczenia w rozmaitej formie: wrażeń zmysłowych, słów, sytuacji, znaczeń…
O różnych rodzajach pamięci będę jeszcze pisać w tym cyklu artykułów. W kontekście percepcji bodźców ze świata zewnętrznego istotne znaczenie odgrywa zarówno pamięć ultrakrótka, inaczej sensoryczna, jak i pamięć krótko- i długotrwała. Bodziec najpierw przechowywany jest mniej niż pół sekundy w pamięci ultrakrótkiej w formie surowej, nieprzetworzonej i pozbawionej znaczenia. Następnie trafia do pamięci krótkotrwałej, skąd może trafić do pamięci długotrwałej i stać się częścią naszego zbioru wiedzy i doświadczenia. Obrazy umysłowe przedmiotów i zdarzeń mogą w naszym umyśle powstawać również pod nieobecność odpowiadających im bodźców. Jesteśmy zdolni tworzyć tzw. wyobrażenia, które powstają właśnie na podstawie naszych wcześniejszych doświadczeń i wiedzy nagromadzonych w pamięci długotrwałej.
Niezależnie od tego, czy przyjmiemy, że widzimy świat takim, jakim jest naprawdę, czy też każdy z nas konstruuje jakąś jego wizję w swoim umyśle, warto pamiętać, że ta sama rzecz lub sytuacja może budzić w każdym z nas inne myśli i emocje. Stąd rodzi się potrzeba wzajemnego szacunku i uwzględnienia różnych punktów widzenia, różnych perspektyw i interpretacji w komunikacji i relacjach z innymi ludźmi.
*Tekst pochodzi ze strony: https://pl.abcdef.wiki/wiki/Blind_men_and_an_elephant
Learn MoreZimowe smutki*
Okres jesienno-zimowy kojarzy nam się często z zimnymi, ciemnymi porankami, gdy trzeba wstać do pracy, szkoły lub na uczelnię, a tak bardzo chciałoby się jeszcze pospać w ciepłym łóżku. Ludzie przez całe wieki funkcjonowali w zgodzie z rytmem przyrody i pór roku. W zimie mieli znacznie mniej pracy, podejmowali mniej aktywności. Dzisiaj, gdy doskonale radzimy sobie z zimowym brakiem światła słonecznego, zastępując go sztucznym oświetleniem, wymaga się od nas aktywności na podobnym, wysokim poziomie przez cały rok. Jest to jednak trudne, ponieważ czas jesienno-zimowy wiąże się u wielu ludzi z obniżonym nastrojem, zmęczeniem, sennością, brakiem energii. Czasami dochodzi do tego także rozdrażnienie, zniechęcenie, brak zainteresowania rzeczami, które zazwyczaj sprawiają danej osobie przyjemność, trudności z koncentracją uwagi, problemy ze snem.
Czynnikiem wpływającym na nasze lepsze samopoczucie na wiosnę i w lecie, którego z kolei brakuje w okresie jesienno-zimowym, jest naturalne słoneczne światło. Jest ono istotne, ponieważ reguluje cykl snu i czuwania. Gdy światło nie dociera do naszych oczu, zwiększa się produkcja „hormonu snu”- melatoniny, wywołującej senność i uczucie zmęczenia. Melatonina pomaga nam zasnąć, ale także utrudnia przebudzenie się i zmobilizowanie sił w ciemne, jesienno-zimowe poranki. Konsekwencją braku światła jest także zaburzenie rytmu wydzielania innych ważnych hormonów, między innymi serotoniny, czyli „hormonu szczęścia”, odpowiedzialnej za dobry nastrój, regulację snu i apetytu.
Konsekwencją braku serotoniny jesienią i zimą może być zwiększony apetyt na słodycze i inne produkty zawierające węglowodany proste, czyli napoje gazowane, słodzone soki owocowe, pieczywo półcukiernicze (np. drożdżówki). Dzieje się tak dlatego, że większa ilość węglowodanów w diecie zwiększa stężenie serotoniny w mózgu. Po zjedzeniu czegoś słodkiego efekt poprawy samopoczucia utrzymuje się jednak krótko, około 1,5 godziny, po czym powraca stan senności i zmęczenia oraz ochota na ponowne zjedzenie czegoś bogatego w cukry proste. Nadmiar węglowodanów odkłada się w organizmie w postaci tkanki tłuszczowej, stąd łatwość przybierania na wadze w okresie jesienno-zimowym.
Na szczęście istnieją sprawdzone rozwiązania na „zimowy smutek” i zwiększony apetyt. Warto w diecie uwzględnić, zamiast produktów wysokocukrowych, produkty zawierające węglowodany złożone o niskim indeksie glikemicznym i wysokiej zawartości błonnika, takie jak kasze (zwłaszcza kasza gryczana), ryż (najlepiej brązowy!), makaron, najlepiej ten razowy, płatki owsiane i pieczywo z mąki pełnoziarnistej: razowe lub typu graham. Ważne, by kasze, ryż, makaron i płatki owsiane nie były rozgotowane, bo wtedy zwiększa się ich indeks glikemiczny. O lepsze funkcjonowanie układu nerwowego możemy zatroszczyć się, spożywając produkty bogate w magnez i witaminy z grupy B. W okresie jesienno-zimowym ważne jest suplementowanie witaminy D, która normalnie wytwarzana jest przez organizm w sposób naturalny pod wpływem działania promieni słonecznych. Wspomaga ona odporność organizmu oraz działanie układu mięśniowego i nerwowego.
Niezwykle ważne, zwłaszcza dla osób doświadczających długotrwałego obniżenia nastroju w okresie jesienno-zimowym lub depresji sezonowej (więcej informacji na jej temat znajdziesz tutaj: https://promena.pl/jesien-z-sad/), jest unikanie przytłoczenia obowiązkami i nadmiaru stresu. Warto zadbać o swoje samopoczucie i dobrą kondycję psychofizyczną poprzez ćwiczenia fizyczne, medytację, relaksację, aromaterapię, spacery (zwłaszcza w słoneczne dni!), a także pamiętać o podtrzymywaniu kontaktów społecznych i pielęgnowaniu relacji z bliskimi.
*tytuł zainspirowany tytułem książki autorstwa psychiatry Normana E. Rosenthala „Zimowe smutki”, podejmującej temat depresji sezonowej.
Learn MoreJak budować pozytywną relację z nastoletnim dzieckiem?
Jak budować pozytywną relację z nastoletnim dzieckiem?
Wielu rodziców ma dobrą relacje ze swoim dzieckiem – do czasu, aż dziecko nie stanie się nastolatkiem. Gdy nadejdzie ten moment, z dnia na dzień wszystko potrafi się zmienić. Rodzic z niedowierzaniem przeciera oczy i zachodzi w głowę: „Gdzie się podziało moje dziecko, które tak dobrze znałem?”. Jest to moment niewątpliwie burzliwy i trudny dla obu stron, ale zarazem piękny i umożliwiający zbudowanie więzi na nowych zasadach, równie silną, pełną wzajemnego szacunku i jeszcze większego zaufania.
Aby lepiej dogadać się z nastolatkiem, trzeba zarówno dobrze zrozumieć to, co on przeżywa, jak i pochylić się nad własnymi przeżyciami i potrzebami. Przyjrzyjmy się charakterystycznym dla wieku nastoletniego wyzwaniom.
1. Poznawanie siebie i kształtowanie swojej tożsamości
Wyobraźmy sobie, że budzimy się któregoś ranka i nie wiemy, kim jesteśmy. Oglądamy swoje odbicie w lustrze i nie poznajemy samych siebie, bo nasze ciało wygląda zupełnie inaczej niż poprzedniego dnia. Czy to nie przerażające? A tak właśnie może czuć się nasz nastolatek, mimo że zmiany w jego ciele i psychice następują odrobinę wolniej niż z dnia na dzień… ale i tak wszystko dzieje się tak szybko! Jaką frustrację, złość i smutek może budzić to, że oto nie wiem, kim jestem, a dorośli naokoło wymagają, abym niemal każdego dnia jakoś się definiował, określał, jednocześnie dopasowując się do ich wymagań. Traktują z jednej strony jak osobę dorosłą, a z drugiej nadal jak dziecko.
Nastolatek może być zagubiony w tym, kim jest i czego właściwie chce od życia. Nie jest już dzieckiem, ale nie jest też jeszcze dorosłym. W naszym społeczeństwie często wymaga się od nastolatków, by potrafiły określić, co chcą robić w przyszłości i nadały swojemu życiu jakiś kierunek. Tymczasem ten czas polega właśnie na poszukiwaniu, a nie na podawaniu gotowych odpowiedzi!
Nie ma wyjścia, trzeba postarać się zrozumieć i zaakceptować, że nastolatek nie jest niczego pewien – i nie musi być. Powinien mieć przestrzeń na poznawanie siebie, sprawdzanie różnych opcji, testowanie granic swoich i innych osób. Odkrywanie swoich mocnych i słabych stron, swoich pragnień, potrzeb, wartości, granic, swojej cielesności, seksualności, psychiki, emocjonalności… Realizowanie zainteresowań, popełnianie błędów, nawiązywanie, a może i zrywanie relacji, dołączanie do nowych grup i opuszczanie ich. Duża ilość zmian i nietrwałość w życiu nastolatka nie powinna nas dziwić, w końcu musi on spróbować wielu rzeczy, zanim zadecyduje, co mu odpowiada i czego chce. Postarajmy się być w tym wszystkim dla niego i wspierać go w poszukiwaniu siebie.
2. Weryfikacja autorytetów
Tak zwany „nastoletni bunt” związany jest z czymś bardzo pozytywnym, mianowicie weryfikacją autorytetów. Nastolatek uczy się samodzielnie myśleć i zaczyna stopniowo dostrzegać, że dorośli niekoniecznie muszą mieć we wszystkim rację. Rodzic może mieć wrażenie, że jego nastoletnie dziecko jest z góry krytycznie nastawione do wszystkiego, co on mówi i proponuje. Rzeczywiście, nastolatki potrafią krytykować rodziców „dla zasady”. Jednak mimo wszystko zdanie i opinia rodziców są dla nich bardzo istotne! Nawet jeżeli głośno się do tego nie przyznają 🙂 Trzeba natomiast pogodzić się z faktem, że rodzice już nie mają takiego wpływu na nastolatka, a ich autorytet zaczyna blednąć na rzecz autorytetu grupy rówieśniczej. To właśnie rówieśnicy w tym wieku mają na człowieka największy wpływ. Grupa rówieśnicza kształtuje silnie różne postawy i zachowania, stanowi bardzo ważny punkt odniesienia. Dojrzewający człowiek ma potrzebę dopasowania się do grupy i zyskania w niej akceptacji i uznania, stąd często bywa uległy i przyjmuje postawę konformistyczną. Zdarza się, że grupa potrafi mieć destruktywny wpływ na młodą osobę, naciskając na nią, by podjęła takie zachowania, jak łamanie norm społecznych, picie alkoholu, palenie papierosów, ryzykowne zachowania seksualne itp. Dopasowywanie się do tego typu „wymagań” wypływa często właśnie z potrzeby przynależności i uznania oraz lęku przed odrzuceniem i wyśmianiem, a nie z upodobania do aktywności samych w sobie. Warto o tym pamiętać, by lepiej zrozumieć decyzje nastolatka i podjąć z nim rozmowę na temat ich naturalnych konsekwencji.
3. Zdobywanie autonomii i niezależności
„Twoje dzieci nie są twoją własnością. Są synami i córkami życia jako takiego. Przychodzą przez ciebie, ale nie od ciebie. I choć są z tobą, to nie należą do ciebie.” (Kahlil Gibran)
Te słowa zawierają trudną, ale piękną prawdę o tym, że dziecko nie jest własnością swoich rodziców i prędzej czy później stanie się niezależną od nich jednostką, która będzie podejmować samodzielne decyzje i przestanie ich potrzebować. Do tego ma dążyć wychowanie – aby dziecko potrafiło poradzić sobie samo i odnaleźć swoją drogę w świecie. Kulminacyjnym i kluczowym momentem jest poprzedzający wejście w dorosłość okres nastoletni. To wówczas człowiek może stać się albo niezależny, albo uzależniony od innych. Może nauczyć się stać pewnie na własnych nogach, ale może też nauczyć się we wszystkim polegać na innych. Ogromną rolę odgrywa postawa rodziców: czy pozwolą swojemu dziecku pójść własną drogą, oddzielić się od nich, chociaż jest to dla nich często trudne i bolesne? Czy będą respektować zdanie dziecka, uwzględniać jego stanowisko, szanować jego potrzeby?
Nastolatek ma często potrzebę podkreślenia, że jest kimś innym niż rodzice, że ma inne zdanie, inne wartości. Może to przyjmować formy buntu, podważania zdania rodziców, może powodować konflikty, a nawet poczucie, że jesteśmy dla siebie obcy, jesteśmy „z dwóch różnych światów” albo „mówimy innymi językami”. Może objawiać się podejmowaniem przez nastoletnie dziecko zachowań wprost przeciwnych do tego, czego wymagają dorośli (pojawia się efekt zakazanego owocu). Pamiętajmy, że są to działania bardzo istotne rozwojowo, kluczowe z punktu widzenia stopniowego uzyskiwania przez dziecko niezależności i autonomii. Nadal jednak potrzebne są jasne zasady – ustalane wspólnie, w formie umowy, na którą zgadzają się obie strony. Ogromną rolę odgrywa tu respektowanie granic i potrzeb obu stron, wzajemny szacunek oraz zaufanie.
4. Kształtowanie własnego zdania i światopoglądu
Sposób myślenia nastolatków różni się w pewnym stopniu od sposobu myślenia osób dorosłych. Nastolatki bardzo często postrzegają rzeczywistość w barwach czarno – białych, dostrzegają mniej odcieni szarości, jednocześnie charakteryzuje je duży idealizm. Chciałyby znaleźć odpowiedzi na ważne pytania, podczas gdy większość dorosłych pogodziła się z tym, że takich jednoznacznych odpowiedzi prawdopodobnie nie można uzyskać. Ogromny potencjał wieku nastoletniego stanowi więc możliwość prowadzenia z dziećmi dyskusji na wszelkie ważne dla nich tematy.
Mamy szansę pokazać dziecku, jak można w sposób kulturalny i pełen szacunku dyskutować, wymieniać się spostrzeżeniami i poglądami, nawet jeżeli różnią się one między sobą albo wręcz wykluczają. Możemy nauczyć je, jak w relacji z drugim człowiekiem można asertywnie stać przy swoim stanowisku i rozwiązywać konflikty, nie tracąc przy tym wzajemnej bliskości. Wszelkie pojawiające się konflikty i różnice zdań w relacji rodzica z dzieckiem mają szansę przerodzić się we wspólną przygodę prowadzącą do bardziej dojrzałej i partnerskiej relacji. Rodzic otrzymuje dodatkowo szansę na nowo podjąć refleksję nad sprawami, nad którymi nie zastanawiał się dotąd w natłoku codziennych obowiązków.
5. Rozwijanie poczucia pewności siebie i dojrzałości emocjonalnej
Nie jest łatwo być nastolatkiem z wielu powodów. Do wymienionych już wyzwań należałoby dodać trudności związane ze sferą emocjonalną i z samooceną, z którymi bardzo wielu nastolatków zmaga się na co dzień. Są to między innymi: duża labilność (zmienność) emocjonalna, duże natężenie emocji negatywnych (wstyd, lęk, niepewność), obniżony nastrój, trudności w kontrolowaniu emocji, brak pozytywnych strategii radzenia sobie w sytuacjach trudnych i stresowych, impulsywność, brak umiejętności przewidywania konsekwencji własnych działań, brak poczucia pewności siebie, krucha samoocena (często obniżona!). Większość z tych trudności ma swoje źródło w uwarunkowaniach układu nerwowego nastolatka, który jeszcze nie jest w pełni ukształtowany. Struktury odpowiedzialne za planowanie działań, przewidywanie ich konsekwencji i kontrolę emocji oraz impulsów kształtują się jeszcze nawet po 20. roku życia, więc trudno wymagać od dojrzewającego człowieka czegoś, czego nie potrafią często jeszcze młodzi dorośli! Nastolatek może być także przesadnie skupiony na siebie, odbierać słowa i działania innych osób bardzo personalnie. To z kolei może ranić zarówno jego, jak i dla innych. Dlatego potrzebuje on wiele wsparcia, wyrozumiałości ze strony swojego otoczenia, rozmów o emocjach. Potrzebuje obserwować dorosłych, którzy pokażą mu na własnym przykładzie, jak w pozytywny sposób radzić sobie ze stresem i budować swoją samoocenę.
Kryzys w wieku nastoletnim jest naturalny i bardzo rozwojowy. Postarajmy się zrozumieć, co przeżywa nasz nastolatek i wspierać go w tym. Ważne jest, by dawać mu poczucie, że jest akceptowany i kochany taki, jaki jest, ze wszystkimi trudnościami i dylematami, które są jego udziałem. Dać mu przestrzeń, by mógł mówić o swoich emocjach, potrzebach i przeżyciach, ale bez naciskania i wymuszania tego. Nastolatek prawdopodobnie sam zwróci się do rodzica po pomoc i wsparcie w momencie, w którym poczuje, że tego potrzebuje – jeżeli będzie miał pewność, że rodzic go cierpliwie wysłucha, postara się zrozumieć, potraktuje go poważnie, z szacunkiem, zaufaniem i miłością. Dajmy szansę nastoletniemu dziecku przyjść do nas, nie narzucajmy się, ale też reagujmy, gdy widzimy, że może mu coś zagrażać. Być może, oprócz rodzicielskiego wsparcia, będzie potrzebowało profesjonalnej pomocy psychologa lub psychoterapeuty, co nie oznacza, że jest „zaburzone” lub „chore”. Oto sposoby, jak możemy wesprzeć swojego nastolatka i budować z nim coraz lepszą relację:
1. Uszanuj odrębność swojego dziecka i jego dążenie do niezależności. Daj mu do zrozumienia, że interesujesz się jego światopoglądem, jego przeżyciami, jego światem.
2. Daj dziecku poczucie, że kochasz je i akceptujesz bezwarunkowo, także wtedy, gdy nie zgadza się z tobą i odrzuca twoje propozycje. W ten sposób realizuje ono potrzebę obrony swojego zdania i swoich granic. Nie pozwalaj mu przy tym przekraczać twoich granic.
3. Postaraj się poznawać wciąż na nowo swoje dziecko, jego potrzeby, granice, trudności, zainteresowania. Słuchaj aktywnie i uważnie, z szacunkiem. Daj mu też szansę poznać ciebie!
4. Pamiętaj, że teraz już nie twoje słowa a to, co robisz i jak traktujesz dziecko, innych ludzi, siebie jest najważniejszym elementem wychowania.
5. Wprowadź zasady otwartej komunikacji w rodzinie: mówmy o swoich emocjach, potrzebach, pragnieniach, granicach, o tym, co czujemy, gdy druga osoba zachowuje się w określony sposób i co byśmy woleli w zamian, ale nie oskarżajmy siebie nawzajem, nie krytykujmy, nie obrażajmy.
6. Nadal jesteś rodzicem odpowiedzialnym za relację z dzieckiem, wyznaczającym zasady i posiadającym ostatnie słowo. Jednak możesz dziecko angażować w proces tworzenia zasad, aby rozwijać jego sprawczość i odpowiedzialność. Twórzcie wspólnie umowy, w których obie strony mają sobie nawzajem coś do zaoferowania i wywiązują się ze wzajemnych zobowiązań.
7. Zasady mogą być bardziej elastyczne niż wcześniej. Ważne, by odpowiadały waszym potrzebom oraz wymogom aktualnej sytuacji. Wymagania powinny być dostosowane do możliwości nastolatka, tworzone dla dobra jego i innych osób w jego otoczeniu.
8. Zrezygnuj z pouczania i moralizowania na rzecz wymiany zdań, dyskusji, mówienia o swoich odczuciach. Pozwól dziecku doświadczyć naturalnych konsekwencji jego wyborów. Ono często dobrze wie, że popełniło błąd i czuję potrzebę naprawienia go.
9. Nie bój się przyznać do błędu, przeprosić dziecko za coś, powiedzieć szczerze, że czegoś nie wiesz albo przyznać mu rację. To nie oznaka słabości, a ogromnie ważna lekcja życia!
10. Staraj się dostrzegać, doceniać i podkreślać mocne strony i zasoby swojego dziecka, to, co robi dobrze, pozytywne strony waszej relacji. Nie skupiaj się na brakach, błędach, niedociągnięciach. Pozwól mu dostrzec jego możliwości, potencjał, zmiany na lepsze.
Czasami chciałoby się znaleźć idealny przepis na budowanie dobrej relacji i porozumienia z nastolatkiem. Niestety, a może na szczęście, taki przepis nie istnieje. Twoje dziecko i wasza relacja są niepowtarzalne. Dlatego warto nie tracić zaufania do swojej rodzicielskiej intuicji, postawić na uważność i otwartą komunikację bez osądzania, pełną wzajemnego szacunku. Być gotowym na zmiany i elastycznym, a zarazem stanowczym i mówiącym o swoich potrzebach, odczuciach i wyznaczającym granice. Rola rodzica nastolatka może stanowić nie lada wyzwanie, ale pozwala otworzyć się na samego siebie, lepiej poznać własne potrzeby i wartości, pochylić się nad dylematami, na które do tej pory nie było być może miejsca w naszym życiu. To bardzo ważny moment, w którym twoja relacja z dzieckiem może wznieść się niejako na wyższy poziom, stać się bardziej obustronna i bardziej partnerska, opierając się jednocześnie na bliskości, wzajemnym zrozumieniu, szacunku i miłości.
Dziesięć sposobów, na które możemy jako rodzice wesprzeć swoje nastoletnie dziecko i budować z nim coraz lepszą relację, zostanie w przyszłości na naszym blogu rozwiniętych w kolejnych artykułach pogłębiających ten temat! Skupimy się na perspektywie rodzica, jego potrzebach, wątpliwościach i doświadczanych trudnościach.
Planujemy również teksty adresowane do nastolatków, które pomogą im zrozumieć perspektywę rodzica. Zapraszamy do obserwowania naszej strony www: https://promena.pl/ oraz fanpage’a na Facebooku: https://www.facebook.com/PROMENApsychoterapia.
Literatura dla nastolatków i ich rodziców:
– „Idź własną drogą”, Ciarrochi Joseph, Hayes Louise, wydawnictwo: GWP Profesjonalne
– „W pułapce myśli dla nastolatków. Jak skutecznie poradzić sobie z depresją, stresem i lękiem”, Joseph Ciarrochi, Ann Bailey, Louise Hayes, wydawnictwo: GWP
– „Nastolatki Kiedy kończy się wychowanie”, Jesper Juul, wydawnictwo: MIND
– „Sekretne życie mózgu nastolatka”, Sarah-Jayne Blakemore, wydawca: Mamania
– „Wynaleźć siebie. Sekretne życie mózgu nastolatka”, Sarah-Jayne, wydawnictwo: Mamania
– „Trudny czas dojrzewania. Jak pomóc nastolatkom radzić sobie z emocjami, osiągać cele i budować więzi, stosując terapię akceptacji i zaangażowania oraz psychologię pozytywną”, Louise Hayes, Joseph Ciarrochi, wydawnictwo: GWP
– „Depresja nastolatków. Jak ją rozpoznać, zrozumieć i pokonać”, Konrad Ambroziak, Artur Kołakowski, Klaudia Siwek, wydawnictwo: GWP
– „Wyloguj swój mózg. Jak zadbać o swój mózg w dobie nowych technologii”, Anders Hansen, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Learn MoreDlaczego tak trudno o prawdziwą zmianę?
Gdy zbliża się Nowy Rok, zaczynamy z jeszcze większą siłą niż zazwyczaj odczuwać potrzebę zmian. Bardzo często mamy w sobie więcej, niż przez resztę roku, motywacji do podjęcia postanowień i wcielenia ich w życie. Pragniemy ustanowić i osiągnąć długofalowe cele. Patrzymy w pewnym sensie z innej perspektywy, z dystansu oceniamy minione 12 miesięcy i zastanawiamy się, czego nam w naszym życiu brakuje, a czego być może jest nadmiar.
W tym artykule chciałabym przede wszystkim pochylić się nad samym pojęciem zmiany. Nad tym, czym ona jest, gdzie szukać jej źródeł, jak do niej podejść.
1. Źródła zmiany
Sufi Bayazid opowiada o sobie samym: „Za młodu byłem rewolucjonistą i moja modlitwa wyglądała tak: „Panie, daj mi siły, żeby zmienić świat”. W miarę jak stawałem się dorosły i uświadomiłem sobie, że minęło mi pół życia, a nie zdołałem zmienić ani jednego człowieka, zmieniłem moją modlitwę i zacząłem mówić: „Panie, udziel mi łaski, by przemienić tych, którzy się ze mną kontaktują. Choćby tylko moją rodzinę i moich przyjaciół. Tym się zadowolę”. Teraz, kiedy jestem już stary i moje dni są policzone, zacząłem rozumieć, jaki byłem głupi. I moja jedyna modlitwa jest taka: „Panie, udziel mi łaski, bym sam się zmienił”. Gdybym tak się modlił od początku, nie zmarnowałbym życia.
Autorem tej krótkiej przypowieści jest Anthony de Mello, hinduski jezuita, psychoterapeuta i mistyk. Ja widzę w niej drogę przemiany człowieka, który bardzo pragnął dokonać wielkiej zmiany. Początkowo chciał zmienić cały świat i spędził pół swojego życia, starając się tego dokonać. Prawdopodobnie wielu z nas w młodości pragnie zmienić cały świat… często myślimy o tym, wybierając przyszły zawód, który ma pomóc nam wprowadzać wielkie, „rewolucyjne” zmiany. Stopniowo młodzieńczy zapał słabnie, idealizm zamienia się w pragmatyzm, zaczynamy bardziej twardo stąpać po ziemi. Często próbujemy wówczas przenieść nasze starania na najbliższych: naszą rodzinę, przyjaciół, środowisko pracy. Chcielibyśmy wpływać na osoby w bliskim otoczeniu, radzić im, dawać wskazówki, wspierać w osiąganiu ich celów. Możemy mocno przeceniać swój wpływ na innych. A przede wszystkim – nie dostrzegać, że mogą oni nie potrzebować tego, co próbujemy im dać. Stąd nasze starania mogą trafiać w próżnię, powodując naszą frustrację, zniecierpliwienie, niezadowolenie, a może i żal. Co więcej, nasi najbliżsi mogą przeżywać w tych okolicznościach podobne emocje również dlatego, że nie próbujemy dostrzec ich p r a w d z i w y c h potrzeb. Ich prawdziwą potrzebą może być to, by otrzymać od nas, zamiast rad i wskazówek, więcej wolności albo wsparcia w ich własnych decyzjach, postanowieniach i działaniach (nawet jeżeli mają odmienną od nas wizję swojego dobra).
Bohater przypowieści na koniec życia modlił się: „Panie, udziel mi łaski, bym sam się zmienił”. Dodaje, że gdyby tak modlił się od początku, nie zmarnowałby życia, które tymczasem upłynęło mu na daremnych próbach zmieniania świata i innych ludzi. To gorzkie podsumowanie całej historii potrafi wywołać silne uczucia i mocno wryć się w pamięć. Mówi się często, że wszelkie zmiany należy zaczynać od siebie. W mojej ocenie przypowieść de Mello wskazuje inne rozwiązanie: by wszelkie zmiany zarówno zaczynać od siebie, jak i na sobie kończyć. By przyjąć, że tak naprawdę zmienić możemy tylko samych siebie i tylko to warte jest naszego wysiłku i starań. Myślę, że warto pochylić się na chwilę nad tą przypowieścią i zastanowić się, jakie ma ona znaczenie dla każdego z nas indywidualnie.
2. Dlaczego zmiana jest trudna
Zmienić siebie to zadanie wymagające wielkiej odwagi i cierpliwości. Zmiana może być bardzo trudnym, wręcz bolesnym procesem. Dużo łatwiej jest podążać ścieżką znaną, chociaż niewygodną, związaną z chaosem, cierpieniem. Trwać w nawykach i automatyzmach, od lat ukształtowanych schematach myślenia i wzorcach zachowania. Autor przytoczonej na początku artykułu przypowieści, Anthony de Mello, powiedział „Rozpadające się iluzje boleśnie ranią”. Każda zmiana, również zmiana dokonująca się w procesie psychoterapii, polega na zmierzeniu się z problemami, których próbowaliśmy nie dostrzegać lub które ignorowaliśmy, a także na stanięciu oko w oko z jakąś trudną do przyjęcia prawdą. Dlatego można latami unikać zmiany, nawet jeżeli mogłaby prowadzić do dużo szczęśliwszego życia.
Ze zmianą wiąże się też rozbicie, zniszczenie czegoś, co było nam dobrze znane, do czego byliśmy przyzwyczajeni, a więc w pewnym sensie przywiązani. To również boli. Przyszłość jawi się jako nieznana i niepewna. Stare wzorce musimy porzucić, a wiemy, że nowych jeszcze nie mamy wypracowanych, więc nie wiadomo, jak ta zmiana się potoczy. Czy okaże się dla nas pozytywna, czy może będzie jeszcze gorzej niż było?
3. Odnaleźć nadzieję
W tych wątpliwościach nadzieję może przynieść pewna znana w psychologii teoria, której autorem jest Kazimierz Dąbrowski. Nosi ona nazwę Teoria Dezintegracji Pozytywnej i mówi o tym, że aby był możliwy prawidłowy rozwój osobowości człowieka, musi nastąpić w jego psychice pewna dezintegracja, czyli de facto rozpad, rozbicie pewnej integralnej, pierwotnej całości. Później z powstałych w ten sposób „kawałków” będzie można złożyć nową, bardziej dojrzałą całość. Człowiek w miarę upływu czasu jest w stanie kierować tym procesem w coraz bardziej świadomy, twórczy i celowy sposób.
Pierwszym i kluczowym krokiem w kierunku zmiany jest wiara w to, że jest ona możliwa oraz nadzieja, że uda się ją osiągnąć. Myślę, że to coś więcej niż motywacja do zmian. Oczywiście, motywacja jest niezwykle istotna. Może występować konflikt motywacyjny, gdy z jednej strony pragniemy zmiany, a z drugiej obawiamy się jej, nie jesteśmy jej pewni. Motywacja może być bardziej lub mniej trwała. Ale pojęcia wiary i nadziei, aczkolwiek niekoniecznie często używane w psychologii, kojarzą mi się z czymś trwalszym niż motywacja. Wiążą się z głębokim pragnieniem zmiany, z pewnym przywiązaniem do niej, dlatego są bardzo dobrym (a może nawet koniecznym?…) punktem wyjścia do wprowadzenia zmian w życiu.
4. Od czego zacząć
– Dlaczego wszyscy tutaj są tak szczęśliwi, a ja nie?
– Dlatego, że nauczyli się widzieć dobro i piękno wszędzie – odpadł mistrz.
– Dlaczego więc ja nie widzę wszędzie dobra i piękna?
– Dlatego, że nie możesz widzieć na zewnątrz siebie tego, czego nie widzisz w sobie.
(Anthony de Mello)
Zmiana pojawia się wtedy, gdy ktoś staje się tym, kim jest, a nie kiedy usiłuje stać się tym, kim nie jest. (Arnold Beisser)
Ciekawym paradoksem jest to, że dopiero wtedy, gdy zaakceptuję siebie takim, jakim jestem, mogę się zmienić. (Carl Rogers)
Zmiana, paradoksalnie, zaczyna się od zaakceptowania siebie takiego, jakim lub jaka jestem. To może się wydawać dziwne, bo przecież nie zależy nam na tym, by spocząć na laurach i stać w tym samym miejscu. Akceptacja jednak na tym nie polega.
Prawdziwa akceptacja siebie polega na:
- Przyjęciu siebie bezwarunkowo. Żadne okoliczności nie determinują naszej wartości. Jesteśmy wartościowi bez względu na wszystko.
- Przyjęciu siebie bez osądzania i oceniania. Zamiast tego dobrze jest doceniać swoje mocne strony, zasoby i wysiłek.
- Przyjęciu siebie jako autonomicznej jednostki i przyznaniu sobie swobody bycia i wyboru. Naciskanie na siebie, by coś zrobić lub czegoś nie robić, przymuszanie się do czegoś, niepozwalanie na coś, nadmierne kontrolowanie się mogą mieć efekt odwrotny do pożądanego. Mogę wybrać zmianę albo zostać przy dawnym sposobie funkcjonowania, to zależy ode mnie. To ja decyduję, czy wybiorę coś, co ma dla mnie pozytywne konsekwencje, czy też wybiorę coś, co ma konsekwencje negatywne.
- Przyjęciu postawy empatii, troski, zrozumienia wobec samego siebie.
Carl Rogers, wybitny psycholog humanistyczny, pisał, że poczucie, iż nie zasługujemy na akceptację, nas paraliżuje. Nasza zdolność do zmiany jest wówczas zmniejszona lub zablokowana. Natomiast poczucie, że jesteśmy akceptowani tacy, jacy jesteśmy, dodaje nam skrzydeł i otwiera przed nami możliwość prawdziwej i głębokiej zmiany. Warto pamiętać o tym, by zacząć od zaakceptowania siebie takimi, jakimi jesteśmy. Dopiero wówczas będziemy gotowi na zmianę. Być może nie będzie ona wyglądać tak, jak początkowo sobie ją wyobrażaliśmy, mając przed oczyma całą długą listę swoich wad, słabych stron, złych nawyków do wyeliminowania… Być może jej sednem będzie s t a w a n i e się sobą i przybliżanie się do naszych wartości i celów.
Learn MoreO sztuce odpoczynku
„W przeciwieństwie do XIX wieku to praca, a nie wolny czas stanowi wyznacznik społecznego statusu. Jeśli jesteśmy zajęci, to znaczy, że jesteśmy ważni. Ale jednocześnie czujemy się wyczerpani.”: pisał Jonathan Gershuny, badacz zajmujący się wykorzystywaniem czasu. Ten stan wyczerpania stanowi, paradoksalnie, coś, czym możemy chwalić się innym. „Nie mam czasu na sen ani odpoczynek” – oto motto człowieka sukcesu na miarę dzisiejszych czasów. A jeżeli już odpoczynek, to ustrukturyzowany, z aplikacją do medytacji, zegarkiem w ręku, według przepisu z poradnika. Co człowiek XXI wieku powinien wiedzieć o sztuce odpoczynku?
Pułapka efektywności
Przede wszystkim to, że praktykowanie sztuki odpoczywania jest mu bardzo potrzebne. Brak odpoczynku, a właściwie efektywnego odpoczynku, to nasza zmora. Słowo „efektywny” zostało tutaj troszkę przewrotnie użyte, bo to właśnie pragnienie bycia nieustannie efektywnym najbardziej przeszkadza nam odpoczywać. Efektywność dla wielu z nas stała się synonimem naszej wartości. Oceniamy siebie przez pryzmat ilości czasu, który poświęciliśmy w ciągu dnia na pracę, naukę, szeroko rozumiany rozwój. Dlatego nasze samopoczucie, a nawet samoocena, może spadać po dniu spędzonym na nicnierobieniu.
To prawda, że praca nadaje naszemu życiu rytm, a często i sens. Ale jeżeli jesteśmy ciągle zajęci, przestajemy funkcjonować w naturalnym i potrzebnym dla naszego ciała i umysłu cyklu aktywności i odpoczynku. Możemy znieczulić się na sygnały zmęczenia, ale towarzyszyć nam będzie nieokreślone napięcie. Z kolei gdy odpoczywamy zbyt długo i ponad nasze potrzeby, możemy doświadczyć spadku dobrego samopoczucia. Podobnie, gdy odpoczywamy w sposób wymuszony (np. podczas przedłużającej się choroby), efekt regeneracyjny odpoczynku znika.
Dlatego pierwsza wskazówka brzmi: znajdź balans między aktywnością (pracą) a odpoczynkiem. Liczą się tu przede wszystkim Twoje potrzeby, Twoje zdrowie i równowaga psychiczna. Mają one pierwszeństwo przed ogólnymi zaleceniami i liczbami z poradników.
Zmęczeni czy wypoczęci
Pracując, wykorzystujemy różne swoje zasoby. Gdy intensywnie działają takie procesy umysłowe, jak spostrzeganie, uwaga czy pamięć, zużywa się mnóstwo energii i po pewnym czasie w sposób naturalny przychodzi zmęczenie. Ono z kolei negatywnie wpływa na zdolności poznawcze. Trudno jest cały czas działać na najwyższych obrotach! Zarówno przy pracy fizycznej mięśnie, jak i przy pracy umysłowej umysł, w końcu doznają zmęczenia. Potrzebna jest wówczas przerwa w pracy i regeneracja.
Jeżeli zignorujemy tę potrzebę, nasza wydajność zacznie gwałtownie spadać. Zadanie, które początkowo wydawało się łatwe, stanie się trudne. W stanie znużenia i zmęczenia łatwiej zapominamy, mamy osłabioną koncentrację, utrudnione zrozumienie i właściwą ocenę sytuacji, stępione emocje. Krótko mówiąc, funkcjonujemy na dużo gorszym poziomie. Nie łatwiej po prostu odpocząć, gdy czujemy taką potrzebę?
Jak wynika z badań, poświęcenie czasu na relaks skutkuje podejmowaniem lepszych decyzji, zmniejszeniem ryzyka wystąpienia depresji, poprawieniem pamięci i większą odpornością organizmu. Odpoczynek to zarówno lekarstwo, jak i „suplement” wspomagający zdrowie.
Zatem druga wskazówka: odczytuj sygnały zmęczenia i pozwól sobie na przerwę w pracy!
Aktywny czy pozbawiony aktywności odpoczynek
Aktywność nie musi być przeciwieństwem odpoczynku. Czasami aktywność jest właśnie świetnym sposobem na odpoczywanie. Wysiłek fizyczny może pełnić rolę przeciwwagi dla wysiłku umysłowego.
W szeroko zakrojonych badaniach przeprowadzonych przez naukowców z uniwersytetu Durham, które objęły 18 tysięcy osób ze 135 krajów, respondenci wskazywali zajęcia, które najbardziej ich odprężają. Pierwsze miejsce wśród 10 najczęściej wskazywanych czynności zajęło czytanie. Bez wątpienia należy ono do form wypoczynku połączonych z wysiłkiem umysłowym.
Cała lista 10 najbardziej odprężających aktywności przedstawiała się następująco: *
1. Czytanie
2. Na łonie przyrody
3. Chcę być sama
4. Słuchanie muzyki
5. Zwykłe nicnierobienie
6. Długi spacer
7. Rozkoszna gorąca kąpiel
8. Marzenia na jawie
9. Oglądanie telewizji
10. Mindfulness
Wniosek trzeci: każdy z nas może znaleźć sposób odpoczywania, który będzie najlepszy dla niego. Zarówno nicnierobienie, jak i ambitna wyprawa rowerowa, mogą być równie skuteczne. Wszystko zależy od tego, czego potrzebujesz, co lubisz, co cię najbardziej odpręża.
Online czy offline
Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Obecnie rozrywka kojarzy nam się raczej ze światem online. Po stresującym dniu chętnie odpoczywamy, oglądając ulubiony film, serial lub grając w grę na laptopie. Czytanie też nie koniecznie utożsamiane jest z przewracaniem kartek książki, bo może do tego służyć czytnik kindle lub aplikacja z audiobookami. Życie towarzyskie również w dużej mierzy toczy się w internecie. I to nie jest tak, że mamy z tego rezygnować. Jednak obecnie bywamy częściej przestymulowani niż niedostymulowani bodźcami pochodzącymi z urządzeń elektronicznych, zwłaszcza od początku pandemii, gdy zdalne nauczanie i praca stały się codziennością. Warto wziąć to pod uwagę. Nasz organizm może mieć dość niebieskiego światła płynącego z ekranu laptopa czy smartfona i potrzebować tak zwanego cyfrowego detoksu. Warto dać sobie szansę pobyć przez jakiś czas offline. Oczywiście nie wszystko na raz, nie od razu trzeba wyjeżdżać na bezludną wyspę! Wszystko zależy od tego, jak bardzo czujesz się przywiązany do urządzeń elektronicznych. Może oddechem dla Ciebie będzie już 15 minut bez sprawdzania telefonu? Może będzie to godzina, może jeden wieczór, a może cały dzień? Pozwól sobie zadecydować o tym, czego potrzebujesz Ty, Twój organizm, Twój mózg. Przekonasz się, że Twój mózg będzie Ci niezmiernie wdzięczny za chociaż chwilę takiego detoksu. Zwłaszcza w godzinach wieczornych odpoczynek od ekranu może zapewnić lepszy, głębszy sen. Jeżeli zdecydujesz się spędzić godzinę na łonie natury zamiast w pokoju przed laptopem, Twój organizm prawdopodobnie odwdzięczy się większą ilością energii, jasnością myśli i dużo lepszym samopoczuciem.
Sztuka odpoczynku czy sztuka życia
„Ludzie spieszą się w pracy, dlatego niedbale ją wykonują; spieszą się w używaniu życia, dlatego jego smaku nie odczuwają; spieszą się w odpoczynku, dlatego nie mogą wypocząć.” (Antoni Kępiński)
To nie nowość, że ciągle się gdzieś spieszymy. Odpoczynek albo sobie dawkujemy, albo w ogóle się na niego nie decydujemy. Czy jednak fakt, że zmienimy sposób odpoczywania, naprawdę nam pomoże lepiej odpoczywać? Czy problem nie leży głębiej?
Sztuka odpoczynku jest właściwie sztuką życia. Bardziej zbalansowanego, spokojniejszego, wyważonego, może nawet odrobinę minimalistycznego. Jeżeli chcesz lepiej odpoczywać, musisz znaleźć na to czas, a to niejednokrotnie oznacza pozbycie się z życia rzeczy i spraw niepotrzebnych.
Kika inspirujących nurtów oraz idei, podejmujących między innymi kwestię odpoczynku i wolnego czasu, wymienię tutaj: stoicyzm, norweskie hvile, duńskie hygge, szwedzkie lagom, w końcu: mindfulness… niestety, w tym artykule nie wystarczy miejsca na przyjrzenie się im wszystkim po kolei, ale na pewno warto poświęcić im trochę uwagi i sprawdzić, które z nich są nam najbliższe.
Na pewno łączy je jedna rzecz: odpoczynek nie jest rozumiany jako strata czasu czy konieczna do wykonania aktywność wciśnięta między dwa inne punkty planu dnia, a jako bardziej trwały stan. Jako sztuka życia.
*”Sztuka odpoczynku. Jak znaleźć wytchnienie w dzisiejszych czasach” Claudii Hammond
Ankieta, o której wspominam w artykule, miała tytuł Test odpoczywania (Rest Test). Wielu respondentów przyznało, że ma za mało odpoczynku. Aż dwie trzecie chciałoby odpoczywać więcej. Kobiety znajdują dziesięć minut dziennie mniej na odpoczynek niż mężczyźni. Mniej odpoczywają osoby opiekujące się kimś, a najmniej osoby młode pracujące na pełen etat, zarówno kobiety, jak i mężczyźni.
Learn MoreŚwiąteczna gorączka. Czym są dla nas Święta?
Świąteczna gorączka. Czym są dla nas Święta?
Świąteczna gorączka. To hasło nie wymaga wielu wyjaśnień. Przygotowania do Świąt spędzają sen z wielu powiek. Kalendarz świątecznych przygotowań zaczyna się często już około miesiąc przed Wigilią, bo jest tyle do zrobienia, że lepiej nie zostawiać tego na ostatnią chwilę. Gdy przychodzą święta, wielu z nas jest już tak zmęczonych, że marzy tylko o tym, aby było już po wszystkim.
Tradycja 1. Świąteczna gorączka
Rodzinne Święta w dużym gronie są w Polsce, a zwłaszcza w niektórych jej regionach, bardzo silnie zakorzenioną tradycją. Rodzina zbiera się na wspólnym biesiadowaniu od rana do wieczora, a jedzenia musi wystarczyć dla wszystkich na kilka dni. A najlepiej, aby jeszcze zostało! To też swego rodzaju tradycja. Zamiennie użyłabym określenia schemat, w który należy się wpisać. Wprawdzie coraz więcej osób stara się wyłamywać z tych schematów i decyduje się na przykład przygotować znacznie mniej potraw, niż dwanaście, ale te osoby mogą z kolei spotkać się z dezaprobatą rodziny i otrzymać komunikat, że nie wystarczająco się postarały. Tak więc świąteczna gorączka jest na tyle mocno zakorzeniona w naszej mentalności, że za zrezygnowanie z przeżywania jej grożą swego rodzaju społeczne „sankcje” w postaci dezaprobaty i przyklejenia łatki „buntownika”, „złej gospodyni/ złego gospodarza” (lub po prostu leniwej/ leniwego!). Zahacza to trochę o ostracyzm…
Tradycja 2. Świąteczny perfekcjonizm
Nie dość, że jest tyle do zrobienia, to jeszcze należy to zrobić i d e a l n i e. Tylko perfekcyjnie ubrana choinka, wysprzątane „na błysk” mieszkanie i stół nakryty bez zarzutu mogą stworzyć świąteczną atmosferę, o którą nam chodzi. Dlatego potrafimy się zaharowywać ponad siły, aby osiągnąć ten efekt. Nie śpimy, padamy ze zmęczenia, ale nie możemy odpuścić. Bo jak by to o nas świadczyło… w końcu przychodzi Wigilia i cud, jeżeli starczy nam sił, aby jeszcze się nią cieszyć…
Tradycja 3. Świąteczne kłótnie
… stąd mamy i świąteczne kłótnie. Zmęczenie, stres, napięcie sprawiają, że łatwiej wpaść w złość, krzyczeć na siebie nawzajem, wyładowywać swoje emocje na bliskich. Kłótnie mogą dotyczyć wszystkiego, kłócimy się przecież o najdrobniejsze detale. To mocny argument, ale badania wskazują na to, że w Święta zwiększa się liczba samobójstw…
Im bardziej perfekcyjnie mają być Święta, tym bardziej zwiększa się presja, jaką czujemy. Bywa tak, że członkowie rodziny nie mogą się dogadać co do wizji Świąt, np. dzieci nie odczuwają potrzeby angażowania się w gorączkowe przygotowania, bo nie zależy im na tylu potrawach i idealnym porządku w mieszkaniu, a rodzice czują się osamotnieni w przygotowaniach i zawiedzeni, więc przymuszają dzieci do pomocy. Rodzice z kolei mogą czuć presję, bo na Święta przyjeżdżają ich bardzo przywiązani do tradycji rodzice. Jest to spore uproszczenie, może być przecież też zupełnie inaczej; nie zawsze im starsze pokolenie, tym bardziej tradycyjnie chce obchodzić Święta. Ważne jest to, że miewamy różne wizje Świąt, a rzadko próbujemy otwarcie porozmawiać o potrzebach i oczekiwaniach, a następnie przekuć je na konkretne plany. Czy nie wspaniale by było, gdyby rodzinne świętowanie było czymś, na co wszyscy czekamy i z czego wszyscy się cieszymy?
Tradycja 4. Świąteczne kalorie
W filmie „Spencer” są sceny, w której członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej siadają na wagę przed Świętami i po Świętach. Są ważeni, by okazało się, czy przez Święta przybrali na wadze. To ich tradycja. Myślę jednak, że można mówić o podobnej tradycji w polskich domach. W pewnym sensie w dobrym tonie jest w okresie Bożego Narodzenia jeść dużo, wręcz do przesady i ponad swoje możliwości. Większość z nas przybiera wówczas na wadze. Czujemy się ociężali i przejedzeni. Czy ma to jakąkolwiek funkcję poza wpisywaniem się w pewien schemat? Czy naprawdę potrzebujemy tego i czujemy się z tym dobrze?
Tradycja 5. Świąteczne tabu
Istnieją pewne tematy, których przy świątecznym stole się nie porusza. Jeden z nich króluje w tym zestawieniu: polityka. Obecnie nasze społeczeństwo jest bardzo podzielone w obszarze światopoglądowym i społeczno-politycznym (a covid tylko dorzuca do tego pieca), co oznacza też, że z ogromnym prawdopodobieństwem przy jednym stole znajdą się przynajmniej dwie osoby o skrajnie odmiennych poglądach, które mogłyby wejść w zajadłą dyskusję. I bardzo często tak się dzieje… a od takiej dyskusji często tylko jeden krok do kłótni, a nawet do długotrwałego konfliktu. Czy to oznacza, że nie powinniśmy w ogóle rozmawiać o polityce w rodzinnym gronie?
Na pewno warto przyjąć, że różnica zdań nie musi odbierać nam poczucia wzajemnej bliskości. Czasami chcemy, aby nasi bliscy myśleli podobnie, jak my, bo wtedy jest nam jakoś łatwiej. Trzeba się jednak przygotować na to, że nie zawsze tak będzie. Chociażby dla rodziców często szokiem jest, gdy nastoletnie dzieci zaczynają mieć własne zdanie, często odmienne od ich zdania. Czy to nie jest jednak oznaka dojrzałości i rodzącej się niezależności? Podobnie jest ze wszystkimi relacjami. Wszak jest w nas potrzeba posiadania prawa do głosu i wyrażania swoich poglądów, a także potrzeba, by otrzymać od bliskich wysłuchanie, wsparcie, szacunek, akceptację i miłość niezależnie od tego, czy się z nami zgadzają, czy nie.
Co wiec zrobić przy świątecznym stole z tematami tabu, takimi jak polityka? Najlepiej nie bać się ich i nie uciekać od nich. Jeżeli taki temat zostanie poruszony przez kogoś, spróbujmy podjąć rozmowę z szacunkiem dla siebie nawzajem i dla cudzego zdania. Nie musimy przecież przekonywać się nawzajem do swoich racji. Naszym celem może być, by się nawzajem lepiej poznać; dowiedzieć się, co myślą i czują osoby dla nas ważne. Nie ma tematu, który definitywnie przekreśli bliskość między nami – to my o tym decydujemy!
Tradycja 6. Magia Świąt
W mediach i reklamach hasło „magia świąt” co roku bije rekordy popularności. Dla każdego pewnie oznacza to troszkę co innego. Ja bardzo lubię dreszczyk, który zdarza mi się czuć, gdy widzę bożonarodzeniowych dekoracje i słyszę świąteczną muzykę… chociaż najbardziej niezwykłym przeżyciem jest dla mnie wpatrywanie się w światło świecy migoczące w ciemności w wigilijną noc.
Atmosfera Świąt jest niewątpliwie czymś absolutnie wyjątkowym, wyczekiwanym, uwielbianym. Ma to być święto radosne, pełne rodzinnego ciepła. Tego życzymy sobie nawzajem i taką wizję kreują media. Mamy wysokie wymagania, poprzeczka zawieszona jest wysoko. Co się dzieje, gdy rzeczywistość okaże się odbiegać od naszych oczekiwań? Może pojawić się uczucie zawodu i frustracji, a w rezultacie i gorsze samopoczucie. Pytanie, czy warto jest nastawiać się na niepowtarzalną atmosferę jak z reklamy? Czy nie odbieramy sobie w ten sposób szansy na radosne świętowanie i dostrzeganie wartości tego, co mamy?
Czy istnieje jedna recepta na świąteczną gorączkę? Raczej trudno byłoby ją znaleźć, ale można pamiętać o kilku, najważniejszych kwestiach. Przede wszystkim o życzliwości i wyrozumiałości dla siebie oraz o dostrzeganiu i wyrażaniu własnych potrzeb. Następnie o dostrzeganiu potrzeb bliskich osób, wyrozumiałości i życzliwości dla nich. W końcu o tym, że niczego nie musimy, a wszystko ma służyć nam i naszym bliskim, byśmy mogli odpocząć, spędzić razem czas, poznać się lepiej i zbliżyć się do siebie.
Learn MoreKiedy jest najlepszy czas na psychoterapię?
Jeżeli zastanawiasz się nad skorzystaniem z pomocy psychoterapeuty, to ten tekst jest dla Ciebie. Wiele osób będących w trakcie terapii żałuje, że nie zaczęły jej wcześniej, co według nich ułatwiłoby im życie lub pozwoliło uniknąć problemów i cierpień, z którymi się wcześniej zetknęli. Z jednej strony faktem jest, że psychoterapia osób młodszych, we wczesnej dorosłości, może przebiegać łatwiej i szybciej niż u tych samych osób dekadę lub dwie później. Wynika to z procesów kształtowania się struktur osobowości, które, trochę jak kości, u młodszych osób są bardziej giętkie i podatne na formowanie w przypadku zniekształceń, natomiast z biegiem lat twardnieją i sztywnieją. Wszelkie zmiany potrzebują wtedy więcej czasu. Człowiek porusza się po coraz bardziej utartych ścieżkach myślenia, przeżywania i systemu przekonań. Im dłużej tkwi w przynoszących cierpienie mechanizmach i schematach, tym bardziej wydają się one jedynymi możliwymi sposobami odbioru rzeczywistości i tym trudniej poddają się zmianie.
Jednak każdy medal ma dwie strony. Drugą stroną jest narcystyczne dążenie, typowe dla naszych czasów, aby stać się najlepszą wersją siebie, niezależnie od kosztów oraz uwarunkowań wewnętrznych. Można przytoczyć tutaj metaforę roślin, które umarłyby, gdyby przesadzać je co sezon w nowe miejsce, aby lepiej rosły. Uschłyby, nie mogąc się zakorzenić dobrze w jednym miejscu, nawet, jeśli kolejne miejsca byłyby obiektywnie coraz lepsze pod kątem warunków.
Możemy również pomyśleć w tym kontekście o tym, że przecież nie oczekujemy od niemowląt, że będą biegać ani nie krzyczymy na raczkujące dziecko, że jeszcze nie chodzi. Dzieje się tak dlatego, że w tym przypadku łatwo dostrzec proces będący podstawą rozwoju. Nawet, jeśli bardzo chcemy, aby nasze dziecko zaczęło już chodzić, to wiemy, że potrzebne mu jest przejście wszystkich etapy rozwoju.
A jednak, z jakiegoś powodu, w stosunku do siebie chcemy przeskoczyć te etapy i od razu znaleźć się na końcu drogi. Wydaje nam się, że powinniśmy już być tam, a nie tu. Próbujemy zmusić siebie do bycia gotowym na zmiany. Łatwo przeoczyć, że podczas tego siłowania się ze sobą wcale nie posuwamy się naprzód, tylko dodatkowo usztywniamy obecną pozycję. Nie dajemy sobie czasu, żeby zauważyć, że pewne zmiany są możliwe dopiero jako kolejne etapy procesu.
Warto zatem nie odkładać decyzji o skorzystaniu z pomocy z nadzieją, że problem sam się rozwiąże lub poradzimy sobie z nim na własną rękę. Będąc już w terapii natomiast warto pamiętać, aby na siebie nie naciskać i siebie nie pospieszać, ponieważ prawdziwe, głębokie zmiany nie mogą być wymuszone i potrzebują czasu.
Learn MoreUcieczka od przyjemności
„Czy to nie zbyt mały problem, żeby się z nim od razu na psychoterapię wybierać?” Są osoby, które, wchodząc do gabinetu psychoterapeuty, od pierwszej sesji umniejszają to, z czym przyszły. Już po pierwszych zdaniach wyjaśniających doświadczaną trudność osoby te zaprzeczają, że to jest problem, czasem nawet żartując, że na świecie jest tyle cierpienia, a tu taka, w sumie mała, sprawa. Czasami opowiadając o swoim cierpieniu robią to w taki sposób, jakby byli na spotkaniu towarzyskim i zabawiali gości.
W procesie socjalizacji nieświadomie internalizujemy przekonanie, że nasze problemy nie są tak istotne, jak problemy innych osób. A przynajmniej aż do chwili, gdy nie stanie się tragedia na miarę artykułu w gazecie lub programu telewizyjnego opisującego ludzkie krzywdy.
Słyszymy od dziecka: „Tobie się lekcji nie chce odrabiać, a niektórzy chodzą 20 km do szkoły na piechotę” albo „Nie smakuje ci – to pomyśl o dzieciach, które w ogóle nie mają co jeść”. Te i tym podobne stwierdzenia przekazują komunikat: „Dopóki nie jest bardzo źle i to OBIEKTYWNIE źle, to nie ma znaczenia co czujesz, myślisz czy z czym się zmagasz. Nie powinieneś też doświadczać radości i przyjemności, skoro gdzieś na świecie ktoś cierpi.”
Z biegiem lat w rozmowach z innymi zaczynamy prześcigać się w tym, kto doświadczył gorszych rzeczy, odpowiadając rozmówcy na jego opowieść: „To jeszcze nic, posłuchaj, co mnie się przytrafiło…”. Stajemy się przy tym coraz bardziej niepewni i wstydzimy się, że martwi nas jakiś aspekt naszego życia, choć na zewnątrz wszystko wygląda w porządku. Często w gabinecie słyszę: „Na pewno przychodzą do Pani ludzie z większymi problemami”. A przecież to, że nie zajmiesz się swoim cierpieniem, trudnością czy nawet niewygodą, wcale nie pomoże człowiekowi z regionu ogarniętego wojną, głodem – a nawet sąsiadowi z drugiego końca ulicy. Za to zmniejszenie Twojego cierpienia zmniejszy jego ilość w świecie, a więc wszyscy z tego skorzystamy. Pokonując swoje trudności, możesz przyczynić się do dobra swojego, swojej rodziny, bliskich, a nawet całej społeczności.
Przyjrzyj się więc, jakie przekonania, lęki czy myśli powstrzymują Cię przed szukaniem wsparcia dla siebie w przeróżnych formach, mimo że czujesz, że jest Ci ono potrzebne? Jak brzmi myśl, która blokuje Cię przed życiem pełnią życia, przed doświadczaniem radości i przyjemności?
Learn MoreO relacjach rodziców i ich dorosłych dzieci
Jako dziecko podczas rodzinnej kolacji wigilijnej zazwyczaj nie mogłam się doczekać, kiedy nastąpi chwila otwierania prezentów. Był to w pewnym sensie kulminacyjny moment wieczoru, pełen ekscytacji i bardzo emocjonujący. Bardzo możliwe, że większość z nas ma podobne skojarzenia ze świątecznym prezentami. Prezenty mogą być wyrazem miłości i przywiązania, mogą dawać wiele radości osobie obdarowywanej i obdarowującej. Czasami jednak budzą inne, mniej pozytywne emocje: rozczarowanie, lęk; są źródłem stresu. Co zrobić, by bożonarodzeniowe prezenty zbliżały nas do siebie, a nie oddalały i by Święta były czasem obdarowywania się nawzajem tym, co najlepsze?
Świąteczny szał zakupów
W mediach i galeriach handlowych Święta zaczynają się już w listopadzie. Choinki, bombki, światełka, piosenki świąteczne, przeceny i tłumy – tak w skrócie można opisać to, co dzieje się w sklepach i na ulicach miast. Reklamy zachęcają nas do tego, by pomyśleć o świątecznych zakupach i prezentach. Trudno nie ulec tej zachęcie, w końcu wielu z nas bardzo lubi kupować prezenty i czeka na to cały rok, a dodatkowo podczas zakupów można poczuć ten niezwykły i jedyny w swoim rodzaju klimat Świąt! Istnieje jednak i druga strona medalu. Jeżeli czujemy potrzebę znalezienia idealnego prezentu, możemy odczuwać sporą presję i stres. Nie chcemy przecież zawieść bliskiej osoby – i siebie! Natłok bodźców i pośpiech podczas zakupów mogą sprawić, że zamiast cieszyć się tym czasem, będziemy odczuwać napięcie i zmęczenie. Świąteczne zakupy łatwo mogą stać się ogniwem w łańcuchu gorączkowych przedświątecznych przygotowań, które tak często stają się źródłem konfliktów i napiętej atmosfery w rodzinach. Bardzo możliwe, że gdybyśmy bardziej zadbali o siebie w tym przedświątecznym czasie i robili tylko tyle, ile naprawdę chcemy i jesteśmy w stanie, to moglibyśmy ofiarować sobie i swoim bliskim na Święta więcej spokoju i radości.
Po co to całe zamieszanie?
Dlaczego robimy sobie nawzajem świąteczne prezenty? A raczej niekoniecznie czemu l u d z i e robią sobie nawzajem prezenty, tylko dlaczego j a robię prezenty moim bliskim? Co jest w tym takiego ważnego dla mnie? Dla niektórych największą radością będzie proces tworzenia pomysłu na podarunek, dla niektórych będzie to szukanie i kupowanie prezentów (a może samodzielne ich wykonywanie?), dla jeszcze innych osób – moment, gdy widzą reakcję osoby obdarowywanej. Są wśród nas ci, którzy wolą dawać w prezencie rzeczy przydatne na co dzień i ci, którzy wolą wręczać coś mniej praktycznego, ale posiadającego wartość sentymentalną lub estetyczną. Robimy prezenty, bo tak każe tradycja, aby sprawić przyjemność komuś bliskiemu, a także dlatego, że to sprawia przyjemność nam samym. A co z głębszym znaczeniem naszego prezentu? Prezenty świąteczne potrafią doskonale obnażyć fakt, że tak naprawdę nie znamy siebie nawzajem. Z tego względu czas Świąt jest doskonałą okazją, by zadać sobie pytanie, czy pozwalasz swoim bliskim ciebie poznać? Czy wpuszczasz ich do swojego świata, by wiedzieli, co lubisz, co cię pasjonuje, co sprawia ci przyjemność? Czy dajesz sobie szansę poznać ich w sposób autentyczny?
Świąteczne podarunki mogą przekazywać bardzo wiele treści, od „kocham cię, jesteś dla mnie ważny/-a” po „nie znam cię”, „nie mam dla ciebie czasu”, „nie obchodzi mnie to, kim jesteś i czego pragniesz”. Jeżeli zależy ci na przekazywaniu tego pierwszego komunikatu, to w tym roku możesz podjąć pewną ważną refleksję, zanim rzucisz się w wir świątecznych zakupów.
Zadaj sobie pytanie, jaki prezent sprawi, że bliska osoba poczuje, że:
- uważnie słuchasz tego, co ona do ciebie mówi i co komunikuje na temat swoich potrzeb,
- dobrze ją znasz,
- wspierasz jej zainteresowania i pasje,
- doceniasz to, co robi na co dzień w szkole, w pracy, na studiach, w wolnym czasie,
- pamiętasz o wspólnie spędzonych chwilach, wspomnieniach,
- dbasz o to, by w najbliższej przyszłości (może nawet już w Święta) spędzić z tą osobą czas w taki sposób, w jaki obie lubicie go spędzać,
- kochasz ją.
Często mówi się o tym, że najważniejszym prezentem, jaki można ofiarować drugiej osobie, jest własny czas. W dzisiejszym świecie czas wydaje się dużo bardziej wartościowy niż pieniądz. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać… Wiele spraw i dystraktorów stoi na drodze między bliskimi sobie osobami i utrudnia im wspólne spędzanie wartościowego czasu. Mimo wszystko w te Święta spróbujmy z całych sił ofiarować naszym ukochanym ludziom spokojne i uważne wysłuchanie ich, otwarcie się na ich uczucia i potrzeby, szczere starania, by zrozumieć, co chcą nam przekazać.
Być może czasami, chcąc stworzyć magiczną atmosferę Świąt i idealne prezenty, zapominamy o stworzeniu przestrzeni na bycie ze sobą nawzajem… Może ciężar świątecznych przygotowań, powodując napięcie, stres i lęk, wywołując konflikty, pozbawia nas uważności skierowanej na bliskie osoby?
Learn MoreZniżka 20% na trening biofeedback z okazji Europejskiego Dnia Mózgu
Biofeedback opiera się na najnowszych zdobyczach neurologii oraz psychologii i wiedzy o funkcjonowaniu naszego mózgu. Podczas pierwszej sesji diagnostycznej terapeuta sprawdza poziom poszczególnych fal mózgowych za pomocą aparatu EEG. Każda z fal odpowiada za inne funkcje poznawcze naszego układu nerwowego.W wyniku szybkiego tempa życia, licznych bodźców, zaburzeń w funkcjonowaniu układu nerwowego, silnych emocji i stresu, funkcjonowania poszczególnych fal mózgu zmienia się z optymalnych dla naszego funkcjonowania, w rezultacie możemy odczuwać zmęczenie, trudności w koncentracji, zaburzenia pamięci, trudności w rozumieniu przyswajanych treści, trudności w nauce, problemy z podejmowaniem decyzji oraz osiąganiem najlepszych dla nas możliwych wyników. W trakcie treningu biofeedback, którego długość jest ustalana indywidualnie z terapeutą, uczymy mózg aby pracował na najbardziej optymalnej dla nas częstotliwości fal mózgowych.
Trening biofeedback może być wykonywany od 6 roku życia bez innych ograniczeń wiekowych. Świetnie sprawdza się dla uczniów w poprawie wyników szkolnych oraz poprawie zaburzeń związanych z koncentracją uwagi i pamięcią. Jest często stosowany przez menagerów, biznesmenów oraz sportowców w celu podniesienie poziomu funkcji poznawczych oraz osiąganych wyników. Jest to również doskonałe narzędzie wspierające obniżenie poziomu stresu.